– Nasz model społeczno-gospodarczy jest zagrożony – mówi minister finansów Andrzej Domański. Kluczowe są deregulacja, niższe ceny energii i większa dostępność kapitału wyższego ryzyka
Z Andrzejem Domańskim rozmawia Marek Tejchman
Od miesięcy rozmawiamy o raporcie Mario Draghiego, byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego i byłego premiera Włoch, ostrzegającego przed gospodarczym upadkiem Europy. Ratunkiem mogą być deregulacja i prorozwojowe inwestycje. Czy w polskiej gospodarce inwestycje wreszcie istotnie się zwiększą?

Do wzrostu inwestycji potrzeba przewidywalnych warunków ekonomicznych oraz odpowiedniej dostępności i odpowiedniego kosztu kapitału. W tym pierwszym elemencie dzięki naszym rządom udało się odblokować pieniądze z KPO i ponownie zakotwiczyć Polskę w strukturach europejskich. Krok po kroku przywracamy praworządność. W 2025 r. zobaczymy już pierwsze efekty tych działań – spodziewamy się istotnego przyspieszenia dynamiki inwestycji w gospodarce. W Ministerstwie Finansów pracujemy również, w ramach reformy rynku kapitałowego, nad nowymi, kompleksowymi rozwiązaniami wspierającymi zasób kapitału. Natomiast kwestie związane z kosztem kapitału, czyli poziomem stóp procentowych, pozostają w gestii Narodowego Banku Polskiego. Nie jest moją rolą jako ministra finansów komentowanie działań NBP.

Wracając jednak do raportu Draghiego – faktycznie dolegliwością, która dotyka Europę, a szczególnie strefę euro, jest spowolniony wzrost gospodarczy. Mimo że nasza gospodarka jest jedną z najszybciej rozwijających się w Europie, to i nam ciąży słabość naszych partnerów handlowych z Unii. Moim zdaniem, i przekonuję do tego unijnych partnerów, wzrost gospodarczy musi być priorytetem w kontekście wszystkich wprowadzanych polityk. Jedną z metod przywrócenia dynamicznego wzrostu jest odbiurokratyzowanie istniejących procesów. Unia przez lata nałożyła na siebie regulacyjny gorset, który działa hamująco na inwestycje, a przez to na PKB. Przewlekłość procesów bezpośrednio przekłada się na koszty z uwagi na koszt kapitału. Gospodarka Unii traci konkurencyjność, traci niestety znaczenie w globalnym wyścigu. Nasz model społeczno-gospodarczy jest zagrożony. Odbudowa konkurencyjności gospodarki europejskiej będzie naszym priorytetem w rozpoczynającej się 1 stycznia prezydencji Polski w Radzie Unii Europejskiej.

Co zatem należy zrobić, żeby odbudować konkurencyjność europejskiej gospodarki? Czy to w ogóle możliwe, biorąc pod uwagę niezwykle ambitne cele klimatyczne?

Deregulacja, niższe ceny energii, większa dostępność kapitału wyższego ryzyka oraz tworzenie klastrów, które pozwalają na przepływ wiedzy i zachęcają do podejmowania ryzyka. 15 lat temu PKB Kalifornii stanowił równowartość ok. 50 proc. niemieckiego PKB. Teraz gospodarka tego jednego stanu USA jest na dobrej drodze, by przewyższyć wielkością gospodarkę Niemiec czy Francji. Skąd ten sukces? Połączenie ambitnych i kompetentnych ludzi oraz kapitału chcącego zaryzykować. Wzrost gospodarczy to na koniec dnia praca, kapitał i postęp technologiczny. Dlatego zasilamy Narodowe Centrum Nauki, zajmujące się finansowaniem badań podstawowych, dodatkowym kapitałem. Chcemy, aby gospodarka oparta na wiedzy miała solidne fundamenty, żeby nauka mogła generować projekty o dużym potencjale komercjalizacji. Chcemy stworzyć taki system wsparcia, który dostrzeże i wykorzysta rozwiązania innowacyjne oraz będzie gotowy na ryzyko.

