We wtorek rosyjska Służba Wywiadu Zewnętrznego (SWR) podała, że „kijowski reżim” szykuje prowokację z wykorzystaniem „przerzuconej na polskie terytorium grupy dywersyjno-zwiadowczej, składającej się jakoby z żołnierzy jednostek specjalnych Rosji i Białorusi”. „Niewykluczone, że wyreżyserowana operacja będzie połączona z imitacją ataku na obiekty infrastruktury krytycznej Polski, aby wzmocnić rezonans społeczny” – pisze SWR. Komunikat natychmiast podchwyciły rosyjskie media państwowe. W ciągu 24 godzin od jego wydania agencja TASS wyprodukowała na ten temat pięć depesz. Trzy z nich zbudowano na komentarzach „ekspertów” – wszyscy cytowani mężczyźni są przedstawicielami kolaboracyjnej administracji na ukraińskich ziemiach anektowanych przez Rosję. Celem miałoby być oczywiście wciągnięcie NATO do wojny z Rosją.
SWR wydaje masę podobnych komunikatów. Tylko od lipca służba przestrzegała, że „w alpejskim kurorcie odbyły się wybory prezydenta Ukrainy” i rzekomo zadecydowano tam o usunięciu Wołodymyra Zełenskiego, że „brytyjskie specsłużby szykują katastrofę ekologiczną na wodach międzynarodowych”, że 80 lat po pokonaniu Niemiec kanclerz Friedrich Merz „marzy o rewanżu”, a nawet – to w przededniu mołdawskich wyborów – że „Europa szykuje się do okupacji Mołdawii”. Część takich oświadczeń ma na celu zwykłą dezinformację, przemieszanie prawdy z fałszem, by dać paliwo środowiskom prorosyjskim w społecznościówkach i poszerzać przekonanie, że w sumie nie wiadomo, kto kłamie, a kto nie, a skoro SWR tak twierdzi, to musi być coś na rzeczy. Ale część to zapowiedź planów, jakie snuje sama Rosja.
Pierwsze wpisy o rzekomo ukraińskich dronach nad Polską pojawiły się na Telegramie jeszcze przed oficjalnymi komunikatami. Firma Res Futura wskazywała, że w ciągu pierwszych godzin po ataku 38 proc. komentarzy w sieci obarczało odpowiedzialnością Ukrainę. Wskazuje to na skoordynowaną akcję dezinformacyjną, którą niestety podchwycili pożyteczni idioci. Nie pomogło też późniejsze zamieszanie komunikacyjne wokół tego, co naprawdę uderzyło w dom w Wyrykach w Lubelskiem. Z punktu widzenia Kremla zadziałało to na tyle dobrze, że mogło dodatkowo motywować do szukania kolejnych sposobów na sianie fermentu w Polsce. Tak należy rozumieć słowa SWR o „wzmacnianiu rezonansu społecznego”. W najbliższych dniach nasze służby będą musiały wykazać się szczególną czujnością. A potrafią- można przypomnieć kilka głośnych zatrzymań ludzi organizujących dla rosyjskich służb akty sabotażu.
Zachodnie służby też umieją czytać tę grę. Wiedzą, że fałszywe ostrzeżenie przed własną operacją pod fałszywą flagą, to klasyczna zagrywka Kremla. Bob Woodward w książce „Wojna” opisuje, jak w październiku 2022 r. Rosjanie zaczęli ostrzegać Zachód przed ukraińską prowokacją z użyciem brudnej bomby, czyli ładunku z dodatkiem materiałów radioaktywnych. Też towarzyszyła temu kampania w internecie. Amerykanie uznali, że może to być szukanie pretekstu do użycia broni jądrowej przez Rosję. Sekretarz obrony Lloyd Austin zakomunikował to wprost swojemu rosyjskiemu odpowiednikowi Siergiejowi Szojgu. – Nie wierzymy wam. Nic na to nie wskazuje i świat przejrzy wasz podstęp. Chcecie mieć pretekst do użycia broni jądrowej. Jeśli to zrobicie, poniesiecie surowe konsekwencje – miał mu powiedzieć.
„Rosjanie dzwonili również do ministrów obrony Wielkiej Brytanii, Francji i Turcji” – pisze Woodward. I dodaje, że USA poprosiły Chiny, Indie, Izrael i Turcję o wsparcie w odwodzeniu Władimira Putina od takiego planu. Woodward twierdzi, że „kraje posłuchały”. Jak wiemy, broń „A” nie została użyta. Skądinąd wiemy też jednak, że szantaż nuklearny z jesieni 2022 r. osłabił amerykańskie wsparcie wojskowe dla Ukrainy i opóźnił zgodę na przekazywanie zaawansowanych rodzajów uzbrojenia. Aby nie ulegać szantażom, trzeba rozumieć, w co gra przeciwnik. I przygotowywać się do rozbrajania w porę wrogich zamierzeń. Tak w przestrzeni informacyjnej, jak i w realu.