foto: Honorata Hencel, dyrektor zarządzająca Boeinga w Polsce i na Ukrainie

Wzrost wydatków zbrojeniowych Polski zwiastuje nowe otwarcie współpracy Boeinga z Warszawą?

Mamy poczucie, że otwiera się pewien nowy rozdział, w którym będziemy chcieli odpowiedzieć na wzrost zapotrzebowania Polski na maszyny wojskowe. Nie jest to jednak zupełnie nowe otwarcie, bo jesteśmy w Polsce już 36 lat i zarówno rozwiązania militarne, jak i komercyjne oferowaliśmy wcześniej. Polska jest dla Boeinga kluczowym rynkiem, bo nie chodzi tylko o realizowanie zamówień dla polskiego rządu czy firm komercyjnych, ale też o fakt, że Polska jest ważna, jeżeli chodzi o łańcuchy dostaw. W Polsce działa ponad 30 firm dostarczających części dla naszych maszyn – od elementów silnika, przez części do drzwi, elementy stalowe aż po APU, czyli pomocnicze jednostki napędowe – więc można powiedzieć, że polska myśl technologiczna lata w maszynach Boeinga po całym świecie. W centrali Boeinga w USA i w strategii światowej naszej firmy Polska jest postrzegana jako kluczowy rynek, kluczowe centrum kompetencji i kluczowy partner.

Określenie „kluczowy” odnosi się zapewne do wielu krajów, jest formą kurtuazji?

Jeżeli chodzi o wielkość rynku zbrojeniowego, to Polska już teraz jest dla Boeinga w czołowej piątce na świecie, nie licząc oczywiście USA. Jeśli chodzi o wartość dalszych potencjalnych zamówień, to Polska też wiedzie prym dzięki osiągnięciu pułapu 5 proc. PKB wydatków na obronność. To pokazuje, że Polska jest dla nas strategicznym rynkiem. To nie jest kurtuazja, tylko fakty. Boeing ma cztery globalne biura inżynieryjne poza USA: w Ukrainie, Brazylii, Indiach i właśnie w Polsce. Biura koncentrują się na spełnianiu naszych wymagań inżynieryjnych w całej firmie. Podam konkretny przykład: nasi inżynierowie w Polsce są jedynymi w Europie, którzy zajmują się rozwojem i konserwacją samolotów używanych przez siły zbrojne USA.

To efekt politycznej współpracy między Warszawą a Waszyngtonem. Nie spodziewa się pani, że napięcia polityczne i handlowe między USA a UE mogą negatywnie wpłynąć na kwestię zamówień z Polski?

Jako firma i branża głośno mówiliśmy, że konsekwencje nałożenia ceł na przemysł lotniczy będą bardzo rozległe – samoloty są złożone z kilkuset tysięcy części, łańcuch zależności i produkcji części jest bardzo złożony. Cieszymy się, że zarówno rząd amerykański, jak i kraje UE wsłuchały się w te głosy dzięki czemu, nie ma ceł na elementy związane z produkcją samolotów, co strategicznie jest słuszną decyzją.

Nie spodziewam się żadnych negatywnych efektów tzw. wojny handlowej na kwestie zamówień z Polski. Warszawa od lat ma tradycyjnie silne więzi ekonomiczne i polityczne z Waszyngtonem. Jako firma, która jest w Polsce od 36 lat, nigdy nie odczuwaliśmy reperkusji napięć politycznych, co widać po naszym szerokim i wciąż rosnącym portfolio w Polsce. Bardzo zależy nam na prowadzeniu merytorycznych i konstruktywnych dyskusji na temat potrzeb polskiego rządu.

Premier Donald Tusk zapowiedział z kolei repolonizację przemysłu zbrojeniowego. To dla centrali Boeinga zły sygnał?

Nie powiedziałabym, że ta zapowiedź została negatywnie odebrana, raczej ze zrozumieniem. To logiczne, że jeśli Polska wydaje 5 proc. PKB na armię , to chce tworzyć i podnosić zdolności własnego przemysłu obronnego i jak najwięcej tych pieniędzy reinwestować w krajową gospodarkę. My ten kierunek popieramy, od kilku lat pracujemy z polskimi firmami przy wsparciu rządu nad partnerstwami przemysłowymi, aby następował transfer wiedzy i technologii do polskich firm, a jednocześnie, żeby polskie firmy podnosiły zdolności inżynieryjne Boeinga.

