W I półroczu sieć Żabka urosła w Polsce o 724 sklepy., a udział waszej sieci w rynku pierwszy raz przekroczył 10 proc. To był udany okres dla spółki?

Tempo naszego wzrostu na tle rynku jest zbliżone do poprzednich kwartałów. Według danych Nielsena spożywczy rynek detaliczny w Polsce rozwija się w tempie ok. 5 proc. rocznie, a my utrzymujemy nieco wyższą dynamikę. Pierwsze półrocze było dla nas bardzo dobre nie tylko w wymiarze całkowitego wzrostu sprzedaży, wynoszącego ponad 14 proc. rok do roku, ale również w zakresie sprzedaży porównywalnej (like-for-like), gdzie odnotowaliśmy 6,1 proc. wzrostu, też powyżej rynku. To cieszy, tym bardziej że w lutym i w maju odnotowaliśmy dość niesprzyjające warunki pogodowe. Trzeba też wziąć pod uwagę, że historycznie Żabka weszła na rynek później niż inni gracze, więc naszym celem jest znalezienie niezagospodarowanych nisz.

Mamy obecnie blisko 12 tys. sklepów w Polsce i Rumunii, a do 2028 r. chcemy urosnąć do 14,5 tys. W tym roku zwiększyliśmy tempo otwarć w Polsce i Rumunii do ponad 1.300 sklepów z ponad 1.100 poprzednio, ponieważ widzimy obecnie bardzo korzystne otoczenie biznesowe do otwierania nowych punktów. Po pierwsze, te placówki, które już są otwarte, notują bardzo dobre wyniki. Po drugie, łącznie mamy zabezpieczone lokalizacje pod ok. 1.700 nowych sklepów, więc chcemy jak najszybciej z tego zasobu skorzystać. Wciąż widzimy też duże zainteresowanie naszą siecią ze strony franczyzobiorców – w tym roku liczba przedsiębiorców prowadzących sklepy Żabka przekroczyła 10 tys. Te czynniki dają nam asumpt do tego, by rozwijać się jeszcze szybciej, niż jeszcze niedawno zakładaliśmy.

To efekt dobrej koniunktury w handlu detalicznym? W I półroczu sprzedaż w sklepach wzrosła o 3,7 proc.

To przede wszystkim efekt naszej strategii rozwojowej. Nasze sklepy to już nie tylko miejsce, gdzie można kupić produkty spożywcze, ale też nadać czy odebrać paczkę, zjeść śniadanie czy szybki posiłek na ciepło. Od czerwca oferta street food jest dostępna już w każdym sklepie Żabka, a to przekłada się na profil naszych klientów. Już prawie co piąty z nich przychodzi do nas na posiłek – w zeszłym roku było to ok. 15 proc., w tym zbliżamy się do 20 proc. Warto dodać, że zakup ciepłego posiłku zwykle połączony jest też z nabyciem kawy albo napoju na zimno.

To oznacza konkurowanie ze stacjami paliw, np. Orlenem?

W mojej opinii nie można tu mówić o bezpośredniej konkurencji, bo choć oferta może wydawać się podobna, to różni nas lokalizacja punktów. Orlen rozwija ofertę gastronomiczną głównie przy trasach przelotowych, poza miastami. My zaś jesteśmy blisko stref mieszkalnych czy biurowych.

W strategii spółki piszecie o docelowo 19,5 tys. sklepów Żabka w Polsce. To będzie punkt pełnego nasycenia polskiego rynku sklepami osiedlowymi?

Obecna strategia zakłada otwarcie do 2028 r. 14,5 tys. placówek, natomiast całkowity potencjał rynku w Polsce szacujemy na 19,5 tys. sklepów. Oczywiście wraz ze zmianami rynku mogą się pojawić nowe obszary do rozwoju. Jeszcze 10 lat temu nie zakładaliśmy tak szybkiego wzrostu, jaki dziś notujemy. Natomiast warto zwrócić uwagę, że niektóre sieci handlowe, np. w Azji, są w stanie zagospodarować 30 proc. rynku, więc mamy jeszcze przestrzeń do rozwoju. Tym bardziej że w Polsce wciąż działa ok. 30 tys. małych sklepów niezrzeszonych, głównie z branży spożywczej, które powstawały w latach 90. na fali pierwszego etapu kapitalizmu i dziś – po 20–30 latach – właściciele albo nie mają sukcesorów, albo ich sklepy nie przystają już do wymagań klientów. Kilkaset takich sklepów rocznie zmienia swój szyld na Żabkę i czasem okazuje się, że jest to jedyna szansa, żeby kontynuować rodzinny biznes założony wiele lat temu. W tym sensie w pewnym stopniu łączymy handel tradycyjny z nowoczesnym formatem sklepu dopasowanego do oczekiwań współczesnych klientów. Ponadto będziemy się mierzyć z trendami demograficznymi, które powodują, że liczba konsumentów dla całości rynku będzie z roku na rok maleć.

Liczycie się z dalszym odpływem Ukraińców z Polski, którzy dla Żabki są ważni zarówno jako klienci, franczyzobiorcy, jak i pracownicy?

