Postaram się być obiektywny w diagnozie – ani z jednej, ani z drugiej strony nie dostrzeże pan pozytywnego przesłania, programu, czegoś więcej niż tylko krzyku, że jesteśmy mniej źli niż ta druga ekipa.
I co z niej zostało? Naszkicowana, niekonkretna, propozycja 100 tys. zł dla rodzin za trzecie dziecko? Przecież to śmiechu warte, a nie poważna odpowiedź na wyzwania demograficzne czy mieszkaniowe. Dziesięć lat temu też mieliśmy kongres programowy w Katowicach – do dziś mam książeczkę, która była efektem tamtych dyskusji. Ale mam wrażenie, że teraz w PiS, inaczej niż 10 czy 20 lat temu, mało kto chce dyskutować o programie.
To część obrazka. Kiedy powstawało PiS, w jego szeregach były nie tylko osoby z pokolenia Solidarności, lecze także takie, które przychodziły z biznesu czy innych dziedzin życia – i oni wszyscy wierzyli w coś więcej, jeśli chodzi o zmianę kraju, świata dookoła nas.
A teraz sporo osób zobaczyło, że prawica, mówiąc kolokwialnie, ma wzięcie – i że można tu zrobić karierę. Ludzie przychodzą, by ją zrobić, a poglądy i program to sprawa trzeciorzędna. Liczą się blichtr i stanowiska.
Myślę, że pękło pod koniec drugiej kadencji naszych rządów, gdy górę wzięły bylejakość i miałkość intelektualna, a nawarstwiające się problemy i koszty podejmowania trudnych decyzji i popełnionych błędów urosły bardzo mocno. W rezultacie PiS stał się typową partią władzy: trochę zbyt pewną siebie, trochę cyniczną i bezczelną, czego przykładem było to prostackie zachwalanie samych siebie w kampanii i mediach publicznych. Zna pan film „Pink Floyd – The Wall”?
Widzimy w nim młotki, które wbijają do głów to co trzeba, oraz maszynkę do mięsa, która mieli wszystko na jedno kopyto. Taki był przekaz PiS, skrajnie łopatologiczny, nie ma co kryć. A ludzie widzieli, że to się rozmija z rzeczywistością. Co mieliśmy do powiedzenia rolnikom? Co się stało z pomysłem na instytucję, która miała pomóc uregulować rynek skupów płodów rolnych? Po co było wrzucać piątkę dla zwierząt? Jaka była nasza oferta w sprawie mieszkalnictwa? Dlaczego politykę unijną przestali kształtować ludzie tacy jak Konrad Szymański, a zaczęli tacy jak posłowie z mojej byłej partii, z Solidarnej Polski? Można wymieniać długo. Młotki i maszyna do mięsa.
Być może ma pan rację, więc dziś ktoś, kto chciałby zagrać jak Pink Floyd, choćby miał nie wiadomo jaki talent oraz wyczucie melodii, to nie zyskałby popularności i nie zarobiłby dziś pieniędzy na rynku muzyki. Promowani są ci, którzy drą gębę i nagrywają muzykę jak najgłośniej. Uważam, że jest też tak w polityce. PiS kiedyś nie szedł tymi drogami, a obok Jarosława Kaczyńskiego byli ludzie, którzy umieli mu powiedzieć: „Robisz błąd, prezesie”. Dziś tacy kamraci z dawnych czasów albo poodchodzili, albo ich prezes pogonił, albo zwyczajnie poumierali. To już nie jest ten PiS co kiedyś.
Ale to błędna droga, z kierunkiem – na ścianę. Zawsze zwrot ku ścianie jest ograniczony, bo dociera się do granicy nie do pokonania. Poza tym zawsze będzie ktoś, kto krzyknie głośniej, będzie radykalniejszy albo weźmie dechę lub gaśnicę. W tym politycznym grzybobraniu jako prawica więcej do zebrania mamy pośrodku.
