Wybory 4 czerwca były nie tylko podzwonnym dla PRL i PZPR, ale stały się punktem startowym do budowania nowego systemu politycznego. 4 czerwca opozycja wzięła praktycznie wszystko, co mogła wówczas wziąć. Zaczął się szybki zmierzch PRL i PZPR. Jednego nikt się nie spodziewał, że nowa scena polityczna okaże się kompletnie rozdrobniona. Dwa lata później, po pierwszych wolnych wyborach, w Sejmie znalazło się 29 ugrupowań.
30 lat historii politycznej to proces konsolidacji i tworzenia bardziej stabilnej sceny politycznej. Prawie połowa z tego okresu (od 2005 r.) to rządy PiS i PO. Pytanie, czy logicznym końcem tej historii nie jest pozostanie na politycznej scenie dwóch bloków czy też dwóch partii. Prawicowego opartego na PiS i centrowego z lewym skrzydłem opartego na PO i reszcie opozycji. Polskiej odmiany dwupartyjnego modelu, jaki znamy np. z USA. Oczywiście przy wszystkich zastrzeżeniach dotyczących tego, że PiS to nie republikanie, a PO to nie demokraci.
Przypomnienie historii jest w tym kontekście o tyle ważne, że już co najmniej trzy razy dwubiegunowa scena polityczna wydawała się być w zasięgu ręki. Politolog Antoni Dudek przypomina, że już na początku transformacji zanosiło się na to, że w wyniku podziałów w obozie postsolidarnościowym powstaną dwa duże bloki Lecha Wałęsy i Tadeusza Mazowieckiego. Kolejny moment to odrodzenie prawicowych ugrupowań w AWS i jego rywalizacja z SLD. Wówczas zapowiadał się podział na bloki postkomunistyczny i postsolidarnościowy. Ale potem zaczęła się epoka PiS i PO – dwóch ugrupowań postsolidarnościowych z ambicją podporządkowania sobie całej sceny politycznej.
W ciągu tych 30 lat było kilka momentów zwrotnych. Pierwszy to rok 1993, gdy weszła w życie ordynacja z progiem 5 proc. Odsiała ona drobniejsze partie, dając premię za konsolidację większym. Kolejnym punktem była ustawa o finansowaniu partii politycznych autorstwa Ludwika Dorna. – Wcześniej jak dochodziło do rozłamu, zamiast jednej biedapartii były dwie biedapartie. Po wejściu ustawy liczba rozłamów w partiach znacząco spadła. Ugrupowania dostały spore pieniądze, tymczasem każdy rozłam powodował, że rozłamowcy musieli zaczynać od zera – podkreśla Antoni Dudek. Ale oprócz takich zmian instytucjonalnych ważne były także personalne. Czyli moment, gdy – jak głosi plotka – Teresa Kamińska przychodzi do Jerzego Buzka i mówi mu, by Lecha Kaczyńskiego mianował na ministra sprawiedliwości. – Kolejny to decyzja w otoczeniu Bronisława Geremka o wycięciu liberałów z kierownictwa UW i wreszcie wizyta Lwa Rywina u Adama Michnika. Takie mikroprocesy są ważne – podkreśla politolog Rafał Matyja. Ich efektem były narodziny PiS i PO oraz rozpad lewicy, co zrobiło obu nowym partiom miejsce na politycznej scenie.
W efekcie tych wszystkich zmian mamy system polityczny, w którym koszt wejścia i konkurencji z istniejącymi podmiotami jest bardzo wysoki, a korzyść polityczna niewielka. Pokazują to próby budowania nowych podmiotów po różnych stronach politycznej sceny, takich jak Ruch Palikota, Polska Jest Najważniejsza, Kukiz’15, Nowoczesna czy obecnie Wiosna. Ostatnie wybory europejskie pokazały jeszcze jedno – że frekwencja będzie coraz wyższa i coraz trudniej będzie przekroczyć wyborczy próg.
Konsolidacja opozycji będzie poważnie rozważanym scenariuszem. Takie głosy słychać zwłaszcza ze strony PO. Kluczowa będzie jednak decyzja PSL. Ludowcy to największa partia w Polsce z najbardziej rozbudowanymi strukturami. Widać, że obecnie w PSL trwa dyskusja między dwoma opcjami. Z jednej strony to dalsze porozumienie z PO – już może nie koalicja, ale blok wyborczy. Z drugiej, to własna droga może z próbą dokooptowania chadeckich polityków z innych ugrupowań. Gra toczy się o to, w jakiej formule opozycja będzie bardziej skuteczna i w jakiej będzie w stanie zawalczyć z PiS. – Bez względu na to, co teraz zrobi PSL, elektoratów jest więcej niż dwa i one się nie sumują – ocenia Rafał Matyja. Jeśli politolog ma rację, konsolidacja opozycji zniechęci część wyborców i zbuduje trwałą przewagę PiS. Jeśli się myli i wyborcy zaakceptują wspólny front, może to być szansa dla opozycji. Na pewno w obu przypadkach mówimy o bilecie w jedną stronę.