Czy trwają teraz rozmowy nad nowymi maszynami Boeinga dla polskiej armii?

Kontrakty wojskowe pomiędzy Polską a USA są tradycyjnie zawierane i negocjowane pomiędzy rządami krajów, czyli w formule government-to-government. Nie mogę więc komentować szczegółów rozmów i tego, na jakim są etapie. Natomiast mogę powiedzieć, że wsłuchując się w potrzeby polskiego rządu - zaoferowaliśmy kilka rodzajów maszyn do wzmocnienia Sił Zbrojnych RP. Jesteśmy też w trakcie realizowania zobowiązań offsetowych związanych z zakupem 96 śmigłowców bojowych Apache z zeszłego roku.

Siły Powietrzne zgłaszają także zainteresowanie pozyskaniem dodatkowych 32 maszyn przewagi powietrznej. Jako Boeing oferujemy myśliwce F-15EX. W porównaniu z innymi myśliwcami F-15EX może przenosić – w zależności od porównywanej maszyny – około 5 razy więcej amunicji powietrze-ziemia, 6 razy więcej pocisków powietrze-powietrze, 2 razy więcej amunicji do działek, latać 2 razy dłużej, osiągać 1,5 razy większą prędkość i działać za około połowę kosztów.

Na jakim etapie jest oferta na te myśliwce?

Po szczegóły muszę odesłać do Ministerstwa Obrony Narodowej i Agencji Uzbrojenia, które są instytucjami właściwymi do udzielania takich informacji. Mogę powiedzieć tylko, że odbyliśmy kilka spotkań na temat naszej platformy i potencjalnych możliwości współpracy z polskim rządem i firmami.

MON wyraził też zainteresowanie zakupem śmigłowców ciężkiego udźwigu, tzw. heavy lift, czyli śmigłowców Chinook.

To bardzo ważny sygnał ze strony polskiego rządu, bo te śmigłowce spełniają swoje funkcje nie tylko w czasie działań wojennych, ale też w czasie akcji ratunkowych. Pierwsze zainteresowanie tymi maszynami pojawiło się w zeszłym roku, po powodziach na południu Polski. Temat pozostaje teraz w gestii polskiego rządu. Odbyliśmy kilka rozmów w sprawie maszyn Chinook i czekamy na dalsze decyzje.

Czy Warszawa wyrażała zainteresowanie maszynami typu AWACS służącymi do wykrywania i monitorowania zagrożeń z dystansu?

Boeing oferuje maszynę E-7 Wedgetail jako następcę Boeing E-3 Sentry użytkowanych przez NATO. Warto tutaj dodać, że obecnie australijski E-7 stacjonuje w Polsce, wspierając obronę naszej wschodniej granicy.

Czego uczy wojna w Ukrainie w kwestii dronów?

Działania wojenne w Ukrainie pokazują przede wszystkim skuteczność maszyn bezzałogowych, co minimalizuje ryzyko strat w ludziach. Natomiast myślę, że nie można tak jeden do jednego porównywać potencjalnych konfliktów z tym, co widzimy na wojnie w Ukrainie. Każdy konflikt zbrojny ma swoją specyfikę. Widzimy jednak, jaką rolę odgrywa kwestia wczesnego rozpoznawania i wykrywania zagrożeń czy wykorzystania sztucznej inteligencji, która może wychwytywać zmiany na polu walki, których ludzkie oko nie potrafi. Wierzymy również, że systemy załogowe i bezzałogowe mogą się wzajemnie uzupełniać. Na przykład, w połączeniu z systemami bezzałogowymi, Apache zapewnia większą skuteczność bojową, przeżywalność i zdolność adaptacyjną niż te systemy mogą osiągnąć samodzielnie. Ten zaawansowany śmigłowiec bojowy pełni obecnie również rolę przeciwdziałania bezzałogowym systemom powietrznym (UAS), skutecznie neutralizując drony wroga.

Polski rząd pytał o wasze flagowe bezzałogowce, czyli Loyal Wingman?

