Afera KPO rozsławiła klub swingersów z Lublińca niedaleko Częstochowy. Ale właściciel, którego chętnie palcami pokazuje opozycja, najwięcej pomocy publicznej dostał za poprzednich rządów - ponad 1 mln zł.
- Jak klub swingersów został bohaterem afery KPO?
- Co przedsiębiorca kupił za pieniądze z KPO?
- Nie tylko klub swingersów. Jeden adres, pięć firm
- Klub z głośną tradycją
- Swingowanie z pomocą publiczną
Po opublikowaniu mapy dotacji KPO dla branży hotelowo-restauracyjnej słowo „jacht” było odmieniane przez wszystkie przypadki, premier Donald Tusk domagał się wyjaśnień, a polityków rozgrzewała myśl o możliwej dymisji minister Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz (Polska 2050). Ostatecznie do dymisji nie doszło, ale minister zapowiedziała wstrzymanie dopłat i kontrolę przedsiębiorców, którzy dostali dofinansowanie. Wcześniej z pracą pożegnała się szefowa PARP, a przy okazji okazało się też, że o wątpliwościach w sprawie wydawania pieniędzy z KPO ministerstwo wiedziało już od jakiegoś czasu. Mleko jednak się rozlało.
Jak klub swingersów został bohaterem afery KPO?
Jednym z przedsiębiorców, który dostał dofinansowanie, był Rafał Kulejewski, właściciel kilku barów i restauracji w Lublińcu w województwie śląskim. Jego przypadek stał się głośny po tym, jak efektami KPO pochwalił się wiceminister funduszy Jacek Karnowski, a po opublikowaniu mapy dotacji w odpowiedzi dostał zrzut ekranu, na którym firma „Klub Młyn Rafał Kulejewski, Lemex” została wskazana jako beneficjent. Pod adresem, pod którym zarejestrowana jest firma, mieści się bowiem największy na Śląsku, a teraz także najbardziej znany klub swingersów.
Skomentował to m.in. Leszek Miller, pisząc: „Szkoda, że jestem w podeszłym wieku, można by poszaleć na koszt Unii Europejskiej”. Z kolei Jacek Sasin: "Ekipa Tuska dała też prawie pół miliona złotych klubowi dla swingersów w Lublińcu. Odbudowa Polski w ich wydaniu". Ale jak na złość tak się składa, że właściciel firmy najwięcej pomocy dostał pod rządami PiS - ponad milion złotych. Za czasów Tuska ponad 400 tys. zł. Tak przynajmniej wynika z publicznie dostępnych danych. Korzystał wielokrotnie m.in. z pomocy pocovidowej, zwolnień z ZUS, funduszy europejskich, pomocy Banku Gospodarki Krajowej.
Sam Kulejewski momentalnie zaczął odbierać telefony od dziennikarzy. W Fakcie mówił: - Prowadzę działalność od 2007 r. Miałem knajpki, wcześniej była tu dyskoteka, dopiero po covidzie powstał tu klub swingersów.
Co przedsiębiorca kupił za pieniądze z KPO?
Kulejewski oświadczył też, że z pieniędzy z KPO kupił maszynę do obróbki metalurgicznej, za którą zapłacił 600 tys. zł, na co wziął kredyt. Z unijnych pieniędzy dostał ponad 440 tys. - Dotacja, o którą wystąpiłem, to właśnie pomoc pocovidowa na rozszerzenie działalności gospodarczej. Idea była taka, by zbudować "drugą nogę", tak by w razie kolejnego kryzysu można było się utrzymać - mówił w Fakcie. I dodał: - Dotacja jest zamknięta i rozliczona, mogę pokazać wszystkie faktury.
Z kolei w portalu lubliniecki.pl Kulejewski mówił: - Ja miałem taką „drugą nogę” w branży metalurgicznej i złożyłem wniosek o dotację na zakup maszyny przeznaczonej na rozwój tej gałęzi gospodarczej. Zarówno tę firmę, jak i pięć pozostałych, w tym klub swingerski, rejestruję pod jednym adresem i numerem NIP. Stąd bardzo błędne, nieprawdziwe i krzywdzące uwagi części polityków, mediów i opinii publicznej. Żadna złotówka nie została przekazana na klub swingerski.
To prawda, że o pomyłkę nietrudno, jednak w historii o lokalnym przedsiębiorcy z branży gastronomicznej starającym się stanąć na nogi, po jest kilka pytań.
Nie tylko klub swingersów. Jeden adres, pięć firm
Po pierwsze, firma Kulejewskiego nazywa się tak jak klub, który można sobie zobaczyć pod adresem z dotacji KPO jeszcze na zdjęciach z Googla. Dziś działa tam klub swingersów. Na parterze jest parkiet i bar, kolejne piętra to już rozmaite strefy różnych zabaw erotycznych. Na parterze obowiązuje strój casualowy, na poziomach 1 i 2 wyłącznie erotyczny. Klub sprecyzował nawet, że panie ogranicza tylko wyobraźnia, a w przypadku panów strój erotyczny oznacza bokserki, koszulę i klapki (o tym dlaczego to ważne, później).
