Od września mamy już trzeci projekt nowelizacji ustawy o PIP przyznającej jej prawo do przekształcania umów cywilnoprawnych w umowę o pracę. Czy dialog w tej sprawie jest jeszcze możliwy, czy wręcz przeciwnie, reforma musi być szybko wdrożona i nie ma od niej odwrotu?
Liwiusz Laska, dyrektor generalny Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej
ikona lupy />
Liwiusz Laska, dyrektor generalny Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej / Materiały prasowe / fot. Piotr Ambroziak/Materiały Prasowe

Przesłaliśmy projekt i został on umieszczony w porządku obrad Stałego Komitetu Rady Ministrów (SKRM). Spływają uwagi, dialog w dużej mierze mamy już za sobą. Musimy pamiętać, że nie my wymyśliliśmy terminy, lecz wynikają one z uzgodnień polskiego rządu z Komisją Europejską. Oczywiście, chciałbym, aby ten termin był dłuższy, ale Polska została zobowiązana do przyjęcia takiego rozwiązania 1 stycznia 2026 r.

Trudno sobie wyobrazić, by przy takim harmonogramie prowadzić wielomiesięczne debaty. Pamiętajmy, że sprawa dotyczy de facto tylko egzekucji prawa. Wokół tego tematu narosło mnóstwo kłamstw i dezinformacji, przekazywanych niestety również przez organizacje pracodawców. Jeśli rozmawiamy o tym, czy możliwe jest wsteczne uznanie wadliwej umowy, podkreślam: wadliwej – to przecież dzieje się to już dzisiaj. Sądy w sprawach o ustalenie istnienia stosunku pracy ustalają datę wsteczną, w której doszło do złamania prawa, czyli zawarcia umowy cywilnoprawnej w warunkach właściwych dla umowy o pracę. Twierdzenie, że jest to niezgodne z konstytucją wsteczne kształtowanie prawa, nie jest prawdziwe. Ta instytucja funkcjonuje w kodeksie pracy od kilkunastu lat, wielokrotnie przechodziła przez Sąd Najwyższy i nikt nie miał co do niej wątpliwości.

Czy zatem termin 1 stycznia nie jest zagrożony?

Niestety, jest. Patrząc realistycznie na kalendarz, projekt staje na SKRM, a przed nami Rada Ministrów, Sejm, Senat i 21 dni dla prezydenta. Z każdym tygodniem szanse maleją. Ministerstwo Pracy wykonało swoje zadanie, projekt przedstawiliśmy na początku września.

Jakie będą konsekwencje niewdrożenia przepisów na czas? Czy grozi to utratą środków z Krajowego Planu Odbudowy (KPO)?

To pytanie bardziej do Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej, bez wątpienia Polska może stracić miliardy złotych z KPO. Zapewne mały poślizg, rzędu kilku dni, może być akceptowalny w kontekście wniosków o płatność, ale szczegóły techniczne należą do nich. Warto zaznaczyć, że pomysł umieszczenia tego konkretnego kamienia milowego w KPO nie wyszedł z naszego resortu, lecz z Ministerstwa Funduszy, które negocjowało to wspólnie z Ministerstwem Finansów. My się na to zgodziliśmy.

Pracodawcy i część ekspertów podnoszą argument niekonstytucyjności nowych uprawnień inspektorów, zwłaszcza rygoru natychmiastowej wykonalności decyzji o zmianie umowy. Czy resort pracy planuje jeszcze jakieś ustępstwa?

W naszej ocenie projekt – także w swojej pierwotnej wersji – pozostaje w pełni zgodny z konstytucją. Przeciwnicy powołują się na mityczną opinię jednego z profesorów, ale my dysponujemy analizami, które nie wskazują na niekonstytucyjność. Chciałbym wskazać, że natychmiastowa wykonalność decyzji Państwowej Inspekcji Pracy (PIP) istnieje już dzisiaj, np. przy nakazie wypłaty zaległego wynagrodzenia. PIP może wydawać jeszcze bardziej doniosłe decyzje, jak wstrzymanie działalności, zamknięcie zakładu, hali czy linii produkcyjnej. Skoro w tak poważnych sprawach inspektor może działać natychmiast, to gdzie tu niekonstytucyjność przy przekształceniu umowy?

