„Pokojowi, wolności i bezpieczeństwu 90 proc. ludności świata zagraża pozostałe 10 proc.” – stwierdził prezydent Franklin Delano Roosevelt w słynnym przemówieniu z 1937 r. Ani razu nie padło w nim słowo „Japonia”, ale nikt nie miał wątpliwości, o jaki kraj chodzi
„Pokojowi, wolności i bezpieczeństwu 90 proc. ludności świata zagraża pozostałe 10 proc.” – stwierdził prezydent Franklin Delano Roosevelt w słynnym przemówieniu z 1937 r. Ani razu nie padło w nim słowo „Japonia”, ale nikt nie miał wątpliwości, o jaki kraj chodzi
Mimo rosnącej potęgi Chiny nadal tkwią w granicach strefy wpływów, jaką nakreślono po II wojnie światowej. Japonia, Korea Południowa i inne kraje regionu nie muszą podporządkowywać się dyktatom rozpychającego się sąsiada, bo mogą liczyć na wsparcie Stanów Zjednoczonych. Nawet Tajwan, uznawany przez Pekin za zbuntowaną prowincję, wciąż pozostaje poza jego zasięgiem. Waszyngton nie zamierza bowiem pozwolić, by chińskie mocarstwo zamknęło mu przed nosem drzwi do Azji i uderzyło w żywotne interesy Amerykanów. Ci muszą więc uparcie trzymać stopę na progu i jedynie potężne kopnięcie – czyli wojna – mogłoby radykalnie zmienić sytuację.
Weteran amerykańskiej polityki Henry L. Stimson z pewnym zaskoczeniem przyjął w styczniu 1934 r. zaproszenie do rezydencji prezydenta Franklina D. Roosevelta w Hyde Parku. Przez całą karierę był związany z Partią Republikańską. Pełnił m.in. funkcję sekretarza obrony w administracji Williama H. Tafta i sekretarza stanu w rządzie Herberta C. Hoovera. Kiedy ten drugi przegrał walkę o reelekcję, Stimson wycofał się z działalności publicznej i otworzył kancelarię prawną.
Roosevelt, następca Hoovera, zapragnął porozmawiać z doświadczonym dyplomatą o Japonii. Stimson uchodził za zaciekłego wroga tego kraju. Regularnie ostrzegał Hoovera i opinię publiczną przed zagrożeniami, jakie stwarzała dla Ameryki ekspansja Cesarstwa. Zwłaszcza po tym, jak we wrześniu 1931 r. japońskie wojska najechały Mandżurię. Stimson, wówczas sekretarz stanu, zadbał o to, by Liga Narodów potępiła Tokio (mimo że USA nie należały do organizacji). „Kierowany przez Stimsona Departament Stanu opracował nową strategię polityki dalekowschodniej, zgodnie z którą Stany Zjednoczone odrzucały możliwość akceptacji jakiegokolwiek porozumienia, które podważałoby suwerenność Chin oraz ich integralność terytorialną i administracyjną” – pisze Mariusz Puchacz w opracowaniu „Henry L. Stimson i internowanie amerykańskich Japończyków podczas drugiej wojny światowej”. Strategia ta była kontynuacją polityki otwartych drzwi, którą ogłosił pod koniec XIX w. sekretarz stanu John Hay. Mówiła ona, że Stany Zjednoczone nie wezmą udziału w wojnach na Dalekim Wschodzie toczonych przez inne mocarstwa, ale będą realizować i bronić swoich interesów gospodarczych w Azji. Uznawano, że drzwi muszą być tam dla USA zawsze otwarte i żadna siła nie ma prawa ich zamknąć.
