Na dobrą sprawę nikt, kto miał kiedykolwiek do czynienia z zagranicznymi funduszami pragnącymi zmienić na lepsze życie krajowców, nie może zaprzeczyć – bywało nieraz, że we wspólnym interesie dawcy grantu i biorcy grantu było wydać. Teraz i tu. Nawet kosztem racjonalności, trudno. W końcu, czy tak bardzo racjonalne są związane z wielkimi dotacjami wydatki – te procedowane powoli, z namysłem, poddawane transparentnym ewaluacjom i algorytmowane z suwakiem logarytmicznym w ręku? Otóż, czasem tak, czasem nie.
Życie przepływów finansowych z góry na dół i z powrotem to świat stworzony sztucznie i sztuczną racjonalnością się posługujący. Właściwie nie jest pewne, że zakup złożonej maszyny do produkcji kawy mniej uchroni gospodarkę europejską od spowolnienia niż zakup toneru do drukarki. Mało tego, nie jest powiedziane, że toner pomoże, a nie zaszkodzi – w końcu, skoro jest go tyle, to pewno trzeba by naprawić za bilion w autoryzowanym serwisie drukarkę, aby móc legalnie użytkować ten cholerny toner. I drukować, aby drukować. Bo jeszcze przyjdzie kontrol unijna (a zapewne kontrol krajowa, pewno finansowana przez Unię i potrzebująca sukcesów przed ewaluacją) i zarzuci nam niegospodarność.
Nie ma nic złego w jachtach, solariach i platformach do gry w brydża. Zło kryje się w mechanizmie rozwijania gospodarki za zbyt duże pieniądze, które spadły z nieba. Jednak, skoro wyłączyło się rynkowy mechanizm sprawdzania, co ma sens, a co nie ma, do gry musi wejść biurokratyczny socjalizm. Dobre pytanie, które warto zadać przy okazji narodowo-satyrycznego wzmożenia w sprawie KPO, nie dotyczy kwietnych gajów w kebabie, lecz wspaniałych wiaduktów, wypasionych dworców i basenów rodzinnych. Budowli wzniosłych i potrzebnych, pokazujących, jak bardzo należymy do cywilizacji. Cywilizacji sponsorowanego rozwoju (jak długo?). Ile dekad możemy jeszcze pożyć dzięki kreatywnej księgowości UE?
Premier głupi nie jest. Wie, że stawianie trafnych pytań wielu ludzi irytuje, a niewielu cieszy. Lepiej zatem zadać pytanie o to, kto jest winien, i udzielić od razu odpowiedzi krzepiącej dla najmniej rozgarniętego „demokratycznego elektoratu”. Pieniądze wydał rząd Tuska, ale „100 proc. odpowiedzialności za kłopoty z wydatkowaniem pieniędzy europejskich ponosi PiS, jego idiotyczna, agresywna, antyeuropejska polityka i kradzież czasu”. A wiecie, kto okaże się winny, kiedy nasz zamaszysty i sponsorowany rozmach okaże się brzemieniem ponad siły polskich podatników? Unia. ©Ⓟ