Europa Środkowa potępiła politykę Rosji wobec Ukrainy. Państwa regionu chcą, by na szczycie paktu w Warszawie podjęto decyzje o budowie baz na wschodniej flance Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Zakończony wczoraj w Bukareszcie miniszczyt NATO wypadł w najgorszym z możliwych momentów. Rumunia jest w żałobie po pożarze w stołecznym klubie Colectiv (zginęły 32 osoby). Z kolei w środę pod naciskiem ulicznych protestów do dymisji podał się oskarżany o korupcję premier Victor Ponta.
Rezultaty spotkania są jednak znaczące. „Chcemy dalszego wzmacniania naszego bezpieczeństwa (...) silnej, wiarygodnej, zrównoważonej obecności wojskowej (NATO w regionie – red.)” – napisali w deklaracji końcowej uczestnicy szczytu. Ma to być odpowiedź na „agresywne działania Rosji na Ukrainie, w tym nielegalną i nieuprawnioną aneksję Krymu, poparcie dla separatystów na Ukrainie, a także rosyjską aktywność militarną w naszym sąsiedztwie, co podkopuje architekturę europejskiego bezpieczeństwa”. Deklaracja ma charakter otwarty. Mogą się pod nią podpisywać kolejne państwa Sojuszu.
– Pokazaliśmy jedność, decyzyjność i uczyniliśmy poważny wkład do decyzji, jakie zostaną podjęte na szczycie NATO w Warszawie – komentował w Bukareszcie prezydent Andrzej Duda. Prezydent Rumunii Klaus Iohannis dodawał, że przyjęta deklaracja jest „bardzo silnym sygnałem jedności”.
Nowy etap
Polska oczekuje, że wiążące decyzje w sprawie budowy baz NATO na wschodniej flance Sojuszu zapadną właśnie w Warszawie latem przyszłego roku. Na stronie Kancelarii Prezydenta RP minister Krzysztof Szczerski spotkanie bukareszteńskie określił mianem „nowego etapu prac nad konsensusem warszawskim”.
Szczyt jest również krokiem na drodze do zasypywania różnic między państwami regionu w kwestii polityki bezpieczeństwa. Grupa Wyszehradzka (V4), tworzona przez Polskę, Czechy, Słowację i Węgry, od początku kryzysu na Ukrainie istnieje głównie na papierze. Prezydent Czech Miloš Zeman nie ukrywa swojej prorosyjskości. W polityce energetycznej z Moskwą współpracuje również premier Węgier Viktor Orbán, który w maju ubiegłego roku poparł autonomię dla mniejszości węgierskiej zamieszkującej ukraińskie Zakarpacie. Premier Słowacji Robert Fico sprzeciwia się utrzymywaniu sankcji wobec Rosji. Szef MSZ tego kraju Miroslav Lajčák, absolwent moskiewskiego MGIMO, w ubiegłym roku odwiedził rosyjską stolicę. Deklarował wówczas, że Bratysława stała się mostem między Rosją i Zachodem. W kontekście tych wydarzeń wczorajszą deklarację należy uznać za sukces.
Potencjał do współpracy
W regionalnej układance dla Polski najbardziej perspektywicznym partnerem jest Rumunia. Duda i jego otoczenie dążą do rozszerzenia współpracy w sferze bezpieczeństwa poza format V4 o Bukareszt i kraje bałtyckie.
– Rumunia jest drugim krajem w regionie pod względem liczby ludności. Polska jest szóstym partnerem handlowym Rumunii (...). Ze wszystkich państw europejskich mamy najdłuższe granice z Ukrainą – mówił Andrzej Duda w wywiadzie dla dziennika „România Liberă” udzielonym przed miniszczytem.
Oba kraje łączy również relatywnie wysoki potencjał militarny i zorientowana na USA polityka bezpieczeństwa. W Redzikowie mają powstać elementy amerykańskiej tarczy rakietowej (w 2018 r.). W rumuńskim Deveselu już istnieją, a system SM3IB będzie operacyjny pod koniec tego roku (z tego powodu Rosja zdążyła już pogrozić Rumunom). Zarówno Bukareszt, jak i Warszawa podchodzą równie poważnie do modernizacji sił zbrojnych.