Jak zanotował w swoim dzienniku Stimson, podczas rozmowy w Hyde Parku prezydent podzielił się z nim wspomnieniem z czasów studenckich. Otóż na Uniwersytecie Harvarda Roosevelt zakolegował się z pewnym Japończykiem, który opowiedział mu o tajnym, rozpisanym na wiele dekad planie rządu w Tokio. Jego celem było podporządkowanie nie tylko Chin, ale wszystkich lądów na południowym Pacyfiku, łącznie z Australią, Filipinami i Hawajami. Pod egidą Cesarstwa miało się narodzić imperium Azjatów, potężniejsze od Stanów Zjednoczonych. W studenckich czasach Roosevelta wizja ta wydawała się fantasmagorią, ale w latach 30. XX w. zaczęła nabierać realnego kształtu. Dlatego prezydent postanowił kontynuować kurs wytyczony wobec Tokio przez Henry’ego L. Stimsona. „Takie stanowisko Roosevelta wynikało z autentycznego przekonania o zagrożeniu, jakie Japonia miała stanowić dla bezpieczeństwa i interesów Stanów Zjednoczonych” – podkreśla Mariusz Puchacz.
Od czasu, gdy w połowie XIX w. do brzegów Japonii przybiła eskadra amerykańskich okrętów pod wodzą komandora Matthew C. Perry’ego, kraj ten wykonał olbrzymi skok. Po pogodzeniu się z traktatem handlowym narzuconym przez Waszyngton Japończycy w zaledwie pół wieku przeprowadzili głęboką modernizację. Ich tytaniczną pracę świat zobaczył po raz pierwszy w 1904 r., gdy flota i siły lądowe Cesarstwa Japonii rzuciły na kolana Rosję. Radość z historycznego triumfu zmącił w Tokio fakt, że Stany Zjednoczone ostatecznie nie wzięły strony swego dawnego podopiecznego. „Choć początkowo Theodore Roosevelt (prezydent USA w latach 1901–1909 – red.) kibicował Japonii, to jednak błyskawicznie odnoszone przez nią zwycięstwa sprawiły, że zaczął się obawiać o naruszenie równowagi sił na Dalekim Wschodzie” – podkreśla w monografii „Wykładnie ideologiczne stosunków japońsko-amerykańskich w latach 1853–1941 oraz ich implementacja polityczna” Izabela Plesiewicz-Świerczyńska.
Wierząc w życzliwość prezydenta USA, japoński minister spraw zagranicznych baron Komura Jutarō poprosił go o patronat nad rozmowami pokojowymi z Rosją. W czerwcu 1905 r. Theodore Roosevelt zaprosił delegacje obu krajów do miasteczka Portsmouth na Wschodnim Wybrzeżu. W negocjacjach zadbał o to, by Japonia zrzekła się większości zdobyczy, a drzwi do Azji pozostawały dla USA otwarte. Zrobił to tak zręcznie, że zachwycony Komitet Noblowski uhonorował go Pokojową Nagrodą w 1906 r. „Stany Zjednoczone Ameryki były jednym z pierwszych państw, które tchnęły ideę pokoju do praktycznej polityki” – napisał w uzasadnieniu wyboru przewodniczący komitetu i norweskiego parlamentu Gunnar Knudsen.
Waszyngton jeszcze wiele razy temperował imperialne ambicje Tokio. Tak też było w przypadku traktatu waszyngtońskiego, który Stany Zjednoczone narzuciły uczestnikom I wojny światowej w 1922 r. Ustanawiał on ograniczenia dla wielkości flot wojennych w taki sposób, by flocie amerykańskiej i brytyjskiej nie wyrosła poważna konkurencja. Sygnatariusze zgodzili się też zagwarantować integralność terytorialną Chin, a tym samym zabezpieczyć dla Ameryki otwarte drzwi do Azji.
Kraj Kwitnącej Wiśni rósł jednak w siłę i coraz śmielej myślał o rozszerzeniu swojej strefy wpływów na pogrążone w kryzysie Państwo Środka. „Za prowadzenie agresywnej polityki wobec Chin na początku lat 30. odpowiedzialna była determinacja skrajnej prawicy, która widziała w Japończykach rasę panów predestynowaną do zebrania «ośmiu rogów świata pod jednym dachem» (jap. hakkō ichiu)” – pisze w opracowaniu „U źródeł japońskiego nacjonalizmu i militaryzmu – doktryna kokutai w życiu politycznym Cesarstwa Japonii w latach 1867–1945” Michał A. Piegzik. „Politycy, naukowcy i wojskowi popierający ekspansję terytorialną stworzyli w państwie sieć powiązań, które promowały program rozbudowy sił zbrojnych i postulowały wprowadzenie kolejnych ograniczeń swobód obywatelskich na rzecz zgodnej «polityki narodowej» – dodaje.
