W piątek w Mościskach w obwodzie lwowskim odbędzie się pogrzeb żołnierzy września 1939 r. Zostali oni odnalezieni i ekshumowani po zdjęciu przez Ukrainę zakazu takich prac. Ceremonia na położonym 12 km od polskiej granicy cmentarzu będzie drugą taką uroczystością po wrześniowym pogrzebie w Puźnikach w obwodzie tarnopolskim, gdzie pochowano 42 ofiary pacyfikacji wsi przez ukraińskich nacjonalistów.

Proces, od którego zależy pojednanie polsko-ukraińskie, trwa mimo pogarszającego się nastawienia do Ukrainy społeczeństwa i polityków. Nasi rozmówcy przekonują, że to efekt odpolitycznienia dyskusji o ekshumacjach i pochówkach oraz oddzielenia tego tematu od kwestii upamiętnień. Te ostatnie wiążą się z kontrowersjami dotyczącymi napisów na tablicach czy legalizacji pomników, które stawiano po obu stronach granicy z naruszeniem lokalnych przepisów. Nie oznacza to jednak, że po drodze nie pojawią się rafy.

Ekshumacje odblokowane

Jak podał Instytut Pamięci Narodowej, podczas sierpniowych ekshumacji w Zboiskach – dawnej wsi, która obecnie leży w granicach Lwowa – odnaleziono szczątki 31 osób oraz „wiele szczątków luźnych należących najprawdopodobniej do kolejnych kilkudziesięciu ofiar”. To żołnierze Wojska Polskiego, polegli 16 i 17 września 1939 r. podczas obrony Lwowa przed Niemcami. IPN prowadził prace we współpracy z Towarzystwem Ukraińska Pamięć w obecności przedstawicieli polskiego resortu kultury oraz ukraińskich władz obwodowych i centralnych. Ciała, których tożsamość udało się zidentyfikować, zostaną pochowane 14 listopada na katolickim cmentarzu w Mościskach.

Ambasador Ukrainy Wasyl Bodnar podał wcześniej, że kolejne zgody będą dotyczyć miejscowości Ugły i Huta Pieniacka. O Ugły upominało się zwłaszcza Stowarzyszenie Pojednanie Polsko-Ukraińskie Karoliny Romanowskiej, której rodzina pochodziła z tej wołyńskiej kolonii. W maju 1943 r. Ukraińcy zamordowali tam ok. 100 Polaków. Z kolei w pacyfikacji Huty Pieniackiej w 1944 r. z rąk dowodzonych przez Niemców ukraińskich policjantów zginęło kilkuset mieszkańców. Ta wieś, przed wojną należąca do województwa lwowskiego, również już dziś nie istnieje.

O poszukiwania i ekshumacje ofiar masakry w Hucie Pieniackiej IPN starał się od 2019 r. Jak poinformował DGP jego rzecznik Rafał Kościański, w tym roku Instytut za pośrednictwem ukraińskiego partnera złożył wnioski o zgodę na prace poszukiwawcze lub ekshumacyjne w 26 lokalizacjach. W poprzednich latach było ich wyraźnie mniej. Nieoficjalnie słyszeliśmy wówczas w IPN, że i tak nie ma szansy na pozytywną odpowiedź Kijowa. Przyspieszenie nastąpiło po tym, jak na początku roku premier Donald Tusk ogłosił sukces w rokowaniach dotyczących ekshumacji.

Odkąd Ukraina zaczęła przychylniej patrzeć na polskie wnioski, retoryka polityków prawicy uległa zmianie. Słuszne pretensje o blokadę prac terenowych, zwłaszcza w sytuacji, w której z podobnymi problemami nie borykają się Niemcy poszukujący m.in. szczątków żołnierzy Wehrmachtu, zastąpiło oczekiwanie, by zgody były wydawane szybciej i na bardziej masową skalę. Jeszcze przed zaprzysiężeniem Karol Nawrocki apelował o „możliwość podjęcia pełnoskalowych ekshumacji na Wołyniu”. – Polacy czekają na tę prawdę – mówił 11 lipca podczas obchodów rocznicy krwawej niedzieli. Tego dnia w 1943 r. ukraińscy nacjonaliści w skoordynowany sposób zaatakowali 99 polskich wsi.

