Wojna hybrydowa już ponad dekadę temu wpisana została oficjalnie do rosyjskiej doktryny wojskowej i przez ten czas Rosja bezkarnie doskonali swe umiejętności w tej dziedzinie. Skupia się nie tylko na przerywaniu podwodnych kabli i finansowaniu aktów sabotażu, ale jej służby codziennie uderzają w Zachód w sferze cyfrowej.
Atak na Rosję to nie fantazje. Wojsko poważnie już o tym myśli
W ostatnich latach jednym z głównych rosyjskich celów w cyberwojnie stała się Polska. Jak ujawnił w październiku tego roku wicepremier i minister cyfryzacji, Krzysztof Gawkowski, dziennie dochodzi nawet do 4 tys. ataków na polskie sieci komputerowe. Niemal 99 proc. z nich udaje się odeprzeć, jednak nasilająca się ofensywa spowodowała, że kraj nasz musiał postawić na baczność wszystkie służby, odpowiedzialne za cyberbezpieczeństwo. Czuwa nad nim nie tylko NASK, ale także powołane stosunkowo niedawno do życia Wojska Obrony Cyberprzestrzeni.
Z podobnymi problemami borykają się także inne kraje NATO. Nic dziwnego, że coraz więcej wojskowych ma po prostu dość bierności. Jasno dał to do zrozumienia admirał Giuseppe Cavo Dragone, przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO. W rozmowie z dziennikiem Financial Times przyznał, iż Sojusz musi zastanowić się nad wyprowadzeniem pod adresem Rosji „uderzenia wyprzedzającego”.
- Badamy wszystkie scenariusze. Jeśli chodzi o cyberprzestrzeń, działamy w pewnym sensie reaktywnie. Rozważamy bardziej agresywne i proaktywne podejście zamiast reaktywnego – powiedział wysokiej rangi wojskowy.
Rosjanie wściekli. Grożą odwetem
Tak ostre postawienie sprawy wprawiło wielu w osłupienie, gdyż przez dekady przedstawiciele NATO stali na stanowisku, iż Sojusz ma jedynie charakter obronny. Jak jednak podkreślają specjaliści, gdy jest się ciągle atakowanym poniżej progu wojny kinetycznej, zastosować można starą i sprawdzoną zasadę: najlepszą obroną jest atak.
Nic też dziwnego, iż słowa włoskiego oficera rozwścieczyły Rosjan. Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego resortu spraw zagranicznych nazwała tego typu wypowiedzi „skrajnie nieodpowiedzialnymi”, a wypowiadającego je admirała oskarżyła o chęć sabotowania negocjacji w sprawie pokoju na Ukrainie. - Uważamy to za celową próbę podważenia wysiłków na rzecz rozwiązania kryzysu ukraińskiego. Osoby wypowiadające się w ten sposób powinny być świadome ryzyka i możliwych konsekwencji, w tym dla członków Sojuszu – powiedziała Zacharowa.
Słowem nie zająknęła się o powodach, które skłoniły wojskowego do postawienia takiej tezy, ani o rosyjskiej odpowiedzialności za dziesiątki tysięcy cyberataków. O napaści na Ukrainę nie wspominając. Tymczasem sam pomysł, który głośno wypowiedział włoski admirał, nie jest nowy, a już kilka lat temu w tym duchu wypowiadali się polscy eksperci.
Atak na Rosję? Pomysł prosto z Polski
Jednym z pierwszych, który proponował agresywną odpowiedź na rosyjskie cyberataki, był płk Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu. Doskonale znając rosyjski modus operandi przewidywał, co należy zrobić, aby zniechęcić Moskwę do ciągłego zaczepiania państw Zachodu. - Ja to mówię od dłuższego czasu. Należy przenieść działania na terytorium krajów nieprzyjaznych, głównie Rosji, aby pokazać, że nie tylko się bronimy, ale też bronimy się – atakując.Aby teraz oni poczuli się zepchnięci do defensywy. A dziś, potocznie mówiąc, Rosjanie skaczą nam po głowach, a my tylko się opędzamy przed atakami, wyrażamy oburzenie i zajmujemy się ściganiem sprawców – mówi DGP płk Małecki.
W jego ocenie NATO, choć formalnie jest sojuszem obronnym, mogłoby wziąć na swe barki przeprowadzanie podobnych operacji. Gdyby jednak zostało sparaliżowane brakiem zgody części państw, możliwe jest wykonywanie podobnych ataków przez doraźnie powoływane koalicje. Powinna to być jednak na tyle mocna i sprawna grupa państw, aby w Moskwie boleśnie odczuto, że nie warto atakować Zachodu.
- Nam powinno chodzić o to, aby z ich strony nie było żadnych uderzeń, w związku z tym własnych musimy przeprowadzać dziesięć razy więcej niż oni. Teraz jest już za późno na dyskusję, ale przyszedł czas na działania. Chodzi o przejęcie inicjatywy. Trzeba odebrać ją Rosjanom i zepchnąć ich do defensywy – wyjaśnia ekspert.
Rosjanie sami pokazali, jak można w nich uderzyć
Na mocną odpowiedź względem Rosji liczy też część wojskowych, którzy mają dość obserwowania, jak koleje rosyjskie samoloty, drony i okręty bawią się, testując NATO-owską obronę. Mając świadomość, że podczas przygotowywania takiej odpowiedzi nie można przesadzić, by nie doprowadzić do eskalacji, nawołują, by jednak wreszcie zacząć coś robić.
- Nie możemy działać tylko reaktywnie. A dziś, gdy przelatują jakieś rosyjskie samoloty, to zwołujemy konsultacje, a najwyższa pora, aby przy tak masowych i systematycznie powtarzanych prowokacjach, reagować znacznie mocniej – mówi DGP generał Roman Polko, były dowódca jednostki GROM.
Odpowiedzi wywiadowczej na terytorium przeciwnika nie wyklucza również Grzegorz Małecki. Widząc, jak Rosjanie werbują kolejnych agentów, którzy wzniecają pożary, czy podkładają ładunki wybuchowe na torach kolejowych, wskazuje ścieżkę, którą powinny podążać zachodnie służby specjalne. - W grę wchodzi przede wszystkim werbunek i rekrutacja jednorazowych agentów przy użyciu technologii cybernetycznych. Przy obecnych technologiach możliwości działania służb wywiadowczych są nieporównanie większe, niż za czasów zimnej wojny. Dziś Rosjanie sami pokazują nam narzędzie, które powinniśmy zastosować w stosunku do nich – mówi płk Małecki.
Aby jednak działania takie miały szanse powodzenia, konieczne jest dofinansowanie istniejących służb i ich rozbudowa. W przeciwnym razie będą one w stanie jedynie odpowiadać na coraz większą liczbę rosyjskich ataków.