Pierwszym celem była Mandżuria. Osłabione wewnętrznymi konfliktami Chiny początkowo nie były w stanie stawić czoła najeźdźcy. Z podbitych terytoriów Japonia utworzyła marionetkowe państwa Mandżuku w Mandżurii i Mengjiang na terenie Mongolii Wewnętrznej. Nie zaspokoiło to jednak apetytów Tokio. W lipcu 1937 r. doszło do przypadkowej strzelaniny między żołnierzami chińskimi a japońskimi przy moście Marco Polo na przedmieściach Pekinu. Incydent zamienił się w bitwę, po której siły zbrojne Cesarstwa zajęły miasto i anektowały kolejne terytoria północnych Chin. W grudniu 1937 r. wkroczyły do Nankinu i wymordowały tam ok. 300 tys. mieszkańców. Rzezie cywili i jeńców wojennych w Chinach stały się z czasem krwawą wizytówką Imperium Wschodzącego Słońca. „Epidemia światowego bezprawia się rozszerza” – takimi słowami zaczął swoje głośne przemówienie z początku października 1937 r. Franklin D. Roosevelt „Pokojowi, wolności i bezpieczeństwu 90 proc. ludności świata zagraża pozostałe 10 proc., które stwarza ryzyko naruszenia międzynarodowego porządku i prawa” – mówił prezydent wyborcom w Chicago. Ani razu nie padło słowo „Japonia”, lecz komentatorzy nie mieli wątpliwości, o jaki kraj chodzi. Na koniec Roosevelt wezwał świat do objęcia agresorów międzynarodową „kwarantanną”.
Wprawiło to w konsternację sekretarza stanu Cordella Hulla, zwolennika kompromisu w relacjach z Cesarstwem Japonii. Jednak ważniejszą przeszkodą w podjęciu bardziej radykalnych działań okazali się sami Amerykanie. Od zakończenia I wojny światowej przytłaczająca większość społeczeństwa popierała politykę izolacjonistyczną i nie chciała, by Stany Zjednoczone wikłały się w wojny toczące się w innych częściach świata. Nie zmieniły tego ani doniesienia o rzezi w Nankinie, ani incydent na rzece Jangcy, gdzie japońskie samoloty 12 grudnia 1937 r. zatopiły amerykańską kanonierkę „Panay”. Trzech marynarzy zginęło, a 43 odniosło rany. Co ciekawe, atak sfilmowała zaokrętowana na „Panay” ekipa filmowa, a obserwowały go załogi trzech tankowców koncernu naftowego Standard Oil. Rząd w Tokio przeprosił za incydent (tłumaczył, że była to omyłka) i ogłosił narodową zbiórkę na rzecz ofiar i ich rodzin (ostatecznie wypłacono im ponad 2 mln dol., co było olbrzymią kwotą jak na tamte czasy).
Bardziej od japońskiej ekspansji Amerykanie – zarówno republikanie, jak i demokraci – obawiali się, że prezydent zechce odpowiedzieć na nią siłą. Na fali izolacjonistycznych nastrojów kongresman z Partii Demokratycznej Louis Ludlow zaproponował na początku 1938 r. poprawkę do konstytucji, która przewidywała, że Stany Zjednoczone mogłyby wypowiedzieć wojnę innemu państwu tylko pod warunkiem, że zaaprobują ją obywatele w ogólnonarodowym referendum. Wprawdzie dzięki zabiegom Roosevelta Izba Reprezentantów odrzuciła poprawkę, ale sondaż Instytutu Gallupa pokazywał, że popierało ją aż ok. 80 proc. Amerykanów. Jedyne, na co mogła sobie zatem pozwolić administracja prezydenta, to ogłoszenie w lipcu 1938 r. „embarga moralnego”. Sekretarz stanu Hull przesłał do amerykańskich koncernów lotniczych list otwarty, w którym wezwał je do wstrzymania dostaw samolotów bojowych i części zamiennych do Japonii. Tłumaczył, że używa się ich w atakach na chińskich cywili. Dobrowolne „embargo moralne” praktycznie nie miało znaczenia, ale i tak Tokio poczuło się zaniepokojone.