Już jako głowa państwa Nawrocki pisał w liście do uczestników ceremonii w Puźnikach, że „żadne argumenty ani interesy nie usprawiedliwiają sytuacji, w której szczątki ofiar czekają wciąż na godny pochówek, a okoliczności ich śmierci – na rzetelne udokumentowanie i upamiętnienie”. – Jeśli rzeczywiście rozpoczną się prace ekshumacyjne ofiar UPA na szeroką skalę, Instytut Pamięci Narodowej jest gotów w pełni podjąć się tego zadania – podkreślał w styczniu, jeszcze pełniąc funkcję prezesa IPN. Od jednego z rozmówców słyszymy, że zasoby Instytutu pozwalają na przeprowadzanie prac w najwyżej trzech, czterech lokalizacjach jednocześnie. Gdyby Kijów wydał nagle zgody na wszystkie 26 miejsc, wyzwanie przerosłoby jego potencjał.

– Możliwości Instytutu są bardzo duże. Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN liczy ok. 60 osób. Mamy doświadczony zespół składający się z antropologów, archiwistów, historyków, genetyków i innych specjalistów, którzy prowadzą prace w różnych miejscach Polski – odpowiada dr Kościański. – Różni ludzie są potrzebni na różnych etapach prac. Historycy analizują dokumenty źródłowe: rozkazy, wyroki, mapy. Archeolodzy są niezbędni do prac ekshumacyjnych. Instytut jest także otwarty na współpracę z partnerami zewnętrznymi. Przypomnę, że prace w Puźnikach koordynowała Fundacja Wolność i Demokracja, a wzięli w nich udział specjaliści z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, IPN i ukraińskiej firmy Wołynśki Starożytnosti – dodaje.

Ukraina szuka symetrii

Część lokalizacji, o które ubiega się IPN, to miejsca blisko frontu, np. w obwodzie chersońskim. Ze względów bezpieczeństwa prace nie będą mogły się tam odbyć przed zawieszeniem broni. Paweł Kowal, szef rządowej Rady ds. Współpracy z Ukrainą, który koordynuje rozmowy z Kijowem na szczeblu politycznym, ocenia w rozmowie z DGP, że realnie do wykonania są jeszcze prace w 12 lokalizacjach. – Przy dużej mobilizacji są one do przeprowadzenia w ciągu dwóch, trzech lat. Usilnie się o to staramy, bo gdy prace idą normalnym trybem, nasi braunowcy-millerowcy tracą paliwo do antyukraińskich ataków, a polegli i zamordowani Polacy są chowani z szacunkiem. A przecież o to chodziło – wyjaśnia Kowal.

Jego zdaniem pułapką, z której udało się po latach wydostać, było łączenie rozmów o pogrzebach z kwestią upamiętnień. Kijów uzależniał odblokowanie poszukiwań i ekshumacji od przywrócenia status quo na zdewastowanych w poprzednich latach pomnikach w Polsce. Do rangi symbolu urosła sprawa zniszczonej tablicy na wzgórzu Monasterz na Podkarpaciu, upamiętniającej upowców poległych w bitwie z Sowietami. – Teraz metodą naszej pracy jest konceptualizacja i realizacja prawa do godnej pamięci po zmarłych. Obejmuje to prawo do poszukiwań, ekshumacji, grobu i miejsca do kontemplacji czy modlitwy. To sprawa czysto humanitarna, którą oddzielamy od dyskusji dotyczących upamiętnień, bo wspólnej interpretacji historii nie da się wynegocjować – tłumaczy Kowal.

Ukraińcy mają tendencję do szukania symetrii. Wątek upamiętnień zastąpiono więc rozmowami o poszukiwaniach ukraińskich ofiar na terenie Polski. Siłą rzeczy ich skala będzie mniejsza. Nie tylko dlatego, że nie ma symetrii między liczbą polskich ofiar zbrodni wołyńskiej a liczbą ukraińskich ofiar akcji odwetowych, lecz także ze względu na powojenną zmianę granic, która pozostawiła dużą część skrwawionych ziem – stosując terminologię amerykańskiego historyka Timothy’ego Snydera – po stronie radzieckiej. Kijów zgłosił kilka lokalizacji. We wrześniu za zgodą i przy udziale IPN przeprowadzono prace w pierwszej z nich, w Jureczkowej na Podkarpaciu. Leżą tam żołnierze ukraińskiego podziemia nacjonalistycznego polegli w walkach z (ludowym) Wojskiem Polskim w 1947 r.

