Minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz prawdopodobnie definitywnie straciła swoją szansę na stanowisko wicepremiera - mówi DGP dr Bartłomiej Machnik, politolog z UKSW.

ROZMÓWCA: dr Bartłomiej Machnik, politolog z UKSW

Od kilku dni polska scena polityczna żyje nieprawidłowościami przy przyznawaniu środków z KPO dla branży HoReCa. Sytuacja wpłynie na notowania rządu również w dłuższej perspektywie?

Wszystko wskazuje na to, że sprawa wciąż będzie się rozwijać, a wkrótce zobaczymy kolejne odsłony, być może dotyczące także innych sektorów niż tylko HoReCa. Nie mam wątpliwości, że to nie jest finał, a dopiero początek większej historii. Znaczenie tej sprawy w szerszym kontekście będzie zależeć od narracji politycznej, jaką wybiorą rządzący. Kluczowa będzie forma komunikacji w najbliższych tygodniach. Od niej zależy, czy sprawa stanie się problemem długofalowym dla koalicji rządzącej. Efektów nie zobaczymy od razu w sondażach, bo na to potrzeba czasu.

Premier podczas ostatniego posiedzenia rządu stwierdził, że „za problemy z wydatkowaniem środków unijnych odpowiada PiS, jego idiotyczna i agresywna polityka europejska oraz kradzież czasu”. Na ile taki przekaz może okazać się skuteczny politycznie?

Jeśli Donald Tusk będzie konsekwentnie trzymał się linii, że cała wina leży po stronie PiS-u, sytuacja może się dla niego pogarszać. Taka strategia szybko stanie się groteskowa. Owszem, PiS był inicjatorem i twórcą zasad przyznawania środków z KPO. To fakt. Ale Zjednoczona Prawica nie rządzi od ponad dwóch lat, więc w każdej chwili można było zmienić reguły. Można było też w trakcie rozpatrywania wniosków wyłapywać patologie, które zaczęły się pojawiać. Tłumaczenie obecnej sytuacji wyłącznie błędami poprzedników jest nie do obrony. O ile żelazny elektorat przyjmie je bez zastrzeżeń, o tyle dla szerszej opinii publicznej, patrzącej bardziej racjonalnie, taka argumentacja jest po prostu nielogiczna.

To w gruncie rzeczy pewien paradoks. Z jednej strony premier jasno komunikuje, że winny jest PiS, a z drugiej powiedział, że rozważa „decyzje personalne”, w tym przypadku najpewniej osób związanych z innymi partiami koalicji. Politycznie można to tłumaczyć logiką walki partyjnej, ale patrząc na to racjonalnie, to się po prostu nie spina.

Czy afera wokół KPO przekreśla szanse Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz na objęcie jesienią stanowiska wicepremiera?

Premier uzyskał „argumenty”, których być może od dawna oczekiwał. Wiadomo od dawna, że jego relacje z minister Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz nie są dobre. Z politycznego punktu widzenia to dla premiera Tuska sytuacja wręcz idealna. Pozwala wyeliminować lub osłabić osobę, której nie lubi, z którą źle mu się współpracuje i z którą po prostu się nie dogaduje. To argument zarówno polityczny, jak i personalny. Minister Pełczyńska-Nałęcz prawdopodobnie definitywnie straciła swoją szansę na awans.

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia milczy, a przedstawiciele Polski 2050 tłumaczą, że „przy tak dużym projekcie trudno o brak pomyłek”. Co dalej czeka Polskę 2050?

Można zażartować, że marszałek Hołownia to jeden z nielicznych polityków, który wciąż przebywa na urlopie, bo przed lub podczas wielu ważnych wydarzeń słyszeliśmy, że nie zabiera głosu właśnie z tego powodu. Sytuacja partii Szymona Hołowni jest bardzo trudna. Jeśli politycy Polski 2050 nadal będą bagatelizować problem, w sondażach może nastąpić wyraźny spadek poparcia, a ugrupowanie zyska łatkę „partii-memu”, której lider w kluczowych momentach unika publicznych wyjaśnień. Widać też oznaki przesilenia - psychicznego i fizycznego - u samego Hołowni, który po ostatnim, silnym ostrzale politycznym wyraźnie usunął się w cień.

Ale niezależnie od tego, co premier sądzi o Polsce 2050 Szymona Hołowni czy o Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz, jedno jest pewne - bez głosów Polski 2050 koalicja jest zagrożona. Wiemy też, że większość - choć pewnie nie cały klub - jest lojalna wobec Hołowni. Premier ma świadomość, że nie przekona wszystkich do przejścia do PO. Być może kilkoro posłów jest już mentalnie poza Polską 2050, ale to właśnie ta lojalna większość sprawia, że zdanie partii musi być brane pod uwagę. Dla Hołowni sprawa jest jasna - ma dwie drogi: dalej trwać w koalicji, tracąc podmiotowość, lub podjąć działania, które pozwolą Polsce 2050 się utrzymać. W tej chwili jedynym realnym kandydatem na funkcję wicepremiera byłby sam Hołownia, bo trudno wskazać innego polityka z ramienia ugrupowania, który mógłby ją objąć.

Politycy PiS chcą powołania komisji śledczej. Kto lepiej radzi sobie z przekazem - rząd czy opozycja?

Dla opozycji to idealna sytuacja, szczególnie jeśli mówimy o KPO. To przecież temat, który był jednym z filarów działalności PO w czasach opozycji - odzyskanie i przywrócenie środków unijnych. Uderzenie w ten obszar to cios w samo serce jej ostatnich lat działań. Nic więc dziwnego, że politycy PiS, a szerzej - cała opozycja, tak to wykorzystują. Największym wygranym wydaje się być Konfederacja. Jej politycy od lat ostrzegali przed tego typu zagrożeniami i dziś okazuje się, że w dużej mierze mieli rację, niestety.

PiS musi pamiętać, że początki prac nad KPO to czasy Mateusza Morawieckiego - pierwsze ustalenia, programy i transze były negocjowane właśnie wtedy. A znając logikę działania komisji śledczych w Polsce, tego typu decyzje z pewnością byłyby przypominane, co mogłoby okazać się problematyczne również dla PiS. Dlatego w krytyce warto zachować umiar, bo polityczne „odłamki” potrafią trafić także w tych, którzy strzelają.

Rozmawiała Karina Strzelińska