Gorączkowy podbój Chin miał nie tylko zaspokoić imperialne ambicje Japończyków, lecz także pomóc im uniezależnić się od Stanów Zjednoczonych. Do tego potrzebowali jednak surowców strategicznych, których na wyspach brakowało. Jeszcze w 1936 r. Japonia importowała 82 proc. ropy naftowej i 89 proc. rudy żelaza, a jej głównymi dostawcami były amerykańskie koncerny. Pierwszym sygnałem, że Tokio zamierza zagarnąć ziemie bogate w ropę i metale – kosztem nie tylko Azjatów, lecz także Francji, Wielkiej Brytanii i Holandii – była deklaracja Ministerstwa Spraw Zagranicznych z 3 listopada 1938 r. Mówiła ona o „nowym ładzie w Azji”, obejmującym tereny i kraje znajdujące się wokół Wysp Japońskich – z Chinami, Koreą i Indochinami na czele. Zakładano, że powinna je połączyć „współpraca” gospodarcza i militarna pod egidą Tokio.
Wizja podboju, o której Roosevelt opowiadał Stimsonowi, zaczynała się ziszczać. Biały Dom nie zamierzał się temu przyglądać bezczynnie, ale nie chciał też wzbudzać niepokoju opinii publicznej. Postanowił więc osłabiać zdolność Japonii do dalszej ekspansji w sferze gospodarczej. Najpierw USA wypowiedziały układ handlowy zawarty z Japonią w 1911 r. i przekazały 25 mln dol. pomocy walczącym z armią japońską wojskom gen. Czang Kaj-szeka. Wkrótce ruszyła też rozbudowa amerykańskich baz wojskowych na Alasce i wyspie Guam. Opór, jaki Państwo Środka stawiało najeźdźcy, podsycał napięcie między mocarstwami. Coraz bardziej zdesperowani japońscy generałowie postanowili więc wdrożyć plan okrążenia Chin od południa, licząc na totalne zwycięstwo. „Do tego celu wojskowi zamierzali wykorzystać bazy wojskowe w Indochinach Francuskich” – podkreśla Michał A. Piegzik.
To oznaczało otwarte wystąpienie Japonii przeciwko Francji i Wielkiej Brytanii, a także Związkowi Radzieckiemu. Dlatego premier Kiichirō Hiranuma zdecydował się 22 maja 1939 r. zawrzeć pakt stalowy z III Rzeszą i Włochami. Wprawdzie miesiąc później sojusz ten mocno nadszarpnął układ Ribbentrop-Mołotow, ale dla Waszyngtonu był to dzwonek alarmowy. Miesiąc później Adolf Hitler wszczął wojnę na Starym Kontynencie. „Opanowanie zachodniej Europy przez nazistowskie Niemcy i osamotniona walka Wielkiej Brytanii oraz ekspansywne działania Japonii w Azji unaoczniły Rooseveltowi i amerykańskiemu społeczeństwu skalę zagrożenia. Prezydent dokonał rekonstrukcji gabinetu, w skład którego weszło dwóch republikanów uchodzących za jastrzębi wojennych: Frank Knox i Stimson, który po raz drugi w życiu objął kierownictwo Departamentu Wojny” – pisze Mariusz Puchacz.
„Istnieje wiele sposobów, przy użyciu których Stany Zjednoczone są w stanie podjąć akcje odwetowe” – napisał sekretarz stanu Cordell Hull w nocie dyplomatycznej, przekazanej pod koniec 1939 r. ambasadorowi Japonii Kensuki Horinouchiemu. Następny rok upłynął pod znakiem zaostrzania sankcji wobec Cesarstwa. Te najbardziej dotkliwe dotyczyły odcięcia dostaw paliwa lotniczego, ropy i urządzeń do jej rafinacji. Jednocześnie wartość pomocy udzielonej generałowi Czang Kaj-szekowi przekroczyła 100 mln dol.
