Zgadza się pani z tezą zachodnich liderów, że w konsekwencji spotkania Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim jesteśmy bliżej pokoju?
Iwanna Kłympusz-Cyncadze, posłanka ukraińskiej opozycji, szefowa parlamentarnej komisji integracji europejskiej, w latach 2016–2019 wicepremier ds. eurointegracji
ikona lupy />
Iwanna Kłympusz-Cyncadze, posłanka ukraińskiej opozycji, szefowa parlamentarnej komisji integracji europejskiej, w latach 2016–2019 wicepremier ds. eurointegracji / Materiały prasowe / fot. ANASTASiiA Sirotkina/KMY/Wikipedia

Mimo pozytywnej oceny rozmowy prezydentów nie mam poczucia, by pokój był tuż za rogiem. Przekonanie, że jest, demoralizuje ukraińskie społeczeństwo i naszych europejskich partnerów, którzy kontynuują pomoc dla Ukrainy, i odwraca uwagę od konieczności wzmocnienia koordynacji działań na rzecz przymuszenia Rosji do pokoju. Porozumiewanie się z Rosją w końcu i tak doprowadzi do tego, że Rosja znajdzie jakiś pretekst do nowych ataków.

Czy angażowanie energii w ustalanie 20 punktów planu, których Rosja zapewne nie przyjmie, ma sens?

Te 20 punktów nie niesie ze sobą niczego pozytywnego ani dla Ukrainy, ani dla Europy, ani dla prawa międzynarodowego. Jakakolwiek umowa, która nie zakłada odpowiedzialności i ukarania Rosji, jest skazana na porażkę. Wszelkie wysiłki na rzecz zakończenia wojny są dla nas ważne. Ale należy wychodzić z założenia, że Rosja rozumie tylko język siły.

Jeden z punktów zakłada, że Rosja w sposób prawnie wiążący zadeklaruje, że nie napadnie na Ukrainę ani Europę. Tyle że już dziś istnieje wiele prawnie wiążących dokumentów, które zakazywały Rosji atakowanie sąsiadów.

Choćby umowa z Ukrainą o przyjaźni i uznaniu granic albo memorandum budapeszteńskie, w którym Rosja jest gwarantem ukraińskiej integralności terytorialnej. Tak jakby Rosja kiedykolwiek trzymała się tego, co podpisała.

Nie znamy szczegółów rozmów o gwarancjach bezpieczeństwa, ale wydaje się, że na stole jest propozycja zbyt słaba, by zadowalała Ukrainę, i zbyt silna, by Rosja się na nią zgodziła.

Rosja będzie naciskać na osłabienie czegokolwiek, co będzie się nazywać gwarancjami bezpieczeństwa, a Ukraina znów zostanie z papierkiem odpowiadającym memorandum budapeszteńskiemu.

Wołodymyr Zełenski wspomniał o referendum, które miałoby zatwierdzić umowę. Uważa pani taki scenariusz za realny?

To próba przerzucenia odpowiedzialności na naród ukraiński. Prezydent ma prawo podpisać dowolną umowę międzynarodową, ale jej ratyfikacja zależy od parlamentu. Zgodnie z konstytucją nie wolno przeprowadzać referendów na temat zmniejszania terytorium Ukrainy. To by zresztą również łamało zasadę zachowania suwerenności zapisaną w 20 punktach.

Wspomniała pani o roli parlamentu. Czy jako szefowa komisji integracji europejskiej konsultowano się z panią przynajmniej na temat punktów z tym związanych?

Prezydent ani jego zespół nie informują ani nie prowadzą konsultacji z parlamentem, szefami komisji ani parlamentarnymi siłami politycznymi. To też osłabia ukraińską pozycję.

Plan zakłada ustalenie konkretnej daty wejścia do Unii Europejskiej. Czy da się z góry zapisać w dokumencie datę, która będzie zależeć nie tylko od instytucji unijnych i Ukrainy, lecz także od suwerennych decyzji 27 państw członkowskich?

W pewnym momencie plan zakładał, że w umowie ma zostać zapisany 2027 r. jako data akcesji do UE. Mówiłam wtedy, że to niemożliwe z uwagi na pracę, jaką mamy do wykonania, procedury i konieczność wypracowania konsensusu. To wiele mówi o tym, w jaki sposób USA traktują suwerenność Ukrainy i państw UE. Chciałabym, aby europejscy partnerzy mieli większy wpływ na to, jak będzie wyglądać zakończenie wojny, bo od tego zależy bezpieczeństwo Ukrainy i całej Europy.

2030 r., o którym wspominają władze ukraińskie, to realna data akcesji?

Moje doświadczenie podpowiada, że w procesie eurointegracji jest zbyt dużo niewiadomych, więc unikam podawania dat. Zależą one nie tylko od Ukrainy, lecz także od UE, jej państw, czarnych łabędzi, które mogą się pojawić itd. Gdyby to była realistyczna data, powinna być już uwzględniania podczas rozmów o perspektywie budżetowej UE na lata 2028–2034, a tak na razie nie jest. ©℗

Rozmawiał Michał Potocki