Rosji dziś nie zależy na wywołaniu wojny w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Chodzi o konfuzję. Zakłopotanie państwa, które nie wie, z czym tak naprawdę ma do czynienia. Jeśli dodamy do tego manewry wojskowe Zapad, w których siły rosyjsko-białoruskie ćwiczą zajęcie przesmyku suwalskiego, mamy pełny obraz teatru wygenerowanego przez Władimira Putina.

Drony w Polsce. Na czym polega operacja "szaszłyki"?

"Operacja szaszłyki" realizuje kilka celów jednocześnie. Wprowadza niepokój wśród ludności. Testuje procedury wojskowe napadniętego państwa. Sprawdza jedność Sojuszu Północnoatlantyckiego. W wersji maksimum pogłębia polaryzację polityczną wśród elit, które za chwilę najpewniej zajmą się rozliczaniem tego, kto zawiódł, i szukaniem winnych.

"Operacja szaszłyki" niestety najpewniej stanie się również normą. Wraz ze słabnięciem Zachodu, brakiem jednoznacznego przywództwa Stanów Zjednoczonych i umacnianiem sojuszu Chin, Rosji i Korei Północnej wschodnia flanka NATO będzie poddawana próbom. Zarówno w powietrzu, na lądzie, jak i na morzu.

Aby wyjść bez strat, konieczny jest poważny przegląd kondycji polskiego państwa. Warto sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w czwartym roku wojny na Ukrainie nie udało nam się zbudować fabryki amunicji 155 mm. I czy aby nie jest to dowód naszej słabości, który zachęca Rosję do testowania naszych granic. Warto również zadać sobie pytanie, dlaczego wciąż nie mamy automatyzmu reagowania na wtargnięcie dronów w polską przestrzeń powietrzną. Albo spróbować wyjaśnić, dlaczego polskie siły specjalne – czyli jednostki wyspecjalizowane w neutralizowaniu dywersji – nie mogą być używane na terenie kraju w czasie zagrożeń poniżej progu wojny. Rosja najpewniej tylko te trzy pytania sobie postawiła. I musiała dojść do wniosku, że warto Polskę sprawdzić.

Rosja musi dostać sygnał od NATO, w tym Trumpa

W zapobieganiu niewypowiedzianej agresji poniżej progu wojny ważne są nie tylko nasze własne zdolności. To również pytanie o odpowiedź USA. Istnieje sposób na pomieszanie kalkulacji Władimira Putina. Jest nim zawieszenie spekulacji na temat wycofania wojsk amerykańskich ze wschodniej flanki NATO. Nie wysyłanie sygnałów do Moskwy w postaci cięcia programów wojskowych dla państw bałtyckich (a to wydarzyło się w ostatnich dniach). Powrót do współpracy wywiadowczej przy zwalczaniu zagrożeń hybrydowych, a nie wygaszanie tej współpracy (minister ds. służb specjalnych Tomasz Siemoniak zapewniał mnie, że akurat ten punkt Polski nie dotyczy.

Amerykani e

Amerykanie zlikwidowali grupy robocze w ramach NATO. Współpracują jednak z polskimi służbami). I punkt najważniejszy – powrót do dyskusji o rozmieszczeniu w Polsce amerykańskiej broni atomowej. Rosjanie zbudowali infrastrukturę do przechowywania swoich głowic na Białorusi. Niewykluczone, że już ją tam przetrzymują.

Brak symetrycznego kroku ze strony USA odebrali jako słabość. Czego efektem jest próba grillowania Polski. Jeśli Donald Trump myśli realnie o powstrzymaniu zapędów Putina i traktuje swoje słowa wypowiedziane w towarzystwie prezydenta Karola Nawrockiego w Białym Domu poważnie, powinien rozmieścić tu amerykańskie głowice nuklearne w ramach programu nuclear sharing. Rosję powstrzymuje tylko siła. Słabość będzie przedpokojem do wojny. Już tej realnej.