Nie możemy czytać konstytucji wybiórczo, mamy art. 24, mówiący o tym, że praca jest pod ochroną Rzeczypospolitej, a państwo sprawuje nadzór nad warunkami jej wykonywania. Mamy też zapomniany przez niektórych art. 66 (prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy oraz dni wolnych i płatnych urlopów), art. 67 (prawo do zabezpieczenia społecznego). O tym pracodawcy często zapominają, skupiając się jedynie na swobodzie działalności gospodarczej. Nasza reforma w żaden sposób nie ogranicza działalności, nie zmienia kodeksowej definicji stosunku pracy. Zmienia jedynie sposób egzekucji obowiązującego prawa. Reforma jest konieczna – według prognoz ZUS zawartych w raporcie „Dobrowolne ubóstwo” wielu samozatrudnionych nie będzie w stanie uzbierać składek wystarczających na emeryturę minimalną.

Robimy to, ponieważ dziś kodeks pracy jest w tych punktach notorycznie łamany. PIP nie będzie więcej ślepa i bezradna. Mamy w Polsce 151 tys. podmiotów, które zatrudniają wyłącznie na podstawie umów cywilnoprawnych. Z tego 3,2 tys. podmiotów ma ponad 10 takich pracowników. PIP nie może skutecznie ich zweryfikować, bo mamy anachroniczny system. Podmiot mówi: „Nie mam umów o pracę, proszę wyjść”, a inspektor ma związane ręce. Istnieją wręcz agencje zatrudnienia „krzaki”, opierające się wyłącznie na kontraktach cywilnoprawnych. Nasza reforma sprawi, że te podmioty staną się widoczne dla PIP. Mówimy o morzu bezprawia i setkach tysięcy wadliwych umów, których nikt nie kontroluje. Reforma to odpowiedź na krzyk rozpaczy i bezsilność Państwowej Inspekcji Pracy.

Ale RCL też wskazuje na niekonstytucyjność?

RCL wskazuje na potencjalną możliwość naruszenia konstytucji, jednoznacznie tego nie przesądzając. Poddaliśmy te uwagi gruntownej analizie z pomocą zewnętrznych, niezależnych ekspertów. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że projektowane przepisy są w pełni zgodne z konstytucją.

Czyli dzięki temu, że inspekcja „zacznie widzieć”, uda się usunąć patologię z rynku?

Dokładnie. Jeżeli PIP otrzyma dane z ZUS i zobaczy te 3,2 tys. podmiotów z dużą liczbą umów cywilnoprawnych, to te firmy natychmiast powinny zostać zgłoszone do planu kontroli. Do tej pory PIP działała głównie na podstawie donosów, stąd wysoka skuteczność kontroli, bo łamanie prawa jest masowe. Teraz inspekcja będzie mogła przeprowadzić rzetelną analizę ryzyka, czego do tej pory systemowo nie robiła.

Wróćmy jeszcze do kwestii rygoru natychmiastowej wykonalności przy przekształcaniu umów. Czy jest on niezbędny?

Tak, to wymóg skuteczności, którego oczekuje od nas Komisja Europejska w ramach KPO. Jeśli zgodzilibyśmy się na przekształcenie umowy dopiero po prawomocnym wyroku sądu, czyli po czterech latach, byłoby to działanie iluzoryczne. Przez ten czas umowa by wygasła, a pracownik nie odzyskałby np. prawa do urlopu czy zasiłku macierzyńskiego w czasie, gdy go potrzebował.

Musimy patrzeć na to szerzej – to kwestia długu społecznego. Kobiety na śmieciówkach nie mają prawa do macierzyńskiego, nie czują się bezpiecznie, co przekłada się na dramatycznie niską dzietność. Nie stać nas na to. Państwo nie może być ślepe na to, że brak składek dziś to głodowe emerytury w przyszłości.