Podczas ostatnich targów MSPO zorganizowaliśmy konferencję prasową poświęconą platformie MQ-28 Ghost Bat. Z tego co nam wiadomo to Siły Powietrzne cały czas realizują program Harpi Szpon, czyli pozyskania tzw. lojalnych skrzydłowych. Po szczegóły znowu muszę odesłać do MON-u i Agencji Uzbrojenia. Natomiast mogę powiedzieć, że program MQ-28 jest najbardziej zaawansowanym samolotem do współpracy (CCA) na rynku. Maszyna odbyła ponad 150 lotów i współpracowała z australijskim E-7. Wkrótce planujemy też testy odpaleń uzbrojenia powietrze-powietrze. MQ-28 jest doskonałym uzupełnieniem maszyn załogowych – dzięki niskiemu kosztowi można je wykorzystywać w dużych liczbach odciążąjąc maszyny załogowe, które mogą skupić np. na zarządzaniu zespołami MQ-28 wykonującymi różne zadania.

Lotnictwo wojskowe staje się priorytetem dla Boeinga w Polsce i wypiera lotnictwo cywilne?

Chcemy rozwijać swoją obecność w Polsce w obu obszarach. Polski rynek lotnictwa pasażerskiego jest najdynamiczniej rozwijającym się w Europie, jeśli chodzi o liczbę operacji lotniczych i liczby pasażerów na lotniskach. I widać, że zapotrzebowanie na samoloty będzie rosło, również dzięki budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego. Jesteśmy bardzo dumni, że trzy z czterech największych linii operujących w Polsce używają samolotów Boeinga – mam tu na myśli linie lotnicze LOT, Enter Air oraz Ryanair i jego polską spółkę-córkę. Łącznie to ponad 130 samolotów Boeinga, głownie maszyny 737 i 787. W wymiarze cywilnym oferujemy liniom nie tylko samoloty, ale też usługi związane z nawigacją i planowaniem lotów, a także współpracę w sektorze R&D.

To jest dla Boeinga asumpt, żeby zwiększać obecność w Polsce? Obecnie firma zatrudnia ok. 1200 osób w czterech lokalizacjach: w Warszawie, Gdańsku, Rzeszowie i Poznaniu.

Obecnie koncentrujemy się na rozwoju naszych biur inżynieryjnych w Gdańsku, Warszawie i Rzeszowie i mamy plany stopniowego rozwoju dla każdej lokalizacji w oparciu o wymagania biznesowe i programowe oraz potrzeby kadrowe, zarówno obecnie, jak i w przyszłości. Celujemy w rynek inżynieryjny, głównie w sektorze zbrojeniowym. Boeing posiada swój kampus w Instytucie Lotnictwa, gdzie realizujemy kilka projektów badawczych, głównie związanych z inżynierią materiałową. W ramach offsetu na śmigłowiec Apache planujemy także projekt dot. kompozytów z Wojskową Akademią Techniczną. Mamy teraz ponad 450 inżynierów i o ile Polska zaczynała jako lokalizacja dla segmentu usług komercyjnych, tak teraz jest ważnym ośrodkiem Boeinga także w inżynierii zbrojeniowej. W oddziale w Gdańsku chcemy rozwijać technologie związane z maszynami bezzałogowymi i AI. Rosnąć będzie też nasz magazyn części lotniczych obok lotniska w Jasionce pod Rzeszowem, który jest zapleczem sprzętowym dla samolotów militarnych i komercyjnych.

Lotnisko w Rzeszowie jest dostrzegane w Stanach Zjednoczonych jako ważny punkt na mapie Boeinga?

Samo lotnisko jest elementem większego klastra lotniczego wokół Rzeszowa i z punktu widzenia przemysłu lotniczego jest właśnie tak postrzegane. Natomiast Rzeszów, jako miejsce, które jest ważnym węzłem logistycznym związanym ze wsparciem dla Ukrainy jest już bardzo rozpoznawalny. W USA wiedzą, że to ważna baza wojsk natowskich, w tym amerykańskich. Ponadto dwa razy w Rzeszowie był prezydent Joe Biden, co mocno podniosło rozpoznawalność tego miasta w Ameryce. Wciąż są pewne problemy z wymawianiem nazwy „Rzeszów”, ale to i tak lepiej, niż gdyby ten hub logistyczny był w Szczecinie…