Jak strona pracodawców w Zespole Trójstronnym ds. Ochrony Zdrowia przy resorcie zdrowia zareagowała na propozycje ministerstwa dotyczące zmian w ustawie o minimalnych wynagrodzeniach medyków i płacach medyków kontraktowych?

Większość propozycji była już dobrze znana, bo podczas lipcowego posiedzenia plenarnego wyszedł z nimi ówczesny wiceminister zdrowia Jerzy Szafranowicz. Nowością była kwestia kominów płacowych medyków zatrudnionych na kontrakcie. Jednak jako Federacja uznajemy te propozycje za nieidące wystarczająco daleko.

Dlaczego?

Bo biorąc pod uwagę wyzwania finansowe stojące przed Narodowym Funduszem Zdrowia i to, jak kształtują się dokumenty rządowe dotyczące sytuacji finansów publicznych jako całości, uważamy, że trzeba jak najszybciej doprowadzić do ponownego samofinansowania się systemu. Do tego potrzebujemy daleko idących interwencji. Żeby sprawa była jasna: dotyczy to nie tylko wynagrodzeń. Potrzebujemy regulacji dotyczących rozluźnienia norm zatrudnienia, większej elastyczności, jeżeli chodzi o sposób realizacji świadczeń.

Normy zatrudnienia medyków powinny obowiązywać na łóżko, ale nie puste

Medycy twierdzą, że normy zatrudnienia są gwarancją bezpieczeństwa pacjentów. Trudno będzie je obniżyć.

Niekoniecznie. Dziś wymogi dotyczące kontraktowania przez NFZ niektórych oddziałów mówią, że trzeba zapewnić określoną liczbę personelu na liczbę łóżek. A na niektórych oddziałach, np. pediatrii czy urologii, obłożenie łóżek wynosi mniej niż 50 proc. Gdyby trzeba było zapewnić personel nie w przeliczeniu na liczbę łóżek, a na liczbę pacjentów, w niektórych obszarach można by zaoszczędzić połowę dzisiejszych wydatków. To tylko jeden z przykładów, podczas gdy system potrzebuje wielu podobnych interwencji.

Jakich?

Nie chcę wyręczać ministerstwa czy też strony rządowej. Samo Ministerstwo Zdrowia zasygnalizowało, że przedmiotem rozmów z Ministerstwem Finansów jest nie tylko ustawa podwyżkowa, ale cały pakiet zmian. Biorąc pod uwagę trudną sytuację NFZ i to, jak tragiczne skutki może ona mieć dla pacjentów, jako partnerzy społeczni chcemy być elastyczni wobec propozycji resortu, pod warunkiem, że jest gotowy na odważne decyzje. Jako Federacja Przedsiębiorców Polskich będziemy się starali przekonywać naszych przyjaciół ze strony pracodawców, żeby poparli dalej idące postulaty dotyczące ustawy podwyżkowej i wynagrodzeń kontraktowych. Chcemy dyskutować także o sytuacji płatnika, czyli NFZ, bo nawet jeżeli porozumiemy się co do wielkości wynagrodzeń, to i tak efekt będzie za rok czy półtora, a kłopoty NFZ są tu i teraz.

NFZ nie może sponsorować niebotycznych zarobków wąskiej grupy lekarzy

Kiedy na stole pojawiły się konkretne liczby – maksimum 250 zł brutto na godzinę, maksimum 48 tys. miesięcznie i zakaz pobierania wynagrodzenia w postaci procenta od procedury – lekarze podnieśli larum. Kontraktowcy mówią wprost, że gotowi są odejść ze szpitali publicznych do sektora publicznego. Co przedsiębiorcy na to?

Przede wszystkim jesteśmy za wolnością gospodarczą. Jednak pytanie nie dotyczy tego, ile kto chce zarabiać - nikomu nie bronimy zarabiać dobrze czy bardzo dobrze - ale czy te wynagrodzenia powinny być finansowane z naszych podatków. Podobnie jak inne organizacje pracodawców, podzielamy stanowisko strony związkowej: albo regulujemy wszystkie wynagrodzenia, zarówno etatowe, jak i kontraktowe, albo nie załatwiamy niczego.

Czy propozycje ministerialne ujmują coś którejś grupie pracowników etatowych?

Żadna z nich nie straci. Nikt nie mówi na serio o wygaszeniu ustawy. Nie naruszamy praw nabytych. Zwracamy jedynie uwagę na dynamikę wzrostu wynagrodzeń. Mało tego, strona rządowa – i zastanawiam się, czy jest to słuszne – chce podwyższyć wynagrodzenia w grupie 5 i 6 (w jednej są m.in. pielęgniarki po studiach oraz pielęgniarki po liceach zawodowych, które zostały zlikwidowane na początku wieku, wraz z wprowadzeniem studiów pielęgniarskich; dziś prawo wykonywania zawodu otrzymują tylko absolwenci studiów pielęgniarskich, wcześniej - liceów zawodowych - red.). Moim zdaniem szeroko rozumiane środowisko ochrony zdrowia nie rozumie sytuacji, w której się znajduje: że doszliśmy do ściany. Nie chce też myśleć, jakie będą tego skutki.

Oszczędności może dać rezygnacja z darmowych leków dla seniorów

A jakich skutków się spodziewacie?

