Wizytę Donalda Tuska w Turcji przyjęto w Polsce nadzwyczaj dobrze. Właściwie nikt jej nie krytykował – wezbrały za to nadzieje, że Recep Tayyip Erdoğan może zostać sojusznikiem Warszawy. Bardzo pożądanym z racji tego, że armia turecka obecnie jest drugą co do wielkości w NATO.

Poza tym dzieje wrogości rosyjsko-tureckiej są długie. Od połowy XVII w. kraje te stoczyły ze sobą aż 11 wojen, konkurując o wpływy wokół Morza Czarnego oraz na Zakaukaziu. Dodatkowo implozja Polski w XVIII w. była śmiertelnie niebezpieczna dla Turcji, bo otwierała przed Petersburgiem szansę na podbicie państwa Osmanów. Ale muzułmańskie imperium okazało się zbyt słabe, żeby zdołać zapobiec rozbiorom – i zamiast skutecznie wesprzeć, tylko przyczyniło się do upadku Rzeczpospolitej.

Sojusz katolicko-islamski

„My prawowierni chrześcijanie katolicy rzymscy, naród polski, wierny Bogu i Kościołowi, wolnym królom i kochanej ojczyźnie” – tak zaczyna się akt założycielski konfederacji, zaprzysiężony 29 lutego 1768 r. w Barze. Zebrana szlachta postanowiła bronić wiary oraz niepodległości Rzeczpospolitej. Za wrogów uznano Rosję rządzoną przez carycę Katarzynę II oraz jej faworyta wyniesionego na polski tron Stanisława Augusta Poniatowskiego. Konfederaci zamierzali zatem zdetronizować uzurpatora i wymusić wycofanie wojsk rosyjskich. Doprowadzając tak do anulowania traktatu o wieczystej przyjaźni narzuconego przez Petersburg. Czynił on z Katarzyny protektorkę Rzeczpospolitej i gwarantkę nienaruszalności jej ustroju.

Jednak biskup Adam Stanisław Krasiński, który stanął na czele Rady Generalnej Stanów Skonfederowanych (konfederacki rząd), był realistą. Bo choć do buntu przyłączała się szlachta i udało się zebrać ok. 20 tys. żołnierzy, to w walce z zaprawionymi w bojach i dobrze uzbrojonymi jednostkami rosyjskimi takie siły nie miały szans. Pozostawały im działania partyzanckie i nadzieja na korzystną zmianę w międzynarodowej koniunkturze.

Krasiński sporządził plan wciągnięcia do wojny Turcji. „Moskwa mając tylko 150 000 wojska z Kozakami, musi ewakuować Polskę” – zapisał w pamiętniku. „Wziąć Turków niewiele na postrach i wprowadzić do Polski” – dodawał. Wierząc, iż działania imperium osmańskiego pozwolą pokonać carycę Katarzynę, skazać na banicję Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz osadzić na tronie Rzeczpospolitej elektora saskiego Fryderyka Augusta III. „Wkroczenie wojsk tureckich zimą i wiosną 1768 r. jednak nie nastąpiło. Ale konfederaci przygotowali listy dla posła wysłanego do muzułmańskich sojuszników. Był nim przedstawiciel znanej podolskiej rodziny Stefan Makowiecki” – opisuje w opracowaniu „Początki konfederacji barskiej nad Dniestrem” Jarosław Stolicki.

Tymczasem sytuacja konfederatów stawała się coraz trudniejsza. W czerwcu 1768 r. rosyjska armia wraz wojskiem koronnym wiernym królowi Stanisławowi Augustowi zdobyła Bar. To zmusiło buntowników do wycofania się w głąb Ukrainy, by tam czekać na wymarzoną odsiecz z Turcji. Zamiast niej rozpoczęła się kozacka rebelia. Za cichym przyzwoleniem Katarzyny II Kozacy, nazywani hajdamakami, wyrzynali ludność polską i żydowską. We wrześniu 1768 r. hajdamacy, ścigający konfederatów, którzy uciekali na stronę turecką, wdarli się do nadgranicznego tureckiego miasta Bałta. Mordując jego ludność. „Turcja uznała to za casus belli. Rosję obarczono odpowiedzialnością za działania hajdamaków, zażądano też wycofania wojsk rosyjskich z Polski” – piszą w monografii „Wojny rosyjsko-tureckie od XVII do XX wieku” Wojciech Morawski i Sylwia Szawłowska. Plan biskupa Krasińskiego zdawał się ziszczać.

