Na początek kilka faktów. Prawdą jest, że potencjalne nieprawidłowości dotyczyły ułamka unijnych pieniędzy. Cały KPO opiewa na ponad 254 mld zł, na co składają się dotacje i nisko oprocentowane pożyczki. Program pomocowy dla branż hotelarskiej, restauracyjnej i cateringowej (HoReCa) stanowi 0,5–0,6 proc. wszystkich środków KPO. Ile wniosków w ramach tego programu nie budzi żadnych wątpliwości? Ilu przedsiębiorców nigdy nie powinno dostać wsparcia? Tego nie wiemy. Wyjaśniać będzie to dopiero kontrola zlecona w ubiegłym tygodniu przez wiceministra funduszy Jana Szyszkę. Jej efekty mamy poznać we wrześniu.

Nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że – wbrew temu, co publicznie deklaruje minister funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz – nie ma mowy o transparentności w całej tej sprawie. Owszem, na stronie internetowej można sprawdzić mapę inwestycji. Problem w tym, że ministerstwo od co najmniej kilku tygodni zdawało sobie sprawę z istniejącego problemu z nieprawidłowym wydatkowaniem wsparcia, a mimo to zdecydowało się milczeć. Pod koniec lipca w bliżej nieznanych okolicznościach odwołano prezes Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości Katarzynę Duber-Stachurską. Dymisja była owiana tak wielką tajemnicą, że do dziś na stronach resortu próżno szukać komunikatu w tej sprawie. Dopiero gdy „funduszowe cwaniactwo” ujrzało światło dzienne, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz oświadczyła, że dymisja prezes PARP związana była z nieprawidłowościami.

Duże znaki zapytania stanęły nad rolą samej minister w całej tej sprawie. W rozmowie z „Pulsem Biznesu” w sierpniu 2024 r. chwaliła się obniżeniem wymaganych kryteriów właśnie dla tej branży. – Wnioskodawca nie musi już wykazywać przeważającego kodu PKD prowadzonej działalności w ramach sektora HoReCa, turystyka, kultura. Wystarczy, że ma dodatkowy kod PKD w tych branżach. (…) Mamy nadzieję, że liczba projektów złożonych w tym naborze będzie satysfakcjonująca – mówiła Pełczyńska-Nałęcz, podkreślając, że zobowiązała „nowe szefostwo PARP, żeby było w stałym dialogu z przedsiębiorcami i brało pod uwagę informację zwrotną”.

Niektórych nie trzeba było dwa razy namawiać. Dziś widać, że część osób wyspecjalizowała się w skupowaniu spółek, które spełniały wymagania do dotacji i odnotowały w poprzednich latach spadek obrotów. Ogłoszeń w internecie można znaleźć na pęczki. Nikt się z tym za bardzo nie krył – spółka miała posłużyć tylko do jednego celu: wyciągnięcia pieniędzy z KPO.

Otwarte pozostaje pytanie, co dalej wydarzy się w tej sprawie. „Miliardy euro z KPO to wielkie projekty rozwojowe Polski. Włożyliśmy za dużo wysiłku w ich odblokowanie, by pozwolić komukolwiek na marnotrawstwo. Każdy, kto popełnił błędy, poniesie (lub już poniósł) konsekwencje. Niezależnie od stanowiska i partyjnej przynależności” – zapowiedział w sobotę premier Donald Tusk. Dodał również, że „to, że PiS kłamie w tej sprawie, nie będzie żadnym usprawiedliwieniem”, co było bezpośrednią aluzją do słów Pełczyńskiej-Nałęcz, która przekonywała, że Jarosław Kaczyński manipuluje w sprawie KPO.

Gdy pytamy w kuluarach o potencjalną dymisję szefowej MFiPR, słyszymy jedno: – Tweety są jasne. Ktoś poleci – mówi nam rozmówca z KPRM. – „Kierownik” najpierw mówił o niewystarczających wyjaśnieniach na konferencji, potem jeszcze zatweetował w tej sprawie. Nie ma przypadków – mówi nam jeden z posłów KO.

Od dawna jest jasne, że Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz ma w rządzie trudną pozycję. Mocno wspiera ją Szymon Hołownia, ale część Platformy Obywatelskiej zwyczajnie jej nie akceptuje. – Pamięta pan publiczne słowa Tuska o tym, że posiedzenia Rady Ministrów to nie klub dyskusyjny? To było skierowane do niej – słyszymy. Z tej perspektywy afera wokół KPO może być idealnym pretekstem do pozbycia się z rządu bardzo niewygodnego gracza. Czy tak będzie? Kluczowe okażą się kolejne dni. ©℗