Z Ireneuszem Zyską rozmawia Aleksandra Hołownia
Podczas listopadowej konferencji Offshore Wind powiedział pan, że nikt odpowiedzialnie podchodzący do energetyki nie może pozytywnie ocenić propozycji prezydenta Karola Nawrockiego. Jego postulaty obniżenia cen prądu nazwał pan pójściem na łatwiznę. To dość niespodziewana wypowiedź posła i byłego wiceministra Prawa i Sprawiedliwości.
Ireneusz Zyska, poseł Prawa i Sprawiedliwości, wiceminister klimatu i środowiska w latach 2019–2023
ikona lupy />
Ireneusz Zyska, poseł Prawa i Sprawiedliwości, wiceminister klimatu i środowiska w latach 2019–2023 / Materiały prasowe / Fot. Materiały prasowe

Prezydent proponuje zmniejszenie ceny energii poprzez obniżkę podatku VAT z 23 do 5 proc. oraz usunięcie z rachunku kilku opłat, w tym opłaty OZE, mocowej i kogeneracyjnej. Ubytek wpływów z tego tytułu proponuje częściowo pokryć ze środków ETS, które są zapisane jako dochód w budżecie państwa. To rozwiązanie w istocie rachunkowe, które spowoduje zwiększenie deficytu budżetowego, który już dziś jest największy w historii. Ostatecznie koszty tej operacji finansowej będzie musiało pokryć całe społeczeństwo. Efekt obniżki cen energii, dokonanej w sposób sztuczny, bo pozarynkowy, może się okazać krótkotrwały.

Pieniądze pochodzące z ETS są przeznaczone na transformację energetyczną, w tym na inwestycje w energetyce, budowę zeroemisyjnych i dyspozycyjnych źródeł energii, przebudowę systemu przesyłu i dystrybucji energii elektrycznej, zwiększenie elastyczności i poprawę efektywności energetycznej. Przeznaczenie środków inwestycyjnych na konsumpcję sprawi, że nasza gospodarka ucierpi na konkurencyjności. Żeby zapewnić odbiorcom niższe ceny energii, musimy wprowadzić rozwiązania systemowe pozwalające na stworzenie stabilnych warunków do produkcji taniej energii. Taki proces z pewnością będzie trwał dłużej, ale będzie miał stabilne podstawy i pozwoli osiągnąć trwałe rezultaty.

Czyli według pana jest to co najwyżej propozycja krótkoterminowego obniżenia cen energii, i to na papierze?

Jeśli już, to uważam, że dopłacać do ceny energii powinniśmy tylko tym, którzy tego naprawdę potrzebują, czyli osobom zagrożonym ubóstwem energetycznym. Dla osób o niskich dochodach można wprowadzić specjalne taryfy albo bony energetyczne. Wsparciem powinny zostać objęte także zakłady przemysłu energo chłonnego, żeby wyrównać ich szanse na rynku. Chodzi o bardzo ważne sektory gospodarki, jak branża hutnicza, stalowa, cementowa czy nawozowa. W tym przypadku można zastosować niższe taryfy dystrybucyjne. Dopłacanie z budżetu wszystkim odbiorcom do ceny energii byłoby marnotrawstwem.

Koszt całej transformacji to ponad 1 bln zł, w tym samych sieci – ok. 500 mld zł. Przejadanie pieniędzy przeznaczonych na inwestycje będzie skutkować koniecznością wydatkowania w przyszłości wielokrotnie większych środków w celu zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. Ostatecznie będziemy musieli podnieść także ceny energii, gdyż system będzie w złym stanie technicznym, uniemożliwiającym produkcję taniej energii.

Niektórzy eksperci wskazywali jednak, że obniżenie cen energii, nawet sztuczne, może przyspieszyć elektryfikację ogrzewnictwa czy transportu. Niższe ceny prądu miałyby zachęcić do korzystania z pomp ciepła czy samochodów elektrycznych.

Niestety to tak nie działa. To będzie efekt krótkoterminowy i możemy nie uzyskać oczekiwanego rezultatu, ponieważ zabraknie infrastruktury. Do elektryfikacji transportu konieczna jest budowa sieci stacji ładowania pojazdów, ale także przebudowa systemu dystrybucji energii elektrycznej, budowa transformatorów, podstacji, doprowadzenia kabli w taki sposób, aby było to bezpieczne i umożliwiało zasilanie szybkich ładowarek o dużej mocy. Wpływy z ETS powinny być przeznaczane właśnie na tak różnorodne projekty na rzecz transformacji energetycznej.