Europejska równowaga sił

„Szlachta wierzyła, że ówczesna Rzeczpospolita jest nieodzownym elementem równowagi politycznej na kontynencie europejskim, a spierające się ze sobą mocarstwa nie pozwolą sobie nawzajem na wzmocnienie się jej kosztem” – zauważa w opracowaniu „Szanse konfederacji barskiej” Marcin Gadocha. „Stąd powszechne było poczucie braku zagrożenia ze strony ówczesnych potęg” – uzupełnia.

Tymczasem zarówno przywódcy konfederacji, jak i król Stanisław August nie mieli bladego pojęcia, jaką rozgrywkę prowadziły mocarstwa. Pogrążona w anarchii i znajdująca się pod rosyjskim protektoratem Rzeczpospolita nie miała placówek dyplomatycznych ani korpusu zawodowych dyplomatów posyłanych na obce dwory. Każdy monarcha w Europie dbał wówczas o rozbudowę służb wywiadowczych, nie szczędząc na to środków. Wiecznie zadłużonego Poniatowskiego stać było na opłacenie ledwie kilku szpiegów.

Brak wiedzy i dopływu informacji łączył się z brakiem zrozumienia dla systemu sojuszy, jaki się wówczas ukształtował na Starym Kontynencie. W tym czasie alians francusko-turecki został poddany ciężkiej próbie, ponieważ Paryż podczas wojny siedmioletniej (1756–1763) połączył siły z Wiedniem. Aż w końcu królowi Ludwikowi XV udało się wciągnąć Imperium Osmańskie do bloku państw południowych, utworzonego wraz z Austrią. Przeciwko niemu uformował się blok północy, składający się z Wielkiej Brytanii, Prus, Rosji oraz Szwecji. Dla Turcji te przetasowania oznaczały odzyskanie poczucia siły po serii klęsk, jakich doznała na początku XVIII stulecia w wojnach z rozszerzającym swoje granice Imperium Romanowów.

Wiara w potęgę imperium tureckiego była wśród konfederatów powszechna, liczono, że armia spod znaku półksiężyca zmusi Rosjan do wycofania się

Ambitny sułtan Mustafa III modernizował kraj, czerpiąc wzorce z Prus Fryderyka II. I z niepokojem obserwował, jak Katarzyna podporządkowuje sobie Rzeczpospolitą. Turcja nie zamierzała się z tym pogodzić. „Podczas elekcji w 1764 r. protestowała przeciw obecności wojsk rosyjskich w Polsce. Odmówiła też uznania wyboru Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ponowny protest przeciw obecności wojsk rosyjskich w Rzeczypospolitej miał miejsce w 1767 r. W 1768 r., kiedy w Polsce wybuchła konfederacja barska, Turcja raz jeszcze zażądała wycofania Rosjan z Polski, zaprzestania przez Rosję popierania dysydentów i dyzunitów oraz rezygnacji z roli gwarantki ustroju Rzeczypospolitej” – wyliczają Morawski i Szawłowska.

Jednak składanie protestów to coś innego niż wypowiedzenie wojny. Mustafa III powierzał więc stanowisko wezyra politykom ostrożnym, opowiadającym się za utrzymaniem pokoju z Rosją. Ale do czasu. „Do interwencji w sprawy polskie zachęcała Turcję Francja” – zauważają Morawski i Szawłowska. Kierujący jej polityką zagraniczną Étienne-François de Choiseul szukał sposobów na odbudowę znaczenia i prestiżu swojej ojczyzny, mocno osłabionej przegraną w wojnie siedmioletniej.

