Od czasu do czasu – i tak rzadziej niż kiedyś – pojawiają się w różnych mediach rady dla polityków. Formułują je ci, którzy w układankach politycznych udziału nie mają, za to planują dla Tuska, Kaczyńskiego, Hołowni czy Czarzastego trzy ruchy naprzód, ruchy praktycznie gwarantujące znaczące osiągnięcia. Lewica? Musi być bardziej socjalna. Prawica? Musi być bardziej europejska. Środek? Musi mieć program dla młodzieży. Słowo „musi” jest istotne. Wielcy gracze wirtualnej walki o władzę i wpływy mają już dość niezdecydowania i kluczenia. Czas przejść do czynów! Oczywiście, nie własnych.

Wyborcy nie chcą wizji, chcą emocji

Niestety, racjonalizm polityków skłania ich do unikania jak ognia tzw. projektantów. Tych, którzy przerzucając własne marzenia na sterników nawy państwowej nie są w stanie podać skutecznych recept na sukces. Lecz jałowość publicystyki projekcyjnej ma głębsze dno. Wyborcy (przynajmniej: ogół wyborców) nagradzają nie za wizje, nie za plany, lecz za emocje. Zarządzanie nawet własnymi, prywatnymi emocjami nie jest łatwe, cóż dopiero powiedzieć o zarządzaniu emocjami zbiorowymi.

I tak Tusk cyklicznie jest potępiany za to, że nie ma „programu”. No, fakt, nie ma jakiegoś specjalnego programu: ot, PiS diabolizować, a pieniądze z zagranicy chwalić. Powiedzmy, że ma wielki plan obudzenia społeczeństwa obywatelskiego, prywatyzacji kolei oraz KGHM, oddania edukacji szkolnej rodzicom i gospodarczej unii polsko-ukraińskiej. W momencie wyborów (a te są w Polsce ciągle) o ich wyniku zdecyduje jednak, powiedzmy, strach przed gender. Albo przed „ukrainizacją Polski”. Albo całkiem zaskakujący spór o, niech będzie, lekcje religii w szkołach. Okazjonalnie, dzięki katechetom-wariatom spór o te lekcje wybucha jak gejzer, na ogół jednak wbity jest w ziemię jako przykład szkolnej sztampy. I, proszę, właśnie one, być może, wywołają emocje dzisiaj nieprzewidywalne, a za pewien czas decydujące.

Dlaczego emocje zawsze przeważają nad rozsądkiem?

Stopień odrealnienia wielu naszych dyskusji o 800+, o otwarciu rynku pracy dla imigrantów, o wieku emerytalnym itd. wskazuje, że nawet w najważniejszych sprawach trudno o rozsądek. Trzeba wierzyć, że ktoś naprawdę wie, czy CPK jest potrzebny i czy SOR-y w ogóle można zreformować. I że odpowiedni ministrowie właśnie do tych ludzi uderzają. Dla samego procesu utrzymania czy zdobywania władzy nie ma to jednak specjalnego znaczenia. Pieklący się, że Tusk „musi”, a Kaczyński „nie może” stanowią w sumie sympatyczny relikt czasów, w których miało się piękne złudzenia. ©Ⓟ