Jeśli chodzi o europejską konkurencyjność, to jestem przekonany, że teraz jest ten moment, aby przemyśleć niektóre decyzje z przeszłości. W procesie transformacji energetycznej należy poważnie traktować neutralność technologiczną. Przemysł powinien mieć większą autonomię w podejmowaniu decyzji, a międzynarodowa konkurencyjność powinna być uznana za uzasadniony cel polityki. Rozmawiam o tym z przedstawicielami nowej Komisji Europejskiej, która w ciągu pierwszych stu dni urzędowania zobowiązała się przedstawić założenia tzw. Clean Industrial Deal, dokumentu, który – mam nadzieję – będzie wychodził naprzeciw takiemu myśleniu. Natomiast nie możemy się też oszukiwać – Europa nie ma takich złóż surowców jak USA czy Chiny. Zawsze będziemy importerem. Dlatego przemyślany rozwój OZE jest konieczny. Konieczna jest również poważna dyskusja na temat znaczenia energii wytwarzanej z atomu.

W Europie z zazdrością patrzymy na chińskie i amerykańskie pakiety stymulacyjne. Bliżej panu do niemieckiej oszczędności czy chińskiej albo amerykańskiej hojności?

Polityka gospodarcza musi być ambitna i wyznaczać nowe cele rozwojowe. Taką politykę realizujemy w Polsce. Chcemy nie tylko zmniejszać dystans do gospodarek zachodnioeuropejskich, ale także wyznaczać kierunki rozwoju dla kontynentu. Polska to dziś szósta, a po uwzględnieniu parytetu siły nabywczej piąta największa gospodarka UE i z faktem tym wiąże się także rosnąca odpowiedzialność za gospodarkę unijną. Kluczowe są dla nas transformacja energetyczna oraz rozwój infrastruktury. Uważam, że państwa, które o tym zapominają i nie inwestują w infrastrukturę, popełniają poważny błąd. Same wydatki publiczne to jednak za mało. Rolą państwa jest stworzenie warunków, które zachęcą prywatnych przedsiębiorców do inwestowania, zwiększania mocy produkcyjnych, poprawy efektywności czy ekspansji na rynki zagraniczne. W tym obszarze kluczowa jest deregulacja i odchodzenie od przepisów, które utrudniają inwestycje w Europie i czasem wręcz zmuszają firmy do przenoszenia się z produkcją poza Europę. Szczególnie zależy nam na tworzeniu dogodnego środowiska do inwestycji w sektorach, w których produktywność jest najwyższa.

Wracam jednak do pytania – czy europejska gospodarka powinna być bardziej stymulowana? Czy Niemcy są zbyt oszczędni?

Deficyt budżetowy na poziomie całej Unii kształtuje się obecnie w okolicach 3 proc. Trudno więc powiedzieć, żeby polityka fiskalna państw członkowskich była specjalnie restrykcyjna. Natomiast widać wyraźnie, że brakuje inwestycji zarówno publicznych, jak i prywatnych.

Musimy zrobić wszystko, żeby do Europy powrócił duch przedsiębiorczości, powrócił optymizm. Najpierw kryzys zadłużeniowy południa, później COVID-19, teraz wojna na Ukrainie i kryzys energetyczny – to wszystko odcisnęło piętno na gospodarce.

Musimy pokazać, że te problemy są już za nami, a Europa może rywalizować w globalnym wyścigu technologicznym. Bo przecież sytuacja geopolityczna stawia przed nami nowe wyzwania, którym musimy sprostać.

Mówi pan o konieczności zwiększenia inwestycji prywatnych. Czy MF widzi potrzebę wsparcia akcji kredytowej banków przez zmianę formuły podatku bankowego?

Polski sektor bankowy jest płynny i konkurencyjny. Widzimy jednak, że popyt na kredyt jest wciąż na zbyt niskim poziomie. Jeżeli chodzi o niedobory kapitału, obserwujemy je raczej po stronie kapitału wyższego ryzyka, niezbędnego do finansowania wkładów własnych do projektów czy bardziej innowacyjnych inwestycji.

Oczywiście na nasze podmioty trzeba też patrzeć przez pryzmat procesów zachodzących w Unii. Od przeszło dekady unijni decydenci mówią o potrzebie wzmocnienia unii bankowej, wzmocnienia przepływu europejskiego kapitału. Mam świadomość, że sześciomiesięczna prezydencja nie spowoduje rewolucji, ale będziemy wspierać rozwiązania, które zwiększą dostępność kapitału pod inwestycje.