Po wybuchu wojny odnotowaliśmy szybki napływ osób z Ukrainy do Polski, a następnie stopniowy odpływ – część wróciła do Ukrainy, część wyjechała do innych krajów. Dziś te liczby są już stabilne, a osoby pochodzenia ukraińskiego, które pozostały w Polsce, planują tu zostać na stałe. To cieszy, bo bez nich polska gospodarka funkcjonowałaby gorzej. Nie tylko kreują popyt konsumpcyjny, lecz także zapewniają podaż pracy. Prawie 10 proc. naszych franczyzobiorców to obcokrajowcy, z czego znaczna część to obywatele Ukrainy.

Nie macie obaw, że zabraknie wam pracowników?

Monitorujemy rynek pracy z punktu widzenia zatrudnienia w naszych centrach logistycznych i obecnie nie widzimy takiego ryzyka. Jeśli chodzi o zatrudnienie w naszych placówkach, to warto zwrócić uwagę, że branża handlowa od kilku lat mierzy się z wyzwaniem braku pracowników i rzeczywiście jest tak, że wiele osób z Ukrainy wypełniło tę lukę. Nasi franczyzobiorcy oferują różne możliwości pracy w sklepach – to dobra opcja dla studentów lub osób, które potrzebują elastyczności i mogą pracować w różnych godzinach.

Wprowadziliście także format sklepu bezobsługowego. Rozwój Żabki Nano nie jest jednak zbyt prężny.

Trudno ten projekt porównać z tradycyjną Żabką, która rozwija się bardzo dynamicznie. Na pierwszym etapie rozwoju Żabki Nano głównym wyzwaniem była technologia – wówczas jeszcze bardzo droga. Testowaliśmy więc bezobsługowe rozwiązania w kilku punktach. Dziś technologia rozwinęła się już na tyle, że koszty funkcjonowania sklepów bezobsługowych Żabka Nano są niższe, a format wydajniejszy. Dokonaliśmy też analizy lokalizacji – przenieśliśmy placówki z ulic do punktów, w których jest zapotrzebowanie na zakupy przez 24 godziny na dobę: fabryk, szpitali, akademików czy biur. Tam właśnie Żabka Nano sprawdza się najlepiej. Testujemy również format hybrydowy, czyli możliwość wykorzystania technologii Nano w tradycyjnej Żabce, która dzięki temu rozwiązaniu może oferować kanapki czy napoje również w nocy. Jesteśmy zadowoleni z tego kierunku i na pewno będziemy go rozwijać.

Z ekspansji na Rumunię jesteście zadowoleni? Po ponad roku działalności ten rynek jest dla was deficytowy.

Nie jest to duża strata i była ona wkalkulowana w pierwszy okres działalności w Rumunii. Po nieco ponad roku obecności w tym kraju mamy już ponad 100 sklepów pod szyldem Froo. Żeby zbudować dobrą markę, z dużym udziałem rynkowym, potrzeba lat. My jesteśmy na początku tej drogi, a perspektywy rozwoju są bardzo dobre. Zainwestowaliśmy w infrastrukturę logistyczną i w budowę zespołu. Przez cały czas dopracowujemy ten koncept, dostosowując się do lokalnych uwarunkowań. Szczególnie oferta gastronomiczna cieszy się dużym powodzeniem wśród rumuńskich klientów. Udział tej oferty w przychodach przekracza tam 20 proc., czyli jest większy niż w Polsce. W poprzednim ustroju w Rumunii obowiązywał system kartek na żywność, które potem przekształcono w powszechne talony na posiłki. Klienci w Rumunii są więc przyzwyczajeni, by jeść poza domem, co przekłada się na popularność tego konceptu. Nasze analizy pokazują, że zainteresowanie naszymi sklepami i ofertą rośnie, co potwierdza, że idziemy w dobrym kierunku.

Kiedy wyjdziecie na plus w Rumunii?

Priorytetem jest zwiększanie skali działania, więc dajemy sobie czas, by rozwijać sieć. W pierwszej kolejności będziemy robić to organicznie, ale patrzymy też na małe akwizycje, czyli sieci z kilkoma–kilkunastoma punktami. Kolejną opcją jest przekształcanie sklepów dotychczas niezrzeszonych w format działający pod szyldem Froo.

Zobaczymy Żabkę w innych krajach regionu?

Rumunia jest pierwszym rynkiem zagranicznym dla Żabki. Nie wykluczamy wprawdzie wejścia na inne rynki, ale na ten moment skupiamy się na Rumunii. W krajach Europy Zachodniej widzimy przestrzeń dla sklepów modern convenience, z kolei w krajach naszego regionu nasycenie punktami sprzedaży oferty spożywczej wciąż nie jest pełne.

Ukraina?

Wielu klientów ukraińskich zna nasze sklepy, podobnie jak wielu franczyzobiorców, więc dopasowanie się do rynku ukraińskiego byłoby dla nas nieco łatwiejsze niż w innych lokalizacjach. Niemniej Ukraina to trudny rynek. Wiele musi się tam zmienić i nie mówię tylko o zakończeniu wojny, lecz także o kwestiach regulacyjnych i biznesowych. ©℗

Rozmawiał: Nikodem Chinowski
ikona lupy />
Materiały prasowe