Batalion czy kompania?
Przed szczytem w zachodnich mediach pojawiła się informacja o planach rozlokowania w Polsce, na Litwie, Łotwie i w Estonii po jednym batalionie (800–1000) żołnierzy Sojuszu. Druga wersja zakłada, że taka jednostka trafiłaby tylko do Polski. Trzecia, o której napisał rumuński dziennik „Adevărul”, mówi, że batalion będzie mobilny, przerzucany między krajami wschodniej flanki. Mniej ambitny wariant zakłada rozmieszczenie w tych państwach żołnierzy Sojuszu w sile kompanii (czyli ok. 100 osób). Przeciwnikiem takich rozwiązań są Niemcy, którzy przekonują, że bazy jedynie zaostrzą relacje z Rosją.
W zakończonym wczoraj spotkaniu w Bukareszcie brali udział prezydenci Polski, Rumunii, Słowacji, Bułgarii, Litwy, Łotwy i Estonii. Tylko Czechów reprezentował przewodniczący parlamentu. Przedstawicielem NATO był zastępca sekretarza generalnego Aleksander Vershbow. Miniszczyt został zorganizowany z inicjatywy Klausa Iohannisa. Pomysł został przedstawiony wiosną tego roku podczas jego oficjalnej wizyty w Warszawie, po spotkaniu z ówczesnym prezydentem Bronisławem Komorowskim. ©?
Grupa Wyszehradzka, tworzona przez Polskę, Czechy, Słowację i Węgry, od początku kryzysu na Ukrainie istnieje głównie na papierze
Facebookowa rewolucja przeciwko korupcji
Dymisji wywodzącego się z Partii Socjaldemokratycznej premiera Victora Ponty domagała się bukareszteńska ulica. Demonstrujący, którzy organizowali się przez media społecznościowe pod hasłami walki z korupcją, obarczali go odpowiedzialnością za nieudolną akcję ratunkową w klubie Colectiv. Protesty na placu Uniwersyteckim, przed Teatrem Narodowym, zgromadziły nawet 30 tysięcy osób. „Dymisja do samej góry”, „Nie cieszcie się, będziecie następni” – pod takimi hasłami odbywały się demonstracje. Nawoływano do wymiany skorumpowanych elit i „opcji zerowej” w polityce. Dla samego Ponty dymisja oznacza poważne problemy. Wcześniej został postawiony przez lokalne CBA w stan oskarżenia (chodzi m.in. o pranie brudnych pieniędzy i fałszowanie dokumentów). Zarzuty dotyczą lat 2007–2008, kiedy polityk prowadził kancelarię adwokacką. Według Narodowej Dyrekcji Antykorupcyjnej (DNA) z Pontą współpracował również były minister finansów Darius Vâlcov i oligarcha Dan Şova. Ten ostatni miał wyprowadzać pieniądze ze spółek energetycznych z udziałem skarbu państwa Rovinari i Turceni. Wcześnie potwierdziły się oskarżenia o plagiat przy sporządzaniu pracy doktorskiej Ponty. 85 z 307 stron rozprawy zostało skopiowanych bez podawania źródła. W grudniu 2014 r. Ponta wysłał oświadczenie do rektora Uniwersytetu Bukareszteńskiego, w którym zadeklarował, że rezygnuje z posługiwania się tytułem doktora nauk prawnych. Ciekawostką jest to, że promotorem jego pracy w 2003 r. był ówczesny premier Rumunii Adrian Năstase (w 2012 r. skazany na – w sumie – 6 lat więzienia za korupcję. Wyszedł wcześniej ze względu na zły stan zdrowia). Ponta kłamał również na temat swoich studiów na Oxfordzie (takie informacje – jak się później okazało nieprawdziwe – podał redakcji encyklopedii „Who’s Who”). Mimo oskarżeń ze strony DNA trwał przy władzy. Jego kariera uosabia wszystko to, przeciw czemu od kilku dni protestuje Bukareszt.