Innym przykładem jest program „Czyste powietrze”. W Polsce nadal jest 2,5 mln kopciuchów do wymiany, a fundusze ochrony środowiska mają zaległości w wypłacie należności za zrealizowane projekty termomodernizacyjne. To spowodowało protest dziesiątek firm wykonawczych, które zostały doprowadzone na skraj upadłości. Potrzeby w tym zakresie są ogromne. Poprawa efektywności energetycznej budynków powinna być także finansowana ze środków ETS.

Pieniądze z ETS powinny trafić na specjalny fundusz na transformację

Raport Najwyższej Izby Kontroli pokazał, że spośród 94 mld zł dochodów z EU ETS z lat 2013–2023 jedynie 1,3 proc. zostało przekazane bezpośrednio na cele związane z redukcją emisji gazów cieplarnianych.

Dlatego uważam, że zapisy na ten temat powinny mieć charakter ustawowy. Co najmniej 80 proc., a najlepiej 100 proc. pieniędzy z ETS powinno trafiać na specjalny fundusz, który byłby przeznaczony na konkretne projekty realizowane w ramach transformacji energetycznej. Nie mamy czasu do stracenia. Niektóre rozwiązania osiągnęły technologiczną dojrzałość i już nie wymagają wsparcia. Inne nadal go potrzebują. Mamy już 1,5 mln prosumentów. Gdybyśmy ich wszystkich wyposażyli w magazyny energii, systemy sterowania i zarządzania, to zwiększylibyśmy odporność całego systemu. W dodatku ułatwiłoby to budowę układów off-gridowych, działających np. w formie spółdzielni energetycznych. To może być przydatne w sytuacjach kryzysowych. Wystarczy spojrzeć na Ukrainę. Słyszałem o tamtejszych zakładach zbrojeniowych zasilanych z lokalnych, wyspowych układów energetycznych składających się z farmy wiatrowej wyposażonej w magazyn energii, stabilizowanej silnikiem gazowym, oczywiście z backupem w postaci krajowego systemu energetycznego. W sytuacji kryzysowej, powstałej np. na skutek ataku hybrydowego, taka lokalnie produkowana energia może być jedyną, jaka będzie dostępna.

Czyli pieniądze z ETS powinny być według pana przeznaczane na inwestycje w bezpieczeństwo energetyczne, w tym budowę lokalnych źródeł energii?

Tak. Przede wszystkim, jeżeli chcemy mieć trwale tańszą energię, to musimy inwestować w najtańsze źródła wytwarzania – wiatr na lądzie, fotowoltaikę z magazynami, instalacje hybrydowe stabilizowane źródłami dyspozycyjnymi. Musimy radykalnie obniżyć koszty inwestycji poprzez skrócenie procedur administracyjnych, zawierać sojusze technologiczne z innymi państwami czy wzmocnić konkurencję na rynku energii poprzez przywrócenie obliga giełdowego w ograniczonym zakresie. Musimy przyspieszyć elektryfikację ciepłownictwa systemowego i ogrzewnictwa indywidualnego, na rzecz których będziemy absorbować nadwyżki energii z OZE. Powinniśmy maksymalnie wykorzystać fundusze unijne, w tym środki z ETS, na budowę nowych źródeł. 1 zł zainwestowany ze środków publicznych zaangażuje kilka złotych z kapitału prywatnego. Dobrym przykładem takiego mechanizmu jest program „Mój prąd”, który od 2018 r. skutecznie stymulował rozwój instalacji prosumenckich, jednocześnie przyczyniając się do powstania nowego sektora gospodarki – branży fotowoltaicznej. Dla beneficjentów to z kolei inwestycja na lata. Sam jestem prosumentem i byłem zaskoczony, gdy we wrześniu dostałem rozliczenie za prąd na przyszły rok. Pierwszy rachunek zapłacę dopiero w czerwcu 2026 r. w kwocie 150 zł!

Korzysta pan z systemu net-meteringu, w którym rozliczenia dotyczą ilości energii, czy net-billingu, w którym liczy się także jej wartość?

