Liderzy potwierdzili też, że nie poprzestaną na krótkiej rozmowie i wymianie uprzejmości w Korei Południowej. Zgodnie z zapowiedziami w przyszłym roku Trump ma odwiedzić Chiny, a Xi złożyć wizytę w Stanach Zjednoczonych.

Mimo to sytuacja wciąż przypomina raczej rozejm niż trwały pokój. Większość zapisów umowy sprowadza się do powrotu do wcześniejszego stanu rzeczy. Chiny zgodziły się odroczyć o co najmniej rok potencjalnie paraliżujące nowe ograniczenia w eksporcie metali ziem rzadkich, lecz dotychczasowe restrykcje wobec tych surowców nadal obowiązują, pozostawiając amerykańskie fabryki w niepewności co do dostaw.

Pekin wznowi też zakupy amerykańskiej soi i zapowiedział zaostrzenie kontroli nad eksportem prekursorów chemicznych wykorzystywanych do produkcji fentanylu – syntetycznego opioidu, który przyczynił się do kryzysu przedawkowań w Ameryce Północnej i był jednym z powodów wprowadzenia 20-procentowych ceł. W zamian Trump zgodził się zmniejszyć tę stawkę o połowę, co obniży średni poziom amerykańskich taryf do około 45 proc. Mimo to cła pozostają wyższe niż w momencie, gdy objął urząd.

Najtrudniejsze kwestie zostawiono do rozwiązania na “potem”. “Ale czy to „potem” w ogóle nadejdzie? Jak pokazało ostatnich sześć tygodni, wystarczy jeden błędny krok lub nieporozumienie po którejkolwiek stronie, by znów uruchomić spiralę wzajemnych retorsji i doprowadzić do pełnowymiarowej wojny handlowej między dwiema największymi gospodarkami świata” - napisał Josh Lipsky z Atlantic Council. Porozumienie zawarte w koreańskim Busan należy więc traktować wyłącznie jako chwilę wytchnienia dla świata.