Słyszałem, że stanowię element krajobrazu, który świadczy o ciągłości państwa: wchodzisz do Pałacu, a tam zawsze Kolarski. (śmiech) Rzeczywiście, jestem pierwszym ministrem w historii III RP, który pozostał w kancelarii mimo zmiany prezydenta. Zakładałem, że 6 sierpnia 2025 r. będzie moim ostatnim dniem pracy na tym stanowisku. Pojawiła się jednak propozycja od prezydenta elekta Karola Nawrockiego, żebym dołączył do zespołu. To dla mnie ogromny zaszczyt.
Z prezydentem Dudą łączy mnie nie tylko bliska współpraca, lecz także przyjaźń. Znamy się 40 lat. Zawsze traktowałem tę znajomość jako zobowiązanie i wyzwanie, a nie taryfę ulgową. Gdy poznałem Karola Nawrockiego, jako minister odpowiadałem za politykę historyczną w Kancelarii Prezydenta. On był wtedy dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej, a następnie prezesem Instytutu Pamięci Narodowej. To była ciągła i intensywna współpraca, dziesiątki spotkań, rozmów, wydarzeń.
Trudno mówić o prezydenturze Karola Nawrockiego – sprawuje on urząd niespełna dwa miesiące. Tym trudniej porównywać ją z dekadą Andrzeja Dudy. Na pewno obu polityków łączą wartości i przekonanie, że polityka jest troską o dobro wspólne. A także chęć budowania silnego państwa na fundamencie naszej historii, suwerenności i niepodległości. Państwa, które umacnia swoje bezpieczeństwo, rozbudowując potencjał militarny. Państwa, które jest silne siłą swoich sojuszy, przede wszystkim strategiczną współpracą z USA. Natomiast widać, że to inne osobowości, inaczej rozkładają akcenty. Ale to normalne i naturalne. I bardzo dobrze, że tak jest.
Andrzej Duda przestał być prezydentem 6 sierpnia. Reszta to tylko gdybanie i ewentualnie przedmiot publicystycznej dyskusji. Karol Nawrocki przedstawił w tej sprawie argumenty, a większość Polaków się z nimi zgadza. To był ruch mający na celu uszczelnienie systemu pomocy społecznej, który w ostatnim czasie stał się przedmiotem licznych nadużyć. Zresztą spotkało się to ze zrozumieniem nawet w Ukrainie, gdzie ironizuje się o „batalionie Monako” i „batalionie Warszawa”. Mają je tworzyć Ukraińcy, którzy zamiast walczyć na froncie, korzystają z pomocy socjalnej w krajach Unii Europejskiej. Poza tym, proszę zwrócić uwagę na to, że sytuacja wygląda dziś inaczej niż w pierwszych tygodniach i miesiącach inwazji Rosji, kiedy do Polski dotarła ogromna fala uchodźców. Po trzech latach przepisy wymagają zmiany.
Uległ pan złudzeniu, że to radykalna zmiana. Powtarzam: świat się zmienił. Przepisy, które przyjęto trzy lata temu w związku z przybyciem uchodźców z Ukrainy, były odpowiedzią na tamto wyzwanie. Po trzech latach sytuacja wygląda inaczej. Stąd najpierw było weto. Natomiast ogólny kierunek polityki pozostaje niezmienny: prezydent Nawrocki deklaruje wsparcie dla walczącej Ukrainy. Na forum ONZ, w Białym Domu, na spotkaniach z przywódcami krajów nadbałtyckich, wreszcie w rozmowie z samym Zełenskim powtarza, że Rosja nie może wygrać tej wojny. Ale pewne rzeczy nas z Ukrainą dzielą – tak było także w czasach Andrzeja Dudy. Pamięta pan, jak rozmawialiśmy, gdy wybuchł kryzys zbożowy. Tak wtedy, jak i teraz, nasz strategiczny cel, czyli istnienie niepodległej Ukrainy, jest niezmienny. Najważniejszą sprawą, która wywołuje zrozumiałe emocje, jest pamięć o ludobójstwie na Wołyniu.
To oczywiste, że prezydent Nawrocki ma swoją wizję tego, jak powinna wyglądać polityka wschodnia. Chociaż bez trudu znajdziemy łączące obu prezydentów poglądy, to znajdziemy też różnice. Być może łatwiej będzie o tym mówić z perspektywy czasu, kiedy będzie można dostrzec inaczej rozłożone akcenty.
Takie rozmowy miały już miejsce. Była rozmowa telefoniczna – prezydent Zełenski zadzwonił z gratulacjami po wyborach. Była też rozmowa w szerszym gronie, gdy na zaproszenie prezydenta Nawrockiego do Belwederu przybyli prezydenci Litwy, Łotwy i Estonii oraz premier Danii. Prezydent Zełenski uczestniczył w tym spotkaniu, łącząc się z Kijowa. Rozmawiano też na marginesie Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Zapewniam, że do spotkania prezydentów też w niedługim czasie dojdzie.
Panie redaktorze, polityka to gra zespołowa. W drużynie prezydenta Nawrockiego podział zadań jest jasny. Za sprawy międzynarodowe odpowiada Marcin Przydacz i proszę do niego kierować takie pytania. To najlepsza osoba do udzielenia wyczerpującej odpowiedzi.