Paryż trafnie dostrzegł, że ówczesny faworyt Katarzyny II kanclerz Nikita Panin realizuje politykę umacniania rosyjskiego protektoratu nad Polską. Aby w przyszłości Rzeczpospolita stała się trwałym elementem imperium. Gdyby to się udało, caryca miałaby 50 mln poddanych i władałaby najludniejszym i dysponującym najbogatszymi zasobami państwem Europy. Wówczas walcząca od dwóch stuleci o prymat na Starym Kontynencie Francja musiałaby pogodzić się z porażką. Ów splot okoliczności sprzyjał planom Krasińskiego. Acz ich autor zupełnie nie orientował się w tym, co działo się w gabinetach władców.

Polacy we mgle

„Wiara w potęgę imperium tureckiego była wśród konfederatów powszechna, liczono, że armia spod znaku półksiężyca zmusi Rosjan do wycofania się” – zauważa Gadocha. Tymczasem, gdy wiosną 1769 r. rozpoczęły się działania zbrojne, wojska carskie bez problemu poradziły sobie z wyprawą Tatarów krymskich na rosyjską część Ukrainy. Jednocześnie przekroczyły Dniestr i wdarły się w głąb Mołdawii oraz opanowały Azow nad Morzem Czarnym. Rozstrzygające bitwy stoczono na terytorium Rzeczpospolitej pod Kamieńcem Podolskim oraz Chocimiem we wrześniu i w październiku 1769 r. Obie Turcy przegrali. Późną jesienią rosyjska armia wkroczyła do Bukaresztu. Rozczarowany takim przebiegiem walk Mustafa III nakazał stracić głównodowodzącego sił tureckich.

Egzekucja nie zmieniła jednak przebiegu wojny. Z Bałtyku na Morze Śródziemne dopłynęło 20 rosyjskich okrętów, gromiąc w lipcu 1770 r. flotę turecką w bitwie pod Czeszme. „Z 15 tys. marynarzy tureckich uratowało się ok. 4 tys., podczas gdy Rosjanie stracili jedenastu ludzi” – wyliczają Morawski i Szawłowska. Dzięki temu carska flota zablokowała Dardanele, paraliżując turecką komunikację z Bałkanami. Tam zaś od razu wybuchło serbskie powstanie. W rosyjskich rękach znalazło się też 18 wysp na Morzu Egejskim, ale na ich trwałe anektowanie nie wyraziła zgody Wielka Brytania.

„Tymczasem nabierała rozpędu akcja (…) na głównym, mołdawskim froncie. W czerwcu Turcy zostali pobici pod Rabą Mogiłą, miesiąc później nad rzeką Largą, wreszcie 1 sierpnia (1770 r. – red.) nad rzeką Kagul. W tym samym czasie z tzw. Katierińskich Szańców – fortecy rosyjskiej u ujścia Siniuchny do Dniestru, gdzie zbiegały się granice Rosji, Polski i Turcji – wyruszyła na Mołdawię druga armia rosyjska (…)” – opisują Morawski i Szawłowska. Po pół roku wojna dla Stambułu była przegrana. Dlatego we wrześniu 1770 r. sułtan Mustafa III zwrócił się z prośbą do Prus i Austrii o protekcję oraz pośredniczenie w rokowaniach pokojowych.

Dramatyczna sytuacja kraju, w którym konfederaci ulokowali nadzieje na sukces, długo umykała ich uwadze. „Nieznajomość układów sił i interesów potęg europejskich wpływała na niemal dziecięcą łatwowierność czy nawet naiwność w przyjmowaniu jakichkolwiek optymistycznych pogłosek. Ten huraoptymizm w dziedzinie polityki zagranicznej nie cechował tylko i wyłącznie przeciętnego słabo wykształconego konfederata, ale także i przywódców barżan” – podkreśla Marcin Gadocha w opracowaniu „Szanse konfederacji barskiej”.

Dodatkowy wzrost optymizmu zagwarantowały rebeliantom Francja i Austria, które niepokoiły się rosyjskimi sukcesami. „W 1771 r. pojawiła się groźba przystąpienia do wojny Austrii po stronie tureckiej. Armia rosyjska w Mołdawii mimo słabości Turków nie mogła posuwać się dalej na południe, groziło jej bowiem w takim wypadku odcięcie przez Austriaków” – wyjaśniają Morawski i Szawłowska. Jednocześnie książę de Choiseul postanowił wesprzeć konfederatów, wysyłając im subsydia i francuskich dowódców z zadaniem przekształcenia szlacheckiego pospolitego ruszenia w regularną armię.