Korzystam z net-billingu. Byłem twarzą zmiany systemu rozliczeń. W mediach krytykowano mnie za tę reformę, ale było to konieczne ze względów bezpieczeństwa systemu. Mimo że miałem możliwość skorzystać jeszcze z net-meteringu, świadomie z niego zrezygnowałem, poczekałem i stałem się prosumentem w net-billingu. I to jest naprawdę korzystne. Choć w net-meteringu zapewne zapłaciłbym za prąd jeszcze mniej.

Ma pan magazyn energii?

Jeszcze nie, ale przymierzam się do tej inwestycji.

Głosowałem za ustawą wiatrakową

Był pan jednym z dwóch posłów PiS, którzy zagłosowali za ustawą wiatrakową. Poparł pan również ustawę deregulacyjną w energetyce. Dlaczego?

Jako wiceminister wielokrotnie spotykałem się z przedsiębiorcami z przemysłu energochłonnego, którzy postulowali wprowadzenie zmian w prawie, które ostatecznie znalazły się w ustawie deregulacyjnej. Rozwiązania te miały służyć możliwości produkcji energii wyłącznie na potrzeby własne tych zakładów, przyspieszeniu procesu uzyskiwania pozwoleń na realizację inwestycji i obniżeniu kosztów ich funkcjonowania, a co za tym idzie, zwiększenia konkurencyjności. Z kolei technologia produkcji energii z wiatru osiągnęła obecnie nieprawdopodobny postęp, dzięki czemu energia produkowana z wiatru na lądzie jest dziś najtańsza spośród źródeł zeroemisyjnych. Są to urządzenia bardzo wydajne, bezpieczne dla ludzi i środowiska. Energetyka wiatrowa przynosi korzyści dla mieszkańców, gmin, odbiorców energii, w szczególności dla przemysłu, i całej gospodarki.

Ustawy, o które pani pyta, zawierały także przepisy permitingowe, umożliwiające skrócenie procesu inwestycyjnego. Skrócenie czasu realizacji inwestycji to niższe koszty, a niższe koszty to niższe ceny energii. Musimy stworzyć nowy system elektroenergetyczny oparty na jak najtańszych źródłach wytwórczych, czyli OZE w układach hybrydowych, stabilizowanych źródłami dyspozycyjnymi, takimi jak bloki gazowe, biogazownie, instalacje biomasowe i odpadowe, magazyny energii, elektrownie szczytowo-pompowe, a w przyszłości także reaktory jądrowe. Profil wytwarzanej energii powinien być podporządkowany potrzebom odbiorcy.

Czy inwestorzy byliby zachęcani do stosowania rozwiązań hybrydowych?

Ale po co ich zachęcać? Za wyborem takich rozwiązań przemawiają prawa ekonomii. Projekty stają się bardziej rentowne i pożądane z punktu widzenia stabilności dostaw energii, a co za tym idzie, bardziej bezpieczne dla systemu elektroenergetycznego. Takie projekty powinny być preferowane z punktu widzenia wydawania warunków przyłączenia do sieci. Jeśli chcemy budować centra danych, które potrzebują niezachwianych dostaw ogromnych wolumenów zeroemisyjnej energii, to nowe źródła wytwórcze muszą pracować z wysoką sprawnością i produkować w profilu odpowiadającym na potrzeby odbiorców. W związku z tym takie giganty energetyczne jak Orlen, PGE czy Polenergia, które wraz ze swoimi partnerami biznesowymi budują morskie farmy wiatrowe, muszą postawić nie tylko turbiny na morzu i zapewnić wyprowadzenie mocy na ląd, lecz także posiadać urządzenia stabilizujące, aby dostarczać energię w profilu oczekiwanym przez coraz bardziej wymagających odbiorców. Układy hybrydowe mogą pracować z nawet wyższą sprawnością niż stare bloki węglowe.

Każda technologia produkcji energii ma swoje wady i zalety. Uważam, że system energetyczny powinien być zróżnicowany i mieć wiele źródeł wytwórczych. Energetyka rozproszona zwiększa odporność na zagrożenia hybrydowe i gwarantuje niższe ceny energii. Nawet jeżeli w niektórych momentach będziemy produkować energię w droższych źródłach, to w ujęciu długookresowym prąd powinien być tańszy. To jest cel, do którego powinniśmy dążyć.

Energetyka stała się zakładnikiem polityki

Większość pana kolegów i koleżanek partyjnych sprzeciwia się jednak luzowaniu zasad, szczególnie dla wiatraków. Energetyka stała się zakładnikiem polityki?

