ikona lupy />
Przedsiębiorcy podeszli do tych danych matematycznie. – Skala tego zjawiska jest jednak marginalna. Łączna wartość tych należności to mniej niż 1 promil całego funduszu płac w gospodarce – komentuje Jacek Adamski, wicedyrektor generalny PKPP Lewiatan.
To dość pokrętna logika. Trzeba bowiem pamiętać, że dane PIP o zaległościach to jedynie wycinek obrazu. Nie ma w nich informacji m.in. o kwotach, o jakie walczą pracownicy w sądach pracy.
Ale nawet gdyby dane inspekcji pokazywały wszystkie przypadki, nie należy ich bagatelizować i usprawiedliwiać. Za każdą zaległością stoi dramat konkretnej osoby i jej bliskich. Z pewnością informacja, że suma zaległości to nikły ułamek wszystkich kwot płaconych przez firmy, jest marną pociechą dla osoby, która nie dostaje pensji.
Ryzyko prowadzenia biznesu spoczywa na firmach i muszą w nie wkalkulować wszystkie możliwości, w tym brak środków także na wypłaty. Zresztą pracownicy wiedzą, kiedy firma ma kłopoty, a kiedy szef jest po prostu nieuczciwy. Ci, którzy wiedzą, że jadą z właścicielem na jednym wózku, i widzą, że walczy on o przetrwanie firmy i ich miejsc pracy, nie donoszą do PIP, tylko godzą się na wyrzeczenia. A organizacje pracodawców oprócz walki o poprawę warunków działalności powinny piętnować oszustów, bo kredytowanie się z pieniędzy należnych pracownikom to przejaw nieuczciwej konkurencji.