W konsultacjach pojawił się zarzut, że sądy pracy zostaną zatkane odwołaniami od decyzji inspektorów. Czy ministerstwo ma plan, jak uzdrowić sytuację w sądach w obliczu potencjalnego napływu spraw?

Mamy tu dwie sprzeczne narracje. Z jednej strony przedsiębiorcy twierdzą, że nawet jedna czwarta umów w Polsce może być wadliwa – to dawałoby ok. 500 tys. spraw. Z drugiej strony Główny Inspektor Pracy przewiduje nie więcej niż 200 kontroli rocznie w tej sprawie w skali kraju. Jeśli wierzyć inspektorowi, te 200 dodatkowych spraw w skali całego sądownictwa to żaden problem.

Nawet gdyby było to 1000 spraw rocznie, rozłożonych na całą Polskę, to wciąż jest kropla w morzu. Argument o „zawaleniu sądów” jest sztucznym tworzeniem problemu, mającym na celu zatrzymanie reformy. PIP jest chronicznie niedofinansowana i ma setki innych obowiązków, więc wizja inspektorów rzucających się masowo na tysiące umów jest nierealna. Nie będzie lawiny decyzji, bo PIP fizycznie nie jest w stanie ich wydać w takiej liczbie.

A czy resort zamierza jakoś wspomóc sądownictwo, tak jak np. MSWiA planuje przy sprawach cudzoziemców?

Mamy w sądownictwie różną sytuację, w niektórych miejscach zapaść i wielomiesięczne terminy, w innych czeka się krótko. Warszawa to rok oczekiwania, mniejsze ośrodki – dwa tygodnie. Kwestia opanowania wpływu spraw leży po stronie sądów, ale powtarzam: tych spraw nie pojawi się drastycznie więcej, bo PIP ma oczywiste ograniczenia instytucjonalne i kadrowe.

Pojawiła się w tym tygodniu informacja o ograniczeniu budżetu PIP, co wywołało konsternację w kontekście nowych zadań. Czy to prawda?

To manipulacja faktami. Jeżeli PIP wnioskowała o budżet większy o 30 proc., a dostała zwiększenie o 13 proc., to czy zmniejszyliśmy im budżet? Nie, dostali podwyżkę, tylko mniejszą niż zakładali. To wciąż wzrost powyżej inflacji, realizujący zobowiązanie rządu o zwiększeniu budżetu PIP. Co więcej, w budżecie ma być jeszcze rezerwa celowa przeznaczona właśnie na tę ustawę. Środków będzie więc de facto jeszcze więcej.

Niektórzy politycy manipulują przekazem, mówiąc o „cięciach”. PIP, jak wiele instytucji, chciałaby skokowego wzrostu, ale realia budżetowe są weryfikowane przez Ministerstwo Finansów.

Jak ocenia pan ryzyko podważania decyzji inspektorów w sądach? Dziś PIP przegrywa ok. 70 proc. spraw.

Zadbaliśmy o jakość decyzji, ma je wydawać okręgowy inspektor pracy, a nie szeregowy pracownik po kontroli. To eliminuje narrację o niedoświadczonym inspektorze. Ponadto wprowadzamy domniemania prawne, które mają ułatwić wydawanie decyzji w oczywistych sprawach, np. jeśli nie wiadomo, jaka była stawka, przyjmuje się wynagrodzenie minimalne. Dlaczego? Bo mniejszego być nie może.

Problemem PIP było często ustalenie stanu faktycznego lub brak danych. Teraz inspekcja otrzyma potężne narzędzia analityczne.

Dlaczego ten projekt jest tak istotny z punktu widzenia rynku pracy poza kwestią samych umów?

Kluczowe są informatyzacja i dostęp do danych. PIP wreszcie uzyska wgląd w dane ZUS i Krajowej Administracji Skarbowej (KAS).

To pozwoli wytypować podmioty do kontroli ze 100-proc. trafnością. Skończy się marnowanie zasobów na ślepe kontrole. Same te możliwości sprawią, że firmy kombinujące z umowami poczują oddech państwa na plecach. ©℗

Rozmawiała Patrycja Otto