Wybory prezydenckie w Turcji odbędą się dopiero w 2028 r., ale Recep Tayyip Erdoğan, który stanowisko głowy państwa sprawuje od ponad dekady (wcześniej był premierem), na dobre rozpoczął już kampanię zmierzającą do pozbycia się konkurencji.

Turecka policja aresztowała wczoraj kluczowego rywala Erdoğana – burmistrza Stambułu Ekrema İmamoğlu – pod zarzutem korupcji i wspierania grupy terrorystycznej. Organizacja Netblocks poinformowała, że władze ograniczyły w tym czasie dostęp do mediów społecznościowych, takich jak: X, YouTube, Instagram i TikTok. Zamknęły również kilka dróg wokół Stambułu i zakazały organizacji demonstracji przez cztery najbliższe dni, aby zapobiec protestom opozycji.

Opozycja: to zamach stanu

Mieszkańców miasta to nie powstrzymało. Ponad 100 osób zebrało się w pobliżu siedziby policji w Stambule, do której przewieziony został burmistrz po zatrzymaniu. Jego zwolennicy uważają bowiem, że urzędujący przywódca dopuścił się zamachu stanu. „Mamy do czynienia z siłami, które chcą uniemożliwić narodowi wybór następnego prezydenta. Mamy do czynienia z próbą zamachu stanu przeciwko naszemu następnemu prezydentowi” – napisał na portalu X Özgür Özel, szef Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), z którą związany jest İmamoğlu.

CHP planowała przeprowadzić prawybory 23 marca. – Stoimy w obliczu wielkiej tyranii, ale chcę, żebyście wiedzieli, że się nie zniechęcę – powiedział İmamoğlu.

Aresztowanie nastąpiło zaledwie kilka dni po tym, jak Uniwersytet Stambulski unieważnił jego dyplom, w rezultacie dyskwalifikując go z udziału w wyścigu o fotel prezydencki. Posiadanie dyplomu uniwersyteckiego jest według tureckiego prawa warunkiem koniecznym startu w wyborach. Uczelnia podjęła decyzję na podstawie rzekomych nieprawidłowości, do których doszło, kiedy İmamoğlu przenosił się w 1990 r. z prywatnego uniwersytetu na Cyprze na wydział administracji biznesowej US. Zdaniem opozycji decyzja uczelni była motywowana politycznie.

To nie pierwszy raz, kiedy Erdoğan uderza w swojego głównego rywala. Polityk od lat mierzy się z licznymi procesami sądowymi. W 2022 r. został skazany na dwa lata i siedem miesięcy więzienia za określenie urzędników komisji wyborczej w Stambule mianem „idiotów”. İmamoğlu złożył apelację, a sprawa wciąż jest procedowana. Groźba więzienia skłoniła jednak CHP do niewystawiania go jako kandydata w wyborach prezydenckich w 2023 r. Kilka lat wcześniej, kiedy İmamoğlu wygrał wybory na burmistrza Stambułu, który przez ćwierć wieku kontrolowała prezydencka Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, Erdoğan wymusił nawet powtórzenie głosowania. Nie osiągnął jednak zamierzonego celu, bo İmamoğlu ponownie zdobył najwięcej głosów.

UE potrzebuje Erdoğana

Autorytarne zapędy wieloletniego przywódcy nie podobają się inwestorom. W środę wartość benchmarkowego indeksu Borsa Istanbul spadła o prawie 7 proc. Podobnie jak wartość tureckiej liry, która spadła do historycznych minimów. jeden dolar wart był wczoraj ok. 38 lir, a tuż po porannym zatrzymaniu nawet 41 lir.

Zaostrzająca się strategia Erdoğana stanowi wyzwanie dla Unii Europejskiej, która dąży do zacieśnienia współpracy z Turcją w związku z groźbami prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa dotyczącymi zmniejszenia zaangażowania w bezpieczeństwo Starego Kontynentu. Sekretarz generalny NATO Mark Rutte miał już w lutym wezwać państwa europejskie do poprawy relacji z Ankarą, która dysponuje drugą największą armią w Sojuszu Północnoatlantyckim i zaawansowanymi technologiami wojskowymi. Szczególnie w zakresie produkcji dronów, których brakuje w europejskim kompleksie obronno-przemysłowym. W tym celu z wizytą do Ankary udał się w zeszłym tygodniu premier Donald Tusk. Z przywódcą Turcji Recepem Tayyipem Erdoğanem rozmawiał m.in. o zwiększeniu współpracy zbrojeniowej i wyzwaniach związanych z zakończeniem wojny w Ukrainie. – Z polskiego punktu widzenia większa aktywność Turcji w regionie i w stabilizowaniu sytuacji na froncie ukraińsko-rosyjskim byłaby ze wszech miar pożądana – komentował premier. ©℗