Tegoroczna defilada z okazji Święta Wojska Polskiego w niczym nie przypominała pierwszej, jaką w 2007 r. zorganizował prezydent Lech Kaczyński. Wtedy przed trybuną honorową przedefilowały poradzieckie czołgi PT-91, armatohaubice Dana i BWP-1, a jedynym nowoczesnym rodzynkiem były myśliwce F-16.
Polska armia rośnie jak na drożdżach
Dziś, gdy większość tego sprzętu jest wykorzystywana do walk w Ukrainie, jego miejsce zajęły czołgi Abrams, K2, wozy Rosomak, Borsuk czy armatohaubice Krab. Obecni podczas defilady politycy podkreślali, że wojskowe plany są ambitne.
– Powinniśmy być w krótkim czasie nie trzecią, ale pierwszą najsilniejszą armią Sojuszu Północnoatlantyckiego w Europie. Do tego będę dążył jako prezydent Polski przez najbliższe lata – deklarował prezydent Karol Nawrocki.
W liczbach Wojsko Polskie na lądzie rzeczywiście zaczyna budzić respekt. Liczy ponad 212 tys. żołnierzy. Udało mu się kupić m.in. 360 czołgów Abrams, 360 koreańskich K2. Dodać do tego trzeba ok. 240 leopardów 2. W marcu 2025 r. udało się zamówić też pierwsze 111 wozów Borsuk. Dostawy tych ostatnich planowane są na lata 2025–2029. I choć liczby robią wrażenie, to nawet tak duża pancerna masa nie jest w stanie zabezpieczyć potrzeb szybko rozbudowującej się armii. Wojskowi szacują, że samych borsuków, które zastąpić mają poradzieckie BWP-1, potrzeba będzie ok. 1400 sztuk. Na tak wielkie zamówienie opiewała umowa ramowa z 2023 r.
Podobnie jest z czołgami. Plan rozbudowy sił zbrojnych zakłada bowiem sformowanie przynajmniej 25 batalionów pancernych, po 58 czołgów każdy. Do tej liczby 1450 czołgów doliczyć trzeba też setki wozów wsparcia. W cierpliwość uzbroić muszą się też artylerzyści, którzy dziś dysponują zaledwie 26 szt. nowoczesnych polskich armatohaubic Krab. Ich liczba miała być większa, jednak część trafiła na Ukrainę, a producent – Huta Stalowa Wola – musiał też w pierwszej kolejności zrealizować ukraińskie zamówienia na 54 sztuki. tego doskonałego sprzętu. Docelowo WP ma mieć 212 krabów. Nieco lepiej jest, jeśli chodzi o dostawy koreańskich wyrzutni rakietowych, kupowanych w ramach programu Homar-K. Według planu mamy mieć 290 sztuk. tego rodzaju broni, a do połowy 2025 r. do Polski przypłynęło już 117 wyrzutni. 81 z nich, po zamontowaniu na podwoziach Jelcza, trafiło na wyposażenie wojska.
Politycy chcą na wojsko wydawać jeszcze więcej
Szybkie przezbrajanie i rozbudowa Wojska Polskiego wymaga jednak pieniędzy i jeśli o nie chodzi, politycy są zgodni – chcą jeszcze większych wydatków. Prezydent Nawrocki zadeklarował w miniony piątek, iż będzie się domagał, by nakłady na zbrojenia wzrosły do 5 proc. PKB. Zgodnie z ustawą o obronie ojczyzny z 2022 r. próg wydatków na obronność ustalono na poziomie nie mniejszym niż 3 proc. PKB. Częścią tych pieniędzy dysponuje MON, a resztą Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych (FWSZ), stworzony przy Banku Gospodarstwa Krajowego. Pozwala on na zaciąganie pożyczek i dysponowanie pieniędzmi, jakich budżet państwa nie ma. Zakładany na 2023 r. ustawowy plan udało się zrealizować w stu procentach, lecz rok później było już gorzej. Z planowanych w budżecie 2024 r. 4,2 proc. PKB (159 mld zł) realnie udało się wydać ok. 3,8 proc. PKB (137 mld zł).
Rok 2025, w którym na zbrojenia planujemy wydać 4,7 proc. PKB (186 mld zł), już dziś nie prezentuje się tak optymistycznie. Jak wynika z opublikowanego na początku sierpnia raportu, w FWSZ zaplanowane na ten rok wydatki zrealizowano zaledwie w 16 proc. (w 2024 r. były to 24 proc.). Zadłużenie funduszu wzrosło zaś do 51 mld zł. Jeśli do końca roku nie uda się podpisać kolejnych kontraktów zakupowych, wówczas realizacja ambitnego planu wydania na zbrojenia 4,7 proc. PKB stanąć może pod znakiem zapytania.
Podczas piątkowej defilady politycy podkreślali, iż nasza armia pod względem liczebności już jest trzecią siłą NATO, po USA i Turcji. Jednak ambicje są o wiele większe. Jak zaznaczył wicepremier i minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz teraz trzeba dążyć do tego, by w ciągu najbliższych 5 lat „stać na podium spośród państw NATO pod względem zdolności operacyjnych”. Na różnicę tę zwracają też uwagę wojskowi.
– W piątek widać było postęp modernizacyjny, ale trzeba pamiętać, że to był tylko pokaz. Żadna defilada nie odzwierciedla prawdziwego potencjału armii. Oprócz żołnierzy i uzbrojenia, armia musi być wyszkolona, zgrana i musi umieć to wszystko wykorzystać. A budowa tych zdolności, od chwili pozyskania uzbrojenia i żołnierzy, wymaga czasem kolejnych kilku lat – mówi DGP jeden z zawodowych wojskowych. ©℗