– Staramy się rozpowszechniać tę myśl na wszelkich możliwych forach – mówi nam Macwiej Kuprejczyk, przedstawiciel organizacji Belpol, zrzeszającej byłych milicjantów, którzy po 2020 r. przeszli na stronę opozycji. Wadzim Kabanczuk, który w gabinecie Swiatłany Cichanouskiej jest odpowiednikiem ministra obrony, przekonywał na konferencji przeciwników Alaksandra Łukaszenki, która odbyła się w weekend w Warszawie, że przeniesienie wojny na inny kraj europejski może mieć miejsce w ciągu najbliższych 18 miesięcy.
– Podczas startujących we wrześniu białorusko-rosyjskich manewrów Zapad 2025 nic strasznego raczej się jeszcze nie wydarzy. Ale już Zapad 2027 może mieć bardziej dramatyczne konsekwencje – dodaje analityk Wadzim Mażejka. O 2027 r. jako terminie możliwego ataku na państwa zachodnie mówił niedawno nowy głównodowodzący sił USA w Europie gen. Alexus Grynkewich, notabene z białoruskimi korzeniami. – Rosja inwestuje, a także uzyskuje zdolności mobilizacyjne w skali, która wskazuje, że jest zainteresowana, aby w ciągu trzech, czterech lat być gotową do pełnoskalowej operacji nie przeciwko Ukrainie, tylko przeciw komuś wyraźnie większemu – mówił w marcu w Sejmie premier Donald Tusk.
Białoruś może eskalować kryzys migracyjny
Macwiej Kuprejczyk na konferencji „Nowa Białoruś” wymieniał przejawy wciągania Łukaszenki w przygotowania. To przestawienie linii produkcyjnych na cele wojskowe, budowa nowego zakładu produkcji bezzałogowców uderzeniowych, rosnąca liczba prowokacji z wykorzystaniem białoruskiego terytorium, nabierająca obrotów kampania propagandowa i możliwe zwiększenie skali kryzysu migracyjnego na granicy z państwami Unii Europejskiej. W lutym w Mińsku gościł Chalifa Haftar, kontrolujący znaczną część Libii, a jego komandosi przeszli szkolenie poligonowe. Komisja Europejska – jak podał Euractiv – bada zaś przyczyny zwiększonej skali przelotów z Bengazi, gdzie znajduje się kwatera główna sił feldmarszałka Haftara, do Mińska.
Kabanczuk podkreślał znaczenie budowy na Zachodzie oddziałów na wzór walczącego po stronie Ukrainy Pułku im. Kastusia Kalinowskiego. Pułk poniósł jednak na tyle ciężkie straty, że niedawno podjęto decyzję, by nie wysyłać jego żołnierzy na szturmy. – Chodzi o stworzenie alternatywy dla białoruskich struktur siłowych, które mogą zostać wysłane na wojnę w pierwszym albo drugim rzucie. Potencjał białoruskiej armii to 300 tys. ludzi, liczba znacząca w skali regionu. Reżim Baszara al-Asada upadł w dwa tygodnie, bo wcześniej powstały Wolna Armia Syrii i inne wspólnoty powstańcze, do których zbiegli żołnierze al-Asada – dodawał. W kuluarach można było usłyszeć o pomysłach powołania białoruskich jednostek u boku narodowych armii państw, w których istnieje znacząca diaspora, w tym w Polsce. Warszawa dotychczas unikała dyskusji na ten temat.
Białoruś: nowa fabryka dronów
Belpol przytacza dowody na przestawianie fabryk na potrzeby wojskowe. Dane wskazują, że wolumeny białoruskiego eksportu sektora zbrojeniowego wzrosły z 500 mln dol. w 2022 r. do 1,25 mld dol. w 2024 r. Szedł on głównie do Rosji. Wrażenie robią wzrosty zwłaszcza w niektórych przedsiębiorstwach. BiełOMA, produkujący optykę wojskową, w 2022 r. wysłał rosyjskim partnerom 2,7 tys. sztuk oprzyrządowania, a w 2024 r. już 105 tys. W dokumencie ujawnionym przez Belpol, a podpisanym przez białoruskiego wiceministra przemysłu Alaksieja Kazłoua, wymieniane są priorytetowe dla współpracy z Rosją dziedziny produkcji: amunicja kalibru 122 i 152 mm (plan: 10 000 sztuk miesięcznie każdego typu), pojazdy MAZ i sprzęt produkowany przez BiełOMA.
Na szczególną uwagę zasługują mińskie zakłady MZKC, produkujące m.in. podwozia specjalne, wykorzystywane w różnych typach broni, jak zestawy rakietowe krótkiego zasięgu Iskandier, transportery opancerzone i systemy obrony przeciwlotniczej. Belpol wymienia 23 rosyjskich kontrahentów MZKC oraz 28 jednostek wojskowych, którym fabryka remontowała sprzęt uszkodzony na froncie. W 2024 r. wartość dostaw MZKC do Rosji wzrosła o 69 proc. rok do r.. 45 rosyjskich kontrahentów z branży zbrojeniowej ma zakład Intehrał produkujący układy scalone. A od 2023 r. w Mińsku na 16 ha kupionych po zaniżonej cenie od upadającego zakładu produkcji materiałów budowlanych powstaje fabryka dronów. Do końca 2025 r. firma ma wypuszczać 960 dronów rocznie. ©℗
Rutte: NATO pozostanie na wschodniej flance
Premier Donald Tusk ma „i dużo obaw, i dużo nadziei” przed spotkaniem Donalda Trumpa z Władimirem Putinem na Alasce. Amerykanie twierdzą, że nie mają nic przeciwko dołączeniu do amerykańsko-rosyjskiego szczytu prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, ale dodają, że rozmowy są na razie planowane w formacie bilateralnym. – Dla Polski i naszych europejskich partnerów, i mam nadzieję dla całego NATO, musi być oczywiste, że granic międzypaństwowych nie można zmieniać przy użyciu siły. Wojna nie może przynieść Rosji korzyści tylko dlatego, że jest agresorem – mówił Tusk na wczorajszej konferencji prasowej.
– Zachód, w tym państwa europejskie, nie zaakceptuje warunków rosyjskich, które miałyby polegać na zajęciu terytoriów Ukrainy – dodawał. – Decyzja na temat ewentualnej wymiany terytoriów i innych warunków pokoju musi być uzgadniana z udziałem Ukrainy – przekonywał. Sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego Mark Rutte mówił w niedzielny wieczór na antenie ABC News, że „piątek będzie ważny, ponieważ przetestuje Putina, na ile poważnie mówi o doprowadzeniu tej potwornej wojny do końca”. Rutte podsumował warunki graniczne: Ukraina musi mieć gwarancje bezpieczeństwa i powinna samodzielnie decydować o swojej przyszłości, także dotyczącej liczebności armii. – Nie może być żadnych ograniczeń naszej obecności na wschodniej flance – dodawał Holender, nawiązując do żądań Kremla wycofania z Polski i innych członków NATO, którzy przystąpili do aliansu po 1997 r., zachodnich sił i instalacji wojskowych. ©℗