Myślę, że tak. Ale dla mnie energetyka wiatrowa to po prostu jedna z wielu technologii. Uważam, że powinniśmy z niej korzystać, aby zapewnić produkcję taniej energii i bezpieczeństwo energetyczne. W horyzoncie pięciu, sześciu lat czeka nas luka mocowa, co oznacza, że może zabraknąć energii. Najszybciej i najtaniej możemy tę lukę mocową zapełnić poprzez budowę farm wiatrowych w układach hybrydowych z magazynami energii i bloków gazowych. Głęboko wierzę, że po bliższym poznaniu danych technicznych nowoczesnych turbin wiatrowych i korzyści, jakie przynoszą dla gospodarki, a także po obaleniu mitów dotyczących tej technologii, wielu parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości zmieni na ten temat zdanie, tym bardziej że polskie firmy energetyczne, w tym spółki Skarbu Państwa, mają w swoich strategiach budowę projektów wiatrowych, a ustawa z 9 marca 2023 r. – tzw. ustawa 700 m – umożliwia ich realizację.

Krytykuje pan nadmierną wiarę w polski węgiel i doktrynalny sprzeciw wobec wiatraków. Tymczasem te poglądy są w centrum podejścia do energetyki wielu posłów PiS...

Nie, nie jest tak do końca. Krytykuję nadmierne koszty wydobycia w nierentownych kopalniach. Natomiast węgiel w polskim miksie energetycznym jest bardzo potrzebny. Od dawna głośno mówię, że OZE nie walczy z węglem ani też węgiel nie walczy z OZE, oba źródła energii potrzebują się nawzajem i ze sobą współpracują. W naszej szerokości geograficznej i strefie klimatycznej węgiel przez wiele lat trudno będzie zastąpić innym źródłem. W dokumentach strategicznych (KPEiK, PEP2040) zakłada się, że rolę paliwa przejściowego będzie odgrywać gaz ziemny, jednak zasobów krajowych gazu mamy zbyt mało, a potencjalne zagrożenia zewnętrzne mogą spowodować długotrwałe przerwy w dostawach błękitnego paliwa. Dlatego powinniśmy ze względów bezpieczeństwa zachować rolę węgla w systemie – jako paliwa przejściowego do czasu zastąpienia go przez energetykę jądrową.

Uważam, że energetyka powinna zostać wyjęta z bieżącego sporu politycznego. Potrzebujemy ponadpartyjnego konsensusu przynajmniej w podstawowych sprawach dotyczących kierunków transformacji energetycznej. Nie mamy czasu na spory i przepychanki legislacyjne. Jeśli prezydent będzie wetował projekty rządowe, a większość sejmowa będzie odrzucać projekty prezydenta, to do niczego dobrego nie dojdziemy. Uważam, że należy powołać okrągły stół energetyczny pod auspicjami pana prezydenta. Jeśli prezydent będzie uczestniczył w procesie kierunkowego przygotowania legislacyjnych rozwiązań energetycznych, to po przeprocesowaniu projektów ustaw przez Sejm i Senat prezydent z pewnością będzie mógł je podpisać.

Karol Rabenda, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, na pana wypowiedź podczas konferencji zareagował, nazywając pana „wyznawcą polityki klimatycznej”. Na ile kwestia zmian klimatycznych jest dla pana ważna w tej całej układance?

Nie jestem „wyznawcą polityki klimatycznej”. W energetyce nie ma miejsca na ideologię i populizm. Energetyka to domena nauk technicznych i praw ekonomii. Bezpieczeństwo energetyczne w maksymalnym stopniu powinniśmy opierać na zasobach krajowych. Do zasobów tych zaliczam wszystkie dostępne surowce i technologie: węgiel, wiatr, słońce, wodę, biomasę, geotermię, gaz, biogaz, odpady… Miks energetyczny musi być zróżnicowany, ale zrównoważony. Naszym celem jest zapewnienie stabilnych dostaw energii po akceptowalnej, najlepiej niskiej cenie. Jednak tego celu nie uda się osiągnąć bez cyfryzacji i automatyzacji energetyki oraz powszechnego stosowania magazynów energii i sztucznej inteligencji. Bezpieczeństwo energetyczne wymaga współpracy ponad podziałami. ©Ⓟ