Kolejny akt dywersji – dokonany najpewniej na zlecenie rosyjskich służb specjalnych – jest jasnym sygnałem, że Kreml nie powstrzyma się przed generowaniem ofiar po stronie polskiej. Czym innym jest rozklejanie na mieście plakatów Grupy Wagnera albo uruchamianie farm trolli do generowania nienawiści pomiędzy Polakami a Ukraińcami, a zupełnie czym innym podkładanie ładunku wybuchowego na torach i próba wykolejenia pociągu. Nie można również porównywać podpaleń magazynów do instalowania ładunków wybuchowych w przesyłkach kurierskich, które miały zostać nadane na lot samolotem cargo.
Aleksander B. zatrzymany w Bośni i Hercegowinie
Na dzień dzisiejszy polskim służbom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo wewnętrzne udaje się albo z wyprzedzeniem rozpoznać spisek (próba zamachu na samolot cargo startujący z Katowic), albo skutecznie zatrzymać osoby odpowiedzialne za podpalenia. W pierwszym przypadku służby specjalne – korzystając z kontaktów sięgających jeszcze czasów wojen na Bałkanach – namierzyły Aleksandra B. w mieście Bosanska Krupa tuż przy granicy Federacji Bośni i Hercegowiny z Republiką Serbską w Bośni. Współpracując z bośniacką Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Wywiadu, udało się go zatrzymać i sprowadzić do Polski. Rosjanie, wiedząc jak cennym jest aktywem, podjęli własną próbę wyciągnięcia go z Bośni. Przedstawiali go jako przestępcę, którego należało poddać ekstradycji do Rosji, aby tam mógł zostać osądzony. W ten sposób nie przyznawali się do jego pracy dla służb rosyjskich, a równocześnie zwiększali szansę na jego odzyskanie.
Dziś Aleksander B. jest w Polsce. Ma zaszczyt prowadzić długie rozmowy z oficerami ABW przy makowcu, którzy chcieliby, aby podzielił się z nimi wiedzą na temat swoich kontaktów i metod pracy. Był mózgiem spisku z ładunkami w samolotach, zatem tematów jest aż nadto do omawiania.
Ładunek wybuchowy w hulajnodze albo pod samochodem
Czy będziemy na plusie również w kwestii dywersji na torach? To się jeszcze okaże. W tym przypadku zatrzymanie tzw. jednorazowych agentów, którzy odpowiadają za akt podłożenia ładunków wybuchowych, ma znaczenie drugorzędne. O wiele bardziej wartościowe jest rozpracowanie tego, kto i jakimi kanałami zlecił atak oraz ile i jak za to zapłacił. Tak jak w przypadku Aleksandra B. kluczowe jest ustalenie, kto na wyższym szczeblu orkiestruje takimi aktami dywersji. A następnie zastanowienie się, jakie środki można podjąć, by pracę mu utrudnić. Oficer, który tym się zajmuje z terenu Federacji Rosyjskiej, może zostać poddany presji sankcyjnej. A w wariancie maksimum zlikwidowany przy współpracy z naszymi ukraińskimi partnerami, którzy mają siły i środki, by tego typu usługę nam wyświadczyć. Choćby w zamian za ochronę Wołodymyra Żurawłowa, którego Niemcy podejrzewają o wysadzenie gazociągu Nord Stream.
Sami Ukraińcy skutecznie polują na terenie Rosji na osoby odpowiedzialne za najbardziej krwawe ataki wobec ludności cywilnej. Dowódca rosyjskich wojsk ochrony radiochemicznej i biologicznej gen. Igor Kiriłłow zginął od ładunku zainstalowanego przez SBU w hulajnodze elektrycznej zaparkowanej przy Prospekcie Riazańskim w Moskwie. Inny oficer, odpowiedzialny za atak na szpital dziecięcy Ochmatdyt w Kijowie, po wybuchu improwizowanego ładunku pod jego samochodem stracił nogi. Takich przypadków jest znacznie więcej. Jeśli Rosjanie za pomocą dywersji będą chcieli zabijać Polaków, muszą mieć świadomość, że również zapłacą za to cenę.