To druga strona medalu. Jeśli prezes chciałby dziś iść do centrum, możliwe, że okaże się, iż ma zakaz wstępu, bo przez lata dorobił się pozycji bardzo trudnego konkurenta, przez to nikt z nim nie chce rozmawiać. Widział pan to w 2023 r., gdy na gwałt szukaliśmy koalicjanta w PSL.
Bo powiem panu szczerze: nie ma w Polsce lepszego od niego, jeśli chodzi o prowadzenie partii. Sposób, w jaki stworzył statut PiS, jak to działa, jak ta maszyna jest naoliwiona – piątka z plusem, bez złośliwości. Ale sam nigdy w życiu nie chciałbym stworzyć takiej instytucji, nawet jeśli byłaby skuteczna, bo jest oparta na strachu, cynizmie, napuszczaniu jednych na drugich. Słyszał pan, jak prezes wypuścił Przemysława Czarnka jako kandydata na premiera?
Klasyka gatunku. W PiS tak było od zawsze: jak posłowie Adam Bielan z Michałem Kamińskim urośli w siłę, to wkroczyli ziobryści – i odwrotnie. A pamięta pan sugestię, że Kaczyński odchodzi na emeryturę? Ze trzy razy to zapowiadał i patrzył, kto się wychylił z ambicjami. Dziś też frakcje są w ten sposób rozgrywane przez prezesa.
Oni są potrzebni po to, żeby w odpowiednim momencie dopiec komuś z innej frakcji. Są posłuszni, lojalni, a że robią problemy? Taki urok.
Tak, bo rozumiem, że to chwilowy skręt, ponieważ ten kierunek sugerują sondaże, analizy poparcia, przepływy wyborców. Ale z niektórymi rzeczami trzeba uważać, bo polityka to dziś głównie emocje i oparte na nich dziedziny życia, które wymykają się spod kontroli. To bawienie się ogniem: wystarczą dwie–trzy iskry i zamiast porządnej, konserwatywnej partii, zaczniemy mieć twór nacjonalistyczno-szowinistyczny.
Być może ma pan rację, a prezes lepiej to wyczuwa. Ale nie opieram swoich myśli na jakichś teoriach, tylko na kontakcie z mieszkańcami w moim Świętokrzyskiem. Pojechałem ostatnio na wymianę opon, miałem spotkania z kołami gospodyń wiejskich – ludzie myśleli, że nowy prezydent przyniesie trochę stabilności i spokoju na scenę polityczną. A mówią: „Jest tylko gorzej, brakuje, żeby się jeszcze politycy prali po pyskach w Sejmie”.
To samo im powiedziałem.
Powagi. Ale nie rozumianej jako przemądrzałe gadające głowy, które mówią językiem niezrozumiałym dla ludzi. Chodzi mi bardziej o to, by któryś z polityków, zamiast straszyć, grać na emocjach, przestrzegać, że Francja i Niemcy zabiorą nam niepodległość, nakreślił pozytywną wizję, do której moglibyśmy dążyć jako społeczeństwo. Możemy pośmiać się z hasła Lecha Wałęsy o drugiej Japonii, ale to zostawało z tyłu głowy – gonimy, żeby być bogatymi. Nawiasem mówiąc, tę Japonię na poziomie kilku tabelek gospodarczych już dogoniliśmy. Wejście do NATO i UE też było takim celem. Konia z rzędem temu, kto przedstawi dziś politykę w Polsce właśnie w taki sposób: nakreślenia horyzontu na lata 2030, 2040, 2050. I powiedzenia – Tak, biegniemy, żeby osiągnąć konkretny cel. Ale łatwiej jest wyciągnąć deskę lub gaśnicę. Niestety. Przed polską prawicą duże wyzwania i głęboko wierzę, że znajdziemy sposób, by być rozsądnym partnerem we współrządzeniu ojczyzną. ©Ⓟ