Solidarność niemiecka

„Barżanie nie wiedzieli, że siła Francji nie jest już tak duża na kontynencie europejskim i Wersalowi nie zależy na obsadzeniu tronu polskiego” – zauważa Gadocha. „Sam Krasiński nie zdawał sobie sprawy, że działania Francji wynikały tylko i wyłącznie z jej dywersji wobec polityki rosyjskiej, a sam Choiseul obiecywał polskie ziemie to Turcji, to Austrii, to Prusom” – dodaje.

O tym, jak bardzo przywódcy konfederacji byli odklejeni od rzeczywistości, najlepiej świadczyły listy, które brat biskupa Krasińskiego, marszałek generalny konfederacji barskiej Michał Hieronim Krasiński, słał do króla Prus. Prosił w nich Fryderyka II o wsparcie dla powstania w imię powstrzymywania imperialnych zakusów Katarzyny II. „Było to zaskakującą naiwnością, bo konfederaci nie zdawali sobie sprawy z tego, że dwór pruski jest sojusznikiem Rosji i oficjalnym protektorem polskich dysydentów. W tym duchu generałowa Skórzewska (żona gen. Franciszka Skórzewskiego, sawantka, przyjaciółka władcy pruskiego) skarżyła się Fryderykowi II na ciężkie dla narodu panowanie Stanisława Augusta i w zamian za pruskie posiłki obiecywała Kurlandię i Inflanty” – relacjonuje Gadocha.

Władca Prus uprzejmie przyjmował prośby Polaków, a jednocześnie po cichu wkroczył do gry, stawiając sobie za cel doprowadzenie do rozbioru Rzeczpospolitej. Już w sierpniu 1769 r. spotkał się z cesarzem Austrii Józefem II. Choć oba kraje były członkami wrogich przymierzy, zawarły układ nazwany „systemem patriotycznym”. Monarchowie zadeklarowali, że nie włączą się zbrojnie do wojny rosyjsko-tureckiej po żadnej ze stron. Solidarność państw niemieckich umocniło kolejne spotkanie Fryderyka II z Habsburgiem we wrześniu 1770 r.

Obaj sojusznicy zaczęli wówczas omawiać pomysł rozbioru Rzeczpospolitej. Józefa II martwiło to, że Rosja rozgromi Turcję i przejmie kontrolę nad Morzem Czarnym oraz Bałkanami. Co gorsza, kanclerz Panin nie ustawał w wysiłkach, żeby państwo polsko-litewskie na trwałe związać z Imperium Romanowów. Gdyby Petersburg zrealizował ten cel, wówczas Austria musiałaby rozpocząć wojnę po stronie Turcji. Podobnie rzecz się miała z Prusami. Ale oba kraje leczyły rany po krwawej wojnie siedmioletniej. Postanowiono zatem uczynić wszystko, żeby plany Panina się nie powiodły, Turcja ocalała, a jednocześnie caryca Katarzyna II czuła się zadowolona.

Ten stan można było osiągnąć jedynie kosztem Polski, a także Tatarów. W czerwcu 1771 r. książę Wasilij Dołgorukow poprowadził rosyjskie wojska na podbój Krymu i wkrótce cały półwysep znalazł się w jego ręku. „Politycznym zagospodarowaniem zdobyczy zajęła się Katarzyna II, która przystąpiła do budowania na Krymie własnego stronnictwa” – piszą Morawski i Szawłowska. „Po wojnie zmuszono do abdykacji chana Selima III (mimo iż skapitulował przed Dołgorukowem) i zastąpiono go powolnym wobec Rosji Sahibem Gerejem II” – uzupełniają.

Podporządkowanie Półwyspu Krymskiego Petersburgowi otwierało możliwość rozpoczęcia wielkiej akcji kolonizacyjnej południa Rosji. Dotąd uprawiane tam zboże musiano transportować do odległych portów bałtyckich. To generowało olbrzymie koszty i podważało sens przedsięwzięcia. Własne porty nad Morzem Czarnym odblokowywały handel i dawały impuls, aby zakładać kolejne wsie z chłopami pańszczyźnianymi na ziemiach wschodniej Ukrainy.