3 września doszło do bardzo dobrej, długiej rozmowy prezydentów w Białym Domu. W zeszłym tygodniu w Nowym Jorku prezydent Nawrocki miał także okazję do bezpośredniego spotkania. Poza tym od 6 sierpnia prezydenci kilkukrotnie rozmawiali ze sobą przez telefon. Prezydent Nawrocki zaprosił prezydenta Trumpa do złożenia wizyty w Polsce. I to zaproszenie jest aktualne.
W moim głębokim przekonaniu amerykańskie stanowisko w tej sprawie jest absolutnie logiczne, a wręcz niezmienne. Zmienia się jedynie retoryka. W ostatnich miesiącach bardzo dynamicznie, co może wywoływać mylne wrażenie. Ameryka konsekwentnie wspiera Ukrainę i nie pozwala Rosji wygrać tej wojny. Początkowo USA chciały ją skłonić do zawieszenia broni i rozpoczęcia rozmów pokojowych. Przekonały się, że w rzeczywistości Rosja nie dąży do pokoju. W tym wszystkim ważne jest, że prezydent Karol Nawrocki ma z prezydentem USA dobry, bezpośredni kontakt. W rozmowach przedstawia polski punkt widzenia na rosyjską agresję. Naszą perspektywę i nasze doświadczenia wynikające z naszej historii. Co więcej, jest również głosem innych krajów naszego regionu.
Pyta pan o Chanukę?
Pamiętam o słowach, które padły w kampanii wyborczej. I wiem o szacunku prezydenta wobec tradycji, zapoczątkowanej jeszcze za czasów śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Społeczność żydowska w Polsce obchodziła niedawno nowy rok, Rosz ha-Szana, z tej okazji prezydent skierował życzenia. A na pytanie o kalendarz wydarzeń w grudniu, dziś, proszę wybaczyć, nie odpowiem.
Prezydent Nawrocki jest bardzo szanowany przez społeczność żydowską w Polsce – np. za rolę, którą odegrał jako prezes IPN w upamiętnieniu ofiar Holokaustu. Dzięki osobistej interwencji Karola Nawrockiego w Adampolu został odsłonięty pomnik upamiętniający Żydów zamordowanych przez niemieckich zbrodniarzy w czasie II wojny światowej.
Poglądy prezydenta w tej sprawie nie mają związku z bieżącą polityką. Przesunięcie się na prawo opinii publicznej faktycznie ma miejsce, ale nie skutkuje to zmianą stanowiska władz publicznych. Polska jest krajem bezpiecznym – w tym dla Żydów i innych mniejszości. I to opinia gości, którzy nas odwiedzają. Można powiedzieć, że jesteśmy wręcz przykładem dla innych państw europejskich. Nie potrzeba u nas policji przed synagogami, nie ma manifestacji antysemickich.
Nie chciałem nawet wymieniać nazwiska tego człowieka, by go nie reklamować. Tacy politycy fałszują ogólny obraz i jednoznacznie szkodzą Polsce. Podejście prezydenta Nawrockiego do spraw związanych z mniejszościami narodowymi jest pełne szacunku i nie wynika z aktualnej sytuacji politycznej. Zmiana tendencji nie ma na to wpływu.
Nie, to zupełnie coś innego. To osobiste przekonania i wrażliwość prezydenta Nawrockiego. On ma szacunek do tradycji rozpoczętej przez Lecha Kaczyńskiego, ale zarazem nie wiąże tego z politycznymi nastrojami.
To na pewno nie zależy od wyników sondaży. Ale prezydent Karol Nawrocki rozkłada akcenty inaczej niż Andrzej Duda.
Podsłuchiwanie byłoby nieeleganckie. A nawet gdybym podsłuchał, to nie wypadałoby mi tego ujawniać. Uchwycony moment to wyraźny sygnał, że prezydentowi zależy, by głos Polski był za granicą mocnym, wspólnym głosem – przy wszystkich różnicach i wewnętrznym konflikcie politycznym, który przecież nie zniknął. Warto to jednak rozdzielić, szczególnie w takim miejscu, podczas takiego wydarzenia.
Przede wszystkim bardzo źle się stało, że do takiej sytuacji w ogóle doszło. Całkowitą winę ponoszą za to premier Tusk i minister Sikorski, którzy za kadencji Andrzeja Dudy bez żadnego powodu odwołali w jednym momencie 55 ambasadorów, a następnie złamali obyczaj procedowania kandydatur na ambasadorów przy ścisłej współpracy z prezydentem. Do dzisiaj większość polskich placówek pozostaje bez ambasadora. To skrajnie szkodliwa sytuacja dla Polski. Prezydent, którego prerogatywą jest powoływanie i odwoływanie ambasadorów, jeszcze w październiku spotka się z szefem MSZ, aby znaleźć wyjście z tej sytuacji.
Mówimy o tym, co będzie za dwa lata. Tymczasem mamy drugi miesiąc prezydentury. Powiem tyle: za dwa lata wszyscy politycy prawicy, którzy będą się ubiegać o stanowiska posłów i senatorów, będą zabiegać o dobre relacje z prezydentem, bo jego mandat i pozycja polityczna będą bardzo silne. ©Ⓟ