Jak – w kontekście dostępności pieniędzy na inwestycje, w tym na innowacje – pomóc naszemu rynkowi kapitałowemu? Co z zapowiadanymi już zmianami w podatku Belki – kiedy wejdą w życie? Czy pojawią się nowe instrumenty, np. REIT-y?

Jak mówiłem, pracujemy w Ministerstwie Finansów nad większym planem dla rynku kapitałowego, zarówno tego publicznego, jak i prywatnego. Nie będziemy mieli ciekawych spółek na warszawskiej giełdzie, jeżeli nie zwiększymy dostępności kapitału na wcześniejszych etapach rozwoju przedsiębiorstw. Jesteśmy zdeterminowani, żeby usprawnić mechanizm mobilizacji oszczędności w kierunku inwestycji i rozwijać mechanizmy wspierające finansowanie innowacji. Analizujemy m.in. możliwości wprowadzenia ETF-ów typu UCITS, REIT-ów czy stworzenia infrastruktury wspierającej kapitał wyższego ryzyka. Chcemy zbudować swoisty ekosystem, który stanie się kołem zamachowym dla inwestycji.

Jeśli zaś chodzi o podatek od zysków kapitałowych (tzw. podatek Belki – red.), to analizujemy możliwości jego ograniczenia i zmiany w kierunku promowania długoterminowego inwestowania.

Czy czuje się pan bardziej strażnikiem państwowej kasy, czy specjalistą od znajdowania pieniędzy na wszystkie potrzeby? I kto w zasadzie jest gospodarczym strategiem rządu? Za PiS co chwila były piękne prezentacje, strategie o ładnych nazwach itp. Było też jasne, kto jest ich autorem.

Za PiS były prezentacje w PowerPoint i na tym się kończyło. Przecież większość kluczowych inwestycji zapowiadanych przez poprzednią władzę albo nigdy się nie wydarzyła, albo nie została w ogóle przygotowana, a jak już doszło do realizacji, to okazało się, że projekty te wygenerowały olbrzymie straty, jak chociażby inspirowane politycznie przedsięwzięcia Orlenu czy Grupy Azoty. Nie będziemy działać w ten sposób i marnować publicznych pieniędzy. Inwestycje muszą być policzone i przemyślane, nawet czasami kosztem tego, że ich przygotowanie zajmie nieco więcej czasu.

Za strategię rządu odpowiada premier Donald Tusk. Ja staram się go wspierać w tematach gospodarczych, chociażby poprzez przewodniczenie Komitetowi Ekonomicznemu Rady Ministrów. Tutaj skupiamy się między innymi na projektach energetycznych. Przeprowadzamy dyskusje na temat rynku mocy, inwestycji w energetykę wiatrową czy jądrową. Robimy grunt pod ustawy, którymi później zajmuje się Rada Ministrów.

W kontekście polityki gospodarczej, zwłaszcza fiskalnej, trudno nie zadać pytania o przejrzystość finansów publicznych. Z jednej strony mamy spłatę obligacji funduszu covidowego i PFR w 2025 r., a z drugiej – Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych rozwija się w najlepsze?

Odziedziczyliśmy po poprzednikach bałagan w finansach publicznych, co wymagało podjęcia natychmiastowych działań naprawczych. Publikujemy informacje o funduszach, o których pan mówi, z kolei obligacje PFR zostaną spłacone przez budżet państwa. W grudniu Sejm przyjął ustawę o Radzie Fiskalnej, która będzie opiniować założenia do ustawy budżetowej i patrzeć ministrowi finansów na ręce. Przejrzystość finansów publicznych przez ten rok diametralnie się poprawiła i ten proces będzie kontynuowany. Jednak nie jesteśmy w stanie w tak krótkim czasie poprawić wszystkiego, co rozregulował PiS w ostatnich ośmiu latach.

Może warto wypuścić patriotyczne „obligacje zbrojeniowe”?

Rozmawiamy o różnych źródłach finansowania modernizacji polskiej armii. Dla mnie ważne jest, aby te istotne wydatki, a przypomnę, na obronność przeznaczymy w 2025 r. niebagatelne 4,7 proc. PKB, były w dużej mierze wydatkami inwestycyjnymi. Chcemy, aby nasze nakłady przekładały się na wzmocnienie potencjału polskiego przemysłu. Polska musi być gotowa na nowe wyzwania. ©Ⓟ