W Tokio początkowo starano się zachować spokój. Gorącym zwolennikiem szukania kompromisu z Amerykanami był premier Fumimaro Konoe. Również w administracji Roosevelta frakcja antywojenna pod przywództwem sekretarza stanu Hulla zachowywała przewagę. Prowadzone od miesięcy negocjacje nie przynosiły jednak konkretnych efektów. W końcu 24 lipca 1941 r. wojska Kraju Kwitnącej Wiśni wylądowały w południowych Indochinach. Dzień później prezydent Roosevelt nakazał zamrożenie japońskich funduszy zdeponowanych w amerykańskich bankach. „Powinniśmy wmanewrować ich w pozycję oddania pierwszego strzału” – zapisał w dzienniku sekretarz obrony Henry L. Stimson, przekonany, że konflikt zbrojny z Cesarstwem jest tylko kwestią czasu. W innym wypadku Amerykanie mogliby nie zaakceptować nowej wojny.
Cesarstwo stanęło przed wyborem: albo rezygnacja z podboju Państwa Środka, albo rzucenie wyzwania mocarstwu po drugiej stronie Pacyfiku. Jedynie pokonanie USA dawało bowiem szansę na opanowanie Azji. „Choć gabinet premiera Fumimaro Konoe negocjował jeszcze z Amerykanami warunki wycofania się Japonii z Chin oraz przywrócenia normalnych relacji politycznych i gospodarczych z aliantami, jego starania zostały storpedowane przez wojskowych. Każdy przejaw krytyki wobec armii traktowany był jako naruszenie podstawowych zasad kokutai, toteż cywilny gabinet i siły zbrojne nie zdołały znaleźć wspólnego stanowiska w kwestii porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami” – pisze Michał A. Piegzik.
W połowie października 1941 r. Konoe został usunięty przez wojskowych. „Fotel premiera japońskiego rządu objął generał Hideki Tōjō, dzięki czemu militaryści uzyskali pełnię władzy nad gabinetem i całym japońskim życiem politycznym. Traktując przedłużające się negocjacje z Amerykanami i ich warunki jako upokorzenie dla Japonii, Tōjō uzyskał zgodę oszukiwanego przez wojskowych doradców cesarza na rozpoczęcie decydującej wojny z mocarstwami zachodnimi o hegemonię w Azji Wschodniej” – podkreśla Piegzik.
Japońska flota pod wodzą admirała Isoroku Yamamoto rozpoczęła przygotowania do uderzenia. Tymczasem oficjalnie Tokio zaproponowało Waszyngtonowi częściowe wycofanie wojsk z Indochin i przystąpienie do negocjacji pokojowych z Chinami. „Prezydent i ja musieliśmy dojść do wniosku, że zgoda na te propozycje oznacza przebaczenie przez Stany Zjednoczone dotychczasowych agresji Japonii, zgodę na przyszłą politykę podbojów japońskich, rezygnację z najważniejszych zasad naszej polityki zagranicznej, zdradę Chin i Rosji i przyjęcie roli milczącego partnera wspomagającego i zachęcającego Japonię do utrwalenia jej hegemonii w zachodniej części Pacyfiku i we wschodniej Azji” – zanotował z oburzeniem w dzienniku sekretarz Cordell Hull, orędownik pokoju.
W odpowiedzi na propozycję premiera Tōjō prezydent Roosevelt 26 listopada 1941 r. zażądał wycofania wszystkich wojsk Cesarstwa z Chin i Indochin, a także dorzucił wezwanie do zerwania sojuszu z III Rzeszą i Włochami. Na takie ustępstwa generał Tōjō nie zamierzał się zgodzić. Flota sześciu lotniskowców wraz z okrętami eskorty obrała kurs na Hawaje, gdzie w zatoce Pearl Harbor znajdowała się kluczowa baza marynarki wojennej USA. 7 grudnia 1941 r. Japończycy oddali wyczekiwany przez Henry’ego L. Stimsona „pierwszy strzał”. W ten sposób zmobilizowali cały naród amerykański do walki o to, by drzwi do Azji pozostały dla USA otwarte.
Reklama
Reklama