Pieczeń à la polonaise

W takich warunkach dojrzewała koncepcja rozbioru Polski. Ale nadal nieświadomi śmiertelnego zagrożenia dla Rzeczpospolitej przywódcy konfederacji barskiej starali się podtrzymywać opór w kraju, a jednocześnie szukać protektorów za granicą. Biskup Krasiński w marcu 1771 r. zwrócił się bezpośrednio do elektora saskiego Fryderyka Augusta III, by zechciał zostać polskim królem, bo konfederaci ogłosili detronizację Poniatowskiego. Sas przekazał, iż ofertę przyjmie, gdy „poprosi go o to cały naród” szlachecki. Wiedząc, że szanse na to są więcej niż znikome.

W Polsce dowództwo nad wojskami rosyjskimi przejął młody i niezwykle uzdolniony gen. Aleksander Suworow. Najpierw rozgromił 23 maja 1771 r. pod Lanckoroną korpus dowodzony przez francuskiego gen. Charles'a Dumourieza, a we wrześniu pobił Michała Ogińskiego pod Stołowiczami. „Konfederaci na klęski zareagowali w sposób, który skompromitował ich w oczach Europy – w listopadzie podjęli próbę porwania Stanisława Augusta” – podkreśla Marcin Gadocha. Grupa konfederatów pod dowództwem Jana Kuźmy 3 listopada 1771 r. zaczaiła się w Warszawie na powóz Stanisława Augusta. Po wywleczeniu króla z karety, uciekając ulicami Warszawy, spiskowcy się rozproszyli. Z monarchą został jedynie Kuźma. Po rozmowie z królem uznał, że popełnił zły uczynek i zwrócił Poniatowskiemu wolność. Zadbał też, by monarsze nic złego się już nie przytrafiło.

Choć dramat zakończył się zatem, jak to często bywa w Polsce, farsą, to zamach na koronowaną głowę sprawił, że władcy Francji i Austrii nakazali zaprzestania udzielania jakiegokolwiek wsparcia konfederacji barskiej. To otworzyło Fryderykowi II możność, by bezpośrednio zaproponować Katarzynie II wspólny z Austrią rozbiór Rzeczpospolitej. Caryca początkowo się wahała – przecież miała kontrolę nad całym państwem polsko-litewskim, a jego władcą był zależny od jej łaski Stanisław August. Ale w tej układance wszystko zaczynało się wymykać z rąk monarchini. Konfederaci nadal stawiali opór, Poniatowski próbował forsować reformy ograniczające liberum veto i zwiększające władzę króla, Wiedeń i Paryż zaś groziły, iż zbrojnie wesprą Turcję. Sporo ułatwiał też fakt, że zbiegiem okoliczności wszyscy uczestnicy negocjacji byli Niemcami. Bowiem nawet cesarzowa Rosji, nim poślubiła Piotra III i przyjęła na prawosławnym chrzcie imię Katarzyna, swoją wielką karierę polityczną zaczynała jako Zofia Augusta Fryderyka księżna Anhalt-Zerbst.

Po tym jak Petersburg, Berlin i Wiedeń doszły do porozumienia, w pierwszym kroku Rosja i Turcja ogłosiły w maju 1772 r. zawieszenie broni. Po czym 5 sierpnia w Petersburgu spisano w języku francuskim w trzech egzemplarzach traktat rozbiorowy, sygnowany przez przedstawicieli trzech mocarstw. Wieść o tym pozbawiła resztki oddziałów konfederatów chęci do stawiania oporu. Załatwiwszy tę sprawę, Katarzyna II przez kolejne dwa lata starała się wyszarpać jak najwięcej od Turcji. Acz musiała powściągać apetyt z racji stanowiska innych mocarstw dbających o stan europejskiej równowagi sił. Skończyło się to pokojem gwarantującym przetrwanie coraz słabszego imperium osmańskiego, kosztem skazanej na rozszarpanie przez sąsiadów Rzeczpospolitej. ©Ⓟ