Dwie dekady po rozpoczęciu niszczenia europejskiej wytwórczości dostajemy mechanizm, który może (podkreślam „może”) załagodzić sprawę. Rychło w czas. Jestem pewien, że w przyszłości historycy gospodarki nie będą zbyt łaskawi dla elit politycznych i ekonomicznych pierwszej ćwiartki XXI w.
ETS - naiwność czy głupota
Z jednej strony zobaczą działający od 2005 r. system ETS, czyli wymuszanie dekarbonizacji gospodarek poprzez obłożenie najbardziej energochłonnych branż przemysłu (hutnictwo stali i aluminium, produkcja cementu, ciepłownictwo) stale rosnącym podatkiem ekologicznym w formie wykupu uprawnień do emisji. Uprawnień, których podaż w systemie ciągle się zmniejsza, a więc ich cena naturalnie idzie w górę. W efekcie polski producent jednej tony stali musi na dzień dobry zapłacić ok. 150 euro za prawa do emisji dwóch ton CO2.
Z drugiej strony może do nas wjechać stal z Indii, Ameryki Południowej czy Ukrainy, której producenci nie musieli ponieść tych dodatkowych kosztów. Ciekaw jestem, czy historycy z przyszłości nazwą to naiwnością czy głupotą.
Graniczny podatek węglowy ma położyć kres absurdowi obecnej sytuacji. Chodzi o to, żeby do ceny stali importowanej z Brazylii, Indii lub Ukrainy została doliczona opłata zniechęcająca do jej kupowania
Czytam akurat nowy tekst ekonomistów Noemi Walczak, Kenana Huremovica i Armanda Rungiego (wszyscy związani z IMT School for Advanced Studies w Lucce) na temat możliwych ekologicznych konsekwencji unijnego systemu CBAM, potocznie zwanego granicznym podatkiem węglowym, który ma obowiązywać od stycznia 2026 r. CBAM to skrót od Carbon Border Adjustment Mechanism. Nowy mechanizm ma położyć kres absurdowi obecnej sytuacji. Chodzi o to, żeby do ceny stali importowanej z Brazylii, Indii lub Ukrainy została doliczona opłata zniechęcająca do jej kupowania. Ma to choćby częściowo wynagrodzić europejskim producentom to, że muszą doliczać do swoich produktów koszt uprawnień do emisji.
Podatek węglowy da redukcje emisji po 2030 r.
Trudno w tym kontekście nie zadać pytania: dlaczego dopiero teraz? Dlaczego moment odpalenia systemu ETS dzieli od wprowadzenia CBAM aż 20 lat? Rozumiem, że może początkowo (lata 2005–2010) ETS-y aż tak mocno nie gryzły unijnych producentów – darmowych uprawnień było dużo, a pozostałe były tanie. Ale już w 2014 r. Unia Europejska z eksportera takich produktów jak stal stała się ich importerem. Od tamtej pory wyraźnie widać, że ETS bez CBAM to jak niewymuszone, planowe wygaszanie własnych zdolności wytwórczych w wielu dziedzinach energochłonnej produkcji.
Walczak, Huremovic i Rungi piszą, że CBAM spowoduje znaczące redukcje emisji CO2, lecz dopiero po 2030 r., gdy obejmie import produktów innych niż przemysłu ciężkiego. Ekonomiści martwią się jednocześnie, że w związku z zawieranymi przez UE umowami o wolnym handlu z krajami Mercosur będziemy odczuwać presję na zwiększenie wolumenu obrotów, a co za tym idzie – na większe emisje. Takie podejście to stawianie wozu przed koniem.
Bolesna prawda jest następująca: przez 20 lat nasi unijni przywódcy prowadzili skrajnie nieodpowiedzialną, głupią i społecznie szkodliwą politykę niszczenia europejskiej konkurencyjności oraz wytwórczości. Mam nadzieję, że wielkimi krokami zbliża się moment, w którym ktoś ich za to surowo rozliczy. ©Ⓟ