Dokument, przygotowany przez resort pracy, który ma wdrożyć unijną dyrektywę o adekwatnych płacach, trafił do Stałego Komitetu Rady Ministrów – i został tam skrytykowany. Ministerstwo Finansów i Gospodarki oraz Ministerstwo Rozwoju i Technologii ostrzegają przed nadregulacją i dodatkowymi kosztami.

Resorty finansów i rozwoju są zgodne: próg 55 proc. przeciętnego wynagrodzenia jako wartość referencyjna jest zbyt wysoki. Wartość referencyjna ma być wskaźnikiem stosowanym do oceny, czy wysokość płacy minimalnej jest adekwatna do warunków rynkowych. Ustalenia w przepisach krajowych wartości referencyjnej wymaga dyrektywa unijna o adekwatnych płacach. Przewidziano w niej, że wskaźnik ten może być ustalony na poziomie 60 proc. mediany wynagrodzeń brutto, 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia brutto lub według przepisów krajowych.

„Nie ma konieczności określania wskaźnika na poziomie powyżej 50 proc. Zastosowanie wyższego może być potraktowane jako nadregulacja prowadząca do barier dla przedsiębiorców” – napisał w uwagach do projektu Michał Jaros, sekretarz stanu w MRiT. „Przyjęcie takiego wskaźnika może prowadzić do spadku zatrudnienia, zwłaszcza wśród młodych i osób na czasowych umowach” – ocenia z kolei Jurand Drop, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów.

Natomiast MRPiPS odpowiada, że wybór 55 proc. mieści się w granicach wartości wyznaczonych w dyrektywie i jest uzasadniony realiami polskiego rynku. „Dyrektywa nakłada na państwa członkowskie obowiązek ustalenia wartości referencyjnej. Decyzja o rodzaju i poziomie należy do państwa. Mając na uwadze dotychczasowy trend wzrostu relacji płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia, zasadnym jest, aby do oceny adekwatności stosować wartość na poziomie 55 proc.” – podkreśla resort pracy.

Dodaje, że przeciętne wynagrodzenie to wskaźnik powszechnie stosowany i publicznie dostępny, a limit 55 proc. ma charakter orientacyjny – nie ma obowiązku automatycznego osiągania tego poziomu płacy minimalnej.

Drugim polem sporu jest zakres składników wliczanych do minimalnego wynagrodzenia. Resort finansów ostrzega, że ograniczenie ich do wynagrodzenia zasadniczego wymusi kosztowne podwyżki płac w sektorze publicznym. MRPiPS przekonuje, że zmiana jest potrzebna, bo w ostatnich latach dodatki i premie utraciły swoją funkcję nagradzania za wyniki czy doświadczenie.

„Celem wprowadzenia zmiany jest m.in. przywrócenie motywacyjnego charakteru poszczególnym składnikom wynagrodzenia, które obecnie często stanowią jedynie uzupełnienie do poziomu minimalnego wynagrodzenia. Premie, nagrody i inne dodatki nie powinny być traktowane jako uzupełnienie do pensji minimalnej” – argumentuje resort. Ta zmiana ma być wprowadzana etapowo, tak by pracodawcy mieli czas na dostosowanie regulaminów i zabezpieczenie odpowiednio wysokich środków w swoich budżetach.

Kolejnym obiektem krytyki jest definicja produktywności. Produktywność, podobnie jak wskaźnik referencyjny, ma być wielkością używaną do wyznaczania wysokości płacy minimalnej. MRiT wskazuje, że obecna wersja projektu pomija kluczowe wskaźniki. „Definicja długoterminowych krajowych poziomów produktywności nie uwzględnia miar nakładów pracy. Najlepszym wskaźnikiem byłyby dane o PKB w przeliczeniu na przepracowane godziny lub zatrudnienie” – ocenia Michał Jaros.

Ministerstwo Finansów dodaje, że nieuwzględnienie realnych nakładów pracy może prowadzić do zawyżania płacy minimalnej ponad uzasadnione poziomy, co w dłuższej perspektywie szkodzi konkurencyjności.

Resort finansów negatywnie ocenia też stosowanie tzw. wskaźnika weryfikacyjnego w sytuacji, gdy minimalne wynagrodzenie rosło szybciej niż ustawowe minimum. „Przepis należy doprecyzować. Łączny wzrost płacy minimalnej powinien być taki sam w kwotach nominalnych, niezależnie od liczby terminów” – czytamy w stanowisku MF.

Ostateczne rozstrzygnięcie, czy projekt zostanie poprawiony, czy pozostanie w obecnym kształcie, zapadnie na forum komitetu. ©℗