Porozumienie USA-Rosja. Rosnące obawy

Czuje się Pan spokojniejszy po spotkaniu Trumpa z Putinem, podczas którego formalnie nie zapadły żadne wiążące decyzje?

Po tym spotkaniu moje obawy o losy Ukrainy i o sytuację Europy wzrosły, a nie zmalały. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, Donald Trump jeszcze lecąc samolotem na to spotkanie, zapowiedział osiągnięcie porozumienia. To porozumienie nie zostało co prawda zawarte, natomiast z tych fragmentów, które przekazano i z całego przebiegu spotkania widać wyraźnie, że prezydent Stanów Zjednoczonych chce potraktować Putina w sposób jak najbardziej pozytywny, nawet spolegliwy. W związku z powyższym jednoznacznie oceniam, że to było spotkanie, które można ocenić jako rozczarowanie wobec zapowiedzi Trumpa i wobec oczekiwań Europy i Ukrainy.

Te detale w potraktowaniu Putina, czerwony dywan, wspólny przejazd limuzyną – te różne drobne uprzejmości, nawet przy większym zdystansowaniu Donalda Trumpa pokazują, że to Putin ma powód do satysfakcji. Teraz Europa i Ukraina mają powody do obaw o wyniki kolejnego spotkania, do którego wkrótce prawdopodobnie ma dojść.

Smutna jest też próba rozstrzygnięcia losów ważnego państwa w Europie we dwójkę. To jest trochę powrót do przeszłości, kiedy USA i Związek Radziecki decydowały o najważniejszych sprawach. Trump informuje co prawda Europę, ale biorąc pod uwagę, jak nasz kontynent jest zaangażowany we wspieranie Ukrainy, to rodzi to kolejną obawę, czy nie szykuje nam się coś większego na przyszłość. Że USA będą chciały decydować w pojedynkę, jeśli chodzi o globalne rozwiązania.

Brak rezultatu jest zwycięstwem Putina, bo to jemu zależy na tym, aby grać na czas, aby uzyskać jak najwięcej. I wojna trwa, a Rosjanie są już w obwodzie dniepropietrowskim, sumskim, mikołajowskim. I teraz Putin próbuje wejść na pozycje przywódcy Związku Radzieckiego, kiedy to on i Stany Zjednoczone odgrywały na świecie najważniejszą rolę.

Rosja nadal obstaje przy przejęciu ukraińskich regionów, więc jak może dojść do porozumienia, o którym częściowo wspomniał Trump?

Putin z pewnością z tego nie ustąpi i w moim przekonaniu te cztery obwody: zaporoski, chersoński, ługański, doniecki będą w tym porozumieniu. Ale tu jest inna kwestia – czy Putin się na tym zatrzyma, ponieważ w ostatnich wypowiedziach mówił o potrzebie przekazania terenów, które w czasie wojny zostały zdobyte przez Rosję. A to jest więcej niż tylko te cztery obwody. I teraz nasza obawa przed tym, co jeszcze może kryć się w tym porozumieniu, jest jeszcze większa.

Europa na razie jest za słaba

Jeśli Ukraina i wspierająca ją Europa nie zgodzą się na cesje terytorialne i wtedy Trump po prostu się obrazi i wycofa wsparcie, to czy nasz kontynent będzie sobie w stanie sam poradzić ze wspieraniem nadal trwającej wojny?

Myślę, że nie będzie takiej woli Europy, ponieważ ma ona wciąż ograniczone możliwości. Europa ma dziś dwa problemy. Jednym jest pomoc Ukrainie, ale drugi to uzupełnienie różnego typu zapasów wojskowych i wyposażenia, co już zaczęło się dziać w tempie przyspieszonym. Europa na to potrzebuje jednak czasu. Dziś nie jest w stanie jednocześnie przygotować się do ewentualnej obrony i skutecznie pomagać Ukrainie.

Dziś Europa przejęła większość ciężaru pomocy, a Stany Zjednoczone sprzedają nam uzbrojenie, które następnie idzie na Ukrainę. I jeśli okazałoby się, że USA nie będą go sprzedawać, to Europa sama musiałaby to wszystko wyprodukować. A dziś to jest bardzo trudna sprawa. Jestem przekonany, że teraz w europejskich stolicach jest bardzo gorąco, bo trzeba szykować się do podjęcia właśnie takiej decyzji: co zrobić, jeśli Stany Zjednoczone powiedzą Ukrainie, że jak nie chce porozumienia, to niech broni się sama. Wtedy koniec wojny nastąpiłby dość szybko, gdyż przewaga Rosji jest dość duża i bez pomocy Ukraina sobie by nie poradziła.

Czy to czas, aby umacniać granicę z Ukrainą?

Skupiamy się na Ukrainie, ale przecież w 2021 r. Putin postawił jeszcze jeden warunek, czyli odsunięcie wojsk i infrastruktury NATO od granic Rosji, do stanu sprzed 1999 r. Czy może nam grozić zgoda USA też na to, a co za tym idzie, wycofanie wojsk USA z Polski?

Nie dość, że Putin z tego nie zrezygnował, ale wielokrotnie przypominał o tym warunku i to w różnych interpretacjach. Ale na razie myślę, że to nie jest czas, aby dramatyzować, bo Polska robi to, co powinna robić. Trump został zapytany o tę redukcję wojsk USA i nie zapowiedział wielkich zmian, ale nie obiecał też, że ta obecność na pewno się nie zmniejszy.

Kiedy sytuacja na wschodzie nie jest pewna, to czy Polska, która zaczęła budowę Tarczy Wschód, powinna zacząć myśleć też o umacnianiu granicy z Ukrainą?

To nie jest ten moment, to nie jest ten czas. Trudno dziś budować wszystko. Natomiast taka obawa istnieje, gdyby doszło do rozwiązania, o którym marzy Putin, czyli do wyboru na Ukrainie władz prorosyjskich. A najnowsza historia pokazuje, aby nie zaprzeczać na sto procent, że tak się nie stanie, co pokazuje przykład Gruzji, która kilka lat temu wybrała jednak prorosyjskiego prezydenta. Dla Polski taka sytuacja byłaby bardzo niebezpieczna. Z Ukrainą dzieli nas długa granica, dziś państwa zaprzyjaźnionego, ale wyobrażać trzeba sobie wszystko. I tego bardzo się obawiamy.

Czas płynie, a Rosjanie prą do przodu

Aby do tego nie doszło, Ukraina nie może przegrać wojny. Jak w takim razie ocenia Pan to, jak dziś nasi sąsiedzi radzą sobie na froncie?

Ukraińcy sobie radzą, ale bardziej z atakami dronowymi wewnątrz Rosji, gdzie czynią spustoszenie. I widać, że to jest miękkie podbrzusze Federacji Rosyjskiej, która nie potrafi obronić swego terytorium. Natomiast na froncie Ukraińcy dzielnie się bronią, przy tych możliwościach, które mają. Ale to jednak Rosja dokonuje postępów na froncie, a nie Ukraina. Nie ma co ukrywać, że z każdym dniem i tygodniem widać postępy wojsk rosyjskich.