Kowal chwali IPN za wydanie zgody na Jureczkową, choć część prawicy przyjęła ją z oburzeniem: oto Warszawa wpuszcza Ukraińców, by szukali ciał banderowców.Roboty terenowe w Jureczkowej niczego jednak nie przyniosły. Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej (UINP) podał w październiku, że „zakończono etap prac poszukiwawczych wokół pamiątkowego krzyża”. „Podczas badań terenu fachowcy nie odnaleźli miejsc pochówku” – czytamy w komunikacie UINP. Prawdopodobnie krzyż upamiętniający poległych nacjonalistów stoi w innym miejscu niż tam, gdzie pochowano ich przed 80 laty. Otwartość na wnioski Kijowa ułatwia jednak rozmowy o rozpatrywaniu wniosków Warszawy.

Prace tylko przy udziale IPN

Chronologicznie kolejne po Zboiskach są Ugły w obwodzie rówieńskim. Jeden z naszych rozmówców twierdzi, że pozytywne informacje o terminach poszukiwań to kwestia dwóch tygodni. Z lokalizacją związane są perturbacje po polskiej stronie. O zgodę na poszukiwania w Ugłach starało się najpierw Stowarzyszenie Pojednanie Polsko-Ukraińskie. Władze ukraińskie podały, że lwowski partner tej organizacji, komunalne przedsiębiorstwo Dola, już taką zgodę uzyskał. Tymczasem 19 lutego własny wniosek o poszukiwania w Ugłach wystosował IPN. – Do dziś nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi w tej sprawie – mówi rzecznik Kościański.

– Do IPN wpłynęła korespondencja z ambasady Ukrainy w Polsce, zawierająca informacje o decyzjach podjętych przez Ministerstwo Kultury i Komunikacji Strategicznej Ukrainy. Wynika z niej m.in., że zgodę na przeprowadzenie prac poszukiwawczych w miejscowości Ugły otrzymało lwowskie przedsiębiorstwo Dola – dodaje. Właśnie z tą firmą współpracuje Stowarzyszenie Pojednanie Polsko-Ukraińskie. Karolina Romanowska i przedstawiciele Instytutu skarżą się na wzajemne ignorowanie pism dotyczących potencjalnej współpracy. Jak szefowa stowarzyszenia ocenia wniosek IPN z 19 lutego? – To nasz wniosek, który oni przejęli – twierdzi. Mimo to wszyscy nasi rozmówcy są dobrej myśli.

Polski dyplomata zaangażowany w negocjacje z Ukraińcami bagatelizuje ten spór, przekonując, że ma on charakter czysto administracyjny i nie zaszkodzi całemu procesowi. Również Romanowska uważa, że sprawa zmierza do pozytywnego końca. – Jesteśmy bardzo blisko do tego, by ofiary wreszcie zostały godnie pochowane. Chodzi nam po prostu o to, żeby były tam groby, które będziemy mogli odwiedzić. Nie tylko nam, lecz także mieszkańcom okolicznych wsi, którzy wiedzą, gdzie leżą pomordowani – dowodzi działaczka. Optymistą jest też poseł Kowal. – Wszyscy dążą do tego, by znaleźć formalne rozwiązanie – i ono się znajdzie. Moją intencją jest, by żadne tego typu prace nie były prowadzone bez udziału IPN – podkreśla.

Jego zdaniem dzięki odpolitycznieniu dyskusji o pochówkach nie wpływa na nią – przynajmniej na razie – wzrost nastrojów antyukraińskich, które teoretycznie mogą znowu usztywnić stanowisko Kijowa. – Chodziło nam o to, żeby wszyscy przywykli, że poszukiwania i ekshumacje to oznaka pewnej normalności w naszych relacjach. Że to jest akcja czysto humanitarna, która nie wiąże się ani z doraźną polityką, ani z rozbieżnymi interpretacjami historii. Mam wrażenie, że jesteśmy bardzo blisko osiągnięcia tego stanu – podsumowuje poseł Koalicji Obywatelskiej. ©Ⓟ