Z kolei "Młyn", który jest dziś w branży gastronomicznej, a nie dyskotekowej jak wcześniej, działa w Lublińcu pod innym adresem - na osiedlu domków jednorodzinnych (a z jego strony można się dowiedzieć, że jest czynny tylko w soboty od godz. 21 do 5 rano i może zorganizować prywatne przyjęcia).
To miejsce małżeństwo Kulejewskich podało jako adres ich zamieszkania, kiedy w 2010 roku stanęli do nieograniczonego przetargu na zakup innej działki, którą sprzedawało miasto. Zapłacili za nią nieco ponad 120 tys. zł. Plan zagospodarowania dopuszcza lokowanie m.in. magazynów, hal etc., a na tej samej ulicy mieszczą się inne firmy z branży metalurgicznej. Z Rejestru Gospodarki Narodowej można się dowiedzieć, że właśnie tam Kulejewski prowadził działalność w branży metalurgicznej. O dotację na zakup prasy krawędziowej w ramach dywersyfikacji działalności firmy starał się z Regionalnego Programu Operacyjnego w 2021 roku. Dostał pomoc o wartości ponad 640 tys. zł. Z kolei z bazy REGON wiadomo też, że działalność w branży metalurgicznej pod tym adresem zaczął w 2020 roku, a zakończył w 2022. Czyli właśnie w pandemii.
Klub z głośną tradycją
Nie jest prawdą, że klub swingersów powstał już po pandemii. Działa od 2017 roku, a jego uruchomienie było głośne z powodu protestów części radnych i burmistrza. Kulejewski twierdził wówczas, że to nie klub, do którego każdy może przyjść, tylko „kameralna impreza na 300 osób”.
Klub swingerski został wprawdzie zamknięty w marcu 2020, ale potem powrócił. Na forum dla swingersów można znaleźć m.in. taki wpis klubu: „Stosując się do obostrzeń, możemy pozwolić sobie jedynie na 150 osób, czyli 75 par, dlatego róbcie rezerwacje jak najszybciej”.
Z KPO Kulejewski dostał pieniądze na projekt: „Dywersyfikacja działalności gastronomicznej Klubu Młyn na terenie województwa śląskiego - region 4”. Chodziło o remont i wyposażenie pubu mieszczącego się w XIX-wiecznej kamienicy w Lublińcu pod innym adresem. Kulejewski kupował stoły, siedziska czy ladę za 270 tys. zł. Z zapytania ofertowego można się dowiedzieć, że dalsze zakupy firmy obejmowały m.in. nowoczesny system obsługi zamówień, projektor z nagłośnieniem, usługi szkoleniowe.
Swingowanie z pomocą publiczną
Pod adresem, gdzie mieści się klub swingersów, Kulejewski też korzystał z pomocy publicznej. Zamontował m.in. fotowoltaikę - dofinansowaną już pod koniec pandemii z Regionalnego Programu Operacyjnego, a konkretnie z pieniędzy na innowacyjność małych i średnich przedsiębiorstw. Kosztowała 36 tys. zł. W ogłoszeniu ofertowym można przeczytać, że inwestycja wynika z chęci uczynienia firmy bardziej ekologiczną.
Z pomocą publiczną budynek klubu został też wyremontowany. Zaraz po pandemii przedsiębiorca dostał dofinansowanie z RPO na wymianę wentylacji, zakup oraz montaż nowego systemu na powierzchni ponad 190 mkw. Kosztowało to prawie 28 tys. zł. Z historii zapytań ofertowych można wywnioskować, że wsparcie publiczne miały mieć także m.in. bezdotykowe aplikatory do dezynfekcji czy ozonator.
Klub swingersów wyszedł cało z pandemii, hotel chyba nie
Z biznesów przedsiębiorcy większość dotyczy branży hotelarsko-gastronomicznej. Jego firma prowadziła m.in. hotel pod Kielcami ufryzowany na chatę krytą strzechą. W tym roku przerobił ją na swój drugi klub swingersów. Na forach dla miłośników seksu grupowego napięcie przed wielkim otwarciem tylko rosło, jednak w pierwszych tygodniach dało się zauważyć rozczarowanie. Powód? Po pierwsze, bywalcy chyba niezbyt dobrze zrozumieli ideę klubu „Żona w domu, a ten udaje singla. Żenada”, a po drugie, nie do końca byli zachwyceni wystrojem „szkoda, że na wyjściu jeszcze kwaśnicy nie podali”. Głównym przedmiotem dyskusji było jednak to, że w klubie tuż po otwarciu goście chodzili głównie ubrani. Klub zareagował na tę krytykę. „W dniach otwarcia to prawda, wielu ludzi chodziła w ubraniach pozwoliliśmy przed 23. Od piątku obowiązuje zasada strefa zabawy tylko i wyłącznie w bieliźnie erotycznej”. Czyli panowie w koszulach i klapkach. Bywalcy klubu pod Kielcami trzymają kciuki za właściciela, żeby pod Kielcami było tak jak pod Częstochową.