Jako autorzy kolejnych raportów o luce finansowej z ramienia Federacji Przedsiębiorców Polskich byliśmy nazywani panikarzami, mówiono, że nasze szacunki są niedokładne, że niepotrzebnie siejemy strach. Okazało się, że pomyliliśmy się, ale dlatego, że nie doszacowaliśmy wielkości tej luki. Dobrze by było, gdyby ludzie zrozumieli, że jeśli nie nastąpi zasilenie NFZ i jednocześnie sekwencja bardzo daleko idących zmian ustawowych nakładających obowiązki na Fundusz czy usztywniających zasady realizacji świadczeń, to system, jaki znamy, przestanie istnieć w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy, może paru lat. Za niedostatek systemu ochrony zdrowia w pierwszej kolejności zapłacą najsłabsi: osoby starsze, z mniejszym kapitałem społecznym, z mniej zasobnym portfelem. Wydaje mi się, że opinia publiczna i decydenci powoli zaczynają rozumieć, że w zdrowiu trzeba wdrożyć coś na kształt małego planu Balcerowicza – serię niepopularnych zmian, które mają też daleko idące działania niepożądane, ale które są niezbędne, by zapewnić systemowi stabilność. Bo jeśli dojdzie do katastrofy, będziemy się z niej wygrzebywać przez kilka lat.

Na czym ma polegać mała reforma Balcerowicza w zdrowiu?

Na radykalnej kontroli kosztów. Jeśli ktoś uważa, że wielomiliardowe dotacje z budżetu państwa trafią do NFZ bez bolesnych reform, to się myli. Oczekiwaniem każdego ministra finansów będzie racjonalizacja wydatków, bo przez ostatnie lata żyliśmy ponad stan: na NFZ nakładano kolejne zobowiązania, na które nie dawano mu pieniędzy. Sytuacja finansów publicznych jest bardzo trudna i zapewne będziemy musieli zacisnąć pasa. Podejrzewam, że będzie to dotyczyć zwłaszcza reformy wykazu leków wydawanych nieodpłatnie, który kosztuje nas coraz więcej, czy też finansowania opieki specjalistycznej.

Mówi pan o darmowych lekach dla dzieci, kobiet w ciąży i seniorów?

Przede wszystkim dla seniorów. Ich jest najwięcej i dla nich to, że dostają leki za darmo, jest też najistotniejsze. Ale spodziewam się, że takich niepopularnych, dotkliwych reform będzie więcej.

Sytuacja wymaga odważnych decyzji ze strony rządu

Rządowi – temu, podobnie jak poprzednim – trudno zdecydować się na radykalne ruchy.

To prawda. A każdy większy głos oburzenia ze strony środowiska medycznego będzie powodował wstrzymanie prac nad zmianami. Ale z racji wyższego dobra, jakim jest zapewnienie jakiegokolwiek dostępu do ochrony zdrowia dla obywateli, ta sytuacja ulegnie zmianie. Najbliższe miesiące będą bardzo interesujące.

Nie obawia się pan, że lekarze kontraktowcy spełnią swoje zapowiedzi: odejdą do systemu prywatnego i mniej zamożnych Polaków nie będzie miał w szpitalach publicznych kto leczyć?

Nie. Każdy raport o oszczędnościach Polaków pokazuje, że ich poziom jest bardzo niewielki. Tylko 8 proc. ma oszczędności przewyższające 50 tys. zł. Z tego powodu nie ma możliwości, by w najbliższym czasie powstał równoległy system ochrony zdrowia, w którym ludzie będą szukać pomocy, finansując zabiegi z własnych pieniędzy. Jeżeli ktoś uważa, że wiele tysięcy pracowników medycznych znajdzie pracę wyłącznie w sektorze prywatnym, to porównałbym to do skoku z wieży do kałuży.

Samorząd lekarski to w dużej mierze środowisko dawnego Porozumienia Rezydentów, które osiem lat temu wywalczyło istotne podwyżki płac lekarzy. Wynagrodzenia doszły do poziomu z Europy Zachodniej. Kolejne protesty powodowały następujące po sobie zmiany. Przyzwyczaili się, że rząd za każdym razem im ulega?

Samorząd lekarski wziął na siebie reprezentowanie 74 proc. polskich lekarzy, którzy pracują na kontraktach. 16 proc. etatowców reprezentuje Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, a kontraktowcy nie mieli do tej pory swojej reprezentacji. Rozumiem obronę dużych przywilejów. Na miejscu lekarzy zachowywałbym się tak samo. Ale strategicznie, z racji potrzeby społecznej, tym razem poświęciłbym kwestię kontraktów. Tym bardziej, że badania opinii publicznej jasno wskazują, że Polacy nie akceptują zarobków stanowiących kilkunastokrotność średniego wynagrodzenia. Wobec dyskusji, która się rozpętała, dokonujemy w tej chwili przeglądu regulacji wynagrodzeniowych w innych krajach, który zaprezentujemy na posiedzeniu plenarnym Zespołu Trójstronnego ds. Zdrowia. Okazuje się, że w wielu przypadkach zarobki medyków są bardzo godne. Wynagrodzenie pielęgniarki z tytułem magistra i specjalizacją jest dziś takie jak w Niemczech, a koszty życia nieporównywalnie niższe.