Politycy nie naprawią sądów. Czy naprawią je sami sędziowie? Najpierw musieliby zejść z drogi polaryzacji. Dzisiaj liderami środowiska są ci, którzy wyraźnie stawiają na jedną ze stron konfliktu partyjnego. W ten sposób równie jasno wskazują, komu powierzają (hipotetyczną) reformę sądownictwa – politykom. A ci żyją z konfliktu, nie z porozumienia.

Manowska jak zwykła obywatelka

Pierwsza prezes Sądu Najwyższego i zarazem Trybunału Stanu potrafi od czasu do czasu wypowiedzieć się po prostu jak obywatelka, a nie jak „sędzia z PiS”. W niedawnym wywiadzie dla DGP Małgorzata Manowska mówiła o Krajowej Radzie Sądownictwa: „Nie twierdzę, że Europejski Trybunał Praw Człowieka pochwala to, co się działo w Polsce i jak wyłaniano sędziów. Sama tego nie pochwalam. Nie podoba mi się KRS ani w obecnym, ani w poprzednim kształcie”. Dodała także, że wyborcy powinni dać czerwoną kartkę politykom, którzy doprowadzili do takiego bałaganu w sądownictwie. W praktyce jednak prezes jest okrętem flagowym przeciwników peowskich sędziów i nie przewodzi prawnikom – przepraszam za to określenie – zwykłym, lecz jest okrętem armady Prawa i Sprawiedliwości.

Uczciwie trzeba dodać, że armada koalicji rządowej, mocna przecież w środowisku sędziowskim, czyni z Manowskiej cel ataków, co tylko prowokuje atakowanych do waleczności. W hałasie czynionym przez prawników prorządowych ginie całkiem rozumny ton krytyki naginania przez prezes procedur tak, aby „źli” nie uczestniczyli w posiedzeniu Trybunału Stanu, kiedy ten obraduje w sprawie jej odwołania. Jeszcze mniej przekonują działania prezes oraz jej rycerza, sędziego Piotra Andrzejewskiego, by nawet nie przyjmować wniosków prokuratorów w tej sprawie.

Praworządność uzależniona

Tyle że ten rozumny ton nie ma zastosowania w konflikcie, który napędzany jest przez partie. Powiedzmy, że prezes Manowska mianowałaby wiceprzewodniczącego Trybunału Stanu zupełnie spoza swojego kółka (teraz nie czyni tego wcale, zatem Andrzejewski, jako najstarszy stażem członek tego gremium, przewodniczy obradom; bardzo wygodne). Wątpliwe, aby jej adwersarze docenili ten gest i temperatura sporu opadła. Niemal pewne za to, że w obozie jej zwolenników podniosłaby się krytyka, że „nasza prezes” ustępuje pola „psycholom od Tuska”.

Paradoks sytuacji, w której znaleźli się w Polsce prawnicy, polega na tym, że ich widowiskowe konflikty dają środowisku prawniczemu ogromną szansę. Wystarczy przyjąć niezależnie od polityków mapę drogową wychodzenia ze sporu – i kilkoma wyrazistymi decyzjami pokazać siłę Polski autonomicznej wobec polityków. Cóż, kiedy ta Polska jest po prostu słaba. Toga, symbol niezawisłości prawników, stała się symbolem zależności od KO i PiS. ©Ⓟ