Ci, którzy głosowali w środowych wyborach prezydenckich, przywrócili prawdziwe znaczenie rewolucji po tym, jak została ona nadszarpnięta przez "najemników" - powiedział w piątek prezydent Syrii Baszar al-Asad w pierwszym telewizyjnym wystąpieniu po tym, jak ponownie został wybrany na szefa państwa.

Według Asada wybory, określone przez syryjską opozycję i Zachód jako farsa, pokazują, że Syria funkcjonuje normalnie, pomimo trwającej od dekady wojny domowej, w której zginęło ok. 400 tysięcy ludzi, a 11 milionów osób zostało wysiedlonych. Ponad 5 mln z nich uciekło za granicę, głównie do sąsiednich krajów.

Zwycięstwo w środowych wyborach zapewnia 55-letniemu Asadowi kolejne siedem lat władzy i wydłuża rządy jego rodziny do prawie sześciu dekad. Jego ojciec, Hafez al-Asad, rządził Syrią w latach 1971–2000.

Stany Zjednoczone oraz kraje Unii Europejskiej nie kryły sceptycyzmu względem syryjskiego głosowania odbywającego się w warunkach wojny domowej. Większość rządów państw zachodnich wydało oświadczenia, w których wskazywano, że wybory nie mają szansy być "uczciwe i wolne". Głosowanie skrytykowała również ONZ, zaznaczając, że nie jest zgodne z zaplanowanym w rezolucji Rady Bezpieczeństwa planem pokojowym.

Asad w czwartek odrzucił wszelką krytykę, mówiąc, że jego wrogowie mają „ślepotę rozumu”. Gratulacje złożyły mu Chiny, Rosja i wspierany przez Iran Hezbollah.