Artykuł Karola Sanojcy na temat edukacji historycznej w szkołach ukraińskich II RP, napisany parę lat przed napaścią Moskwy na Kijów (dla branżowego pisma „Studia Historica Gedanensia”; dobrze, że jest internet), to jedna z lektur, od których trudno się oderwać. Choćby dlatego, że autor tak wiele cytuje z opinii wizytatorów ówczesnych szkół.

Jak nie kiwać smętnie głową nad wskazówką: „Datami nie należy szpikować!”. Albo: „Nauczyciel posługuje się dawnymi, konserwatywnymi, werbalnymi metodami, uczniowie reprodukują starą lekcję na podstawie podręcznika i nie dopatrują się dzisiejszych zagadnień i związków. Nadto podpowiadają bez skrupułów. Tempo lekcji nieporywające”. Zważywszy na to, jak nieznacznie zmieniła się szkoła przez te ponad 90 lat, można wątpić, czy instytucja nadzoru państwa nad nauczycielami ma jakiś sens.

Przede wszystkim jednak uderza podczas lektury to, że z jednej strony II RP uznawała edukację powszechną za dziedzinę bardzo ważną, a z drugiej – najwięcej żywego zainteresowania wywoływały waśnie i awantury. Sanojca opisuje taką np. historię: uczniowie państwowego gimnazjum ukraińskiego w Stanisławowie odmówili uczestniczenia w uroczystym pochodzie organizowanym przez władze dla uczczenia rocznicy Konstytucji 3 maja. „Postępek ten został zinterpretowany przez władze oświatowe jako akt o charakterze antypaństwowym, dlatego podjęto decyzję o natychmiastowej likwidacji pięciu wyższych klas tego gimnazjum” – co w praktyce przyniosło zawieszenie 200 uczniów! Sprawa doszła aż do Sejmu! Rozprawiano żywo (no kto by pomyślał?). Szukano winy w polskiej młodzieży, która rok wcześniej wyszydzała pochód młodzieży ukraińskiej (zatem bojkot święta konstytucji był niejako reakcją w obronie honoru ukraińskiego), odpierano te ataki na polską młodzież itd. Jednak, jak pisze Sanojca, zarówno podczas posiedzenia komisji sejmowej, jak w sali plenarnej na koniec „Dość zgodnie uznawano, że kara była niewspółmierna do winy”.

Historyjka skłania do przynajmniej jednego świątecznego wniosku. Nie jest prawdą, że skoro „nic się nie zmienia”, to nie warto analizować emocjonujących wydarzeń na chłodno i używać rozsądku. Warto. Każda mała potyczka wygrana, każda fala złych emocji, której pozwolimy opaść, zanim porwie w otchłań ludzi, jest warta wysiłku. Nie porażka zadziwia w starciu z żywiołem złych emocji, fobii, agresji i zacietrzewienia. Zadziwiają wygrane – które na szczęście się zdarzają. ©Ⓟ