Mamy ponad milion weteranów bezpośrednio doświadczonych we współczesnej wojnie z Rosjanami i konflikcie dronowym – powiedział PAP ukraiński wiceminister ds. weteranów Ołeh Szymanski. – Oni chcą dzielić się swoją wiedzą, także w ramach szkoleń żołnierzy NATO – dodał.
Szymanski: Ukraińcy poznali już taktykę Rosjan
– W większości krajów NATO weteranem jest ktoś, kto służył w wojsku. Czyli dołączasz do wojska, służysz, a później stajesz się weteranem. My natomiast uznajemy za weteranów tylko tych, którzy brali udział w bezpośrednich walkach, tych, którzy byli na linii frontu – tłumaczy Szymanski.
Zgodnie z szacunkami Ministerstwa ds. Weteranów takich osób w Ukrainie jest ponad milion. Średni wiek weterana jest w przedziale 36-45 lat.
– Oni naprawdę wiedzą, co to znaczy walczyć z Rosjanami, mają doświadczenie z pola walki, w nowym stylu wojny. Jesteśmy bardzo otwarci na dzielenie się tym doświadczeniem z armiami NATO, rezerwistami w NATO czy europejskim przemysłem zbrojeniowym. Weterani chcą się dzielić swoją wiedzą – zapewnia ukraiński wiceminister.
Szkolenia albo dla całego NATO albo z poszczególnymi krajami
Szymanski widzi przestrzeń do szkoleń wykraczającą poza Centrum Analiz, Szkolenia i Edukacji NATO-Ukraina. Może to odbywać się na poziomie NATO, ale też dwustronnej współpracy z poszczególnymi państwami.
Jego zdaniem wielkie firmy zbrojeniowe mają czasem trudności z adaptacją do współczesnych potrzeb żołnierzy, a na Ukrainie sukces osiągają te przedsiębiorstwa, które ściśle współpracują z oddziałami na froncie. Dotyczy to m.in. przemysłu dronowego.
Według rozmówcy PAP pierwszym zadaniem wobec weteranów jest zazwyczaj „rehabilitacja fizyczna i psychiczna”, która prowadzi do przywrócenia weterana do życia w społeczeństwie i gospodarce. Może to się odbyć przez pomoc przy założeniu firmy czy przekwalifikowanie.
Ukraina chce zadbać o swoich weteranów
– W Europie, gdy mówi się o weteranie, to wyobrażamy sobie raczej starszą osobę. Ale na Ukrainie weterani są dużo młodsi. Mamy ich w wieku 18 czy 25 lat. Oni mają całe życie przed sobą. Dlatego ważne jest, by stworzyć im ścieżkę do pełnego życia po służbie wojskowej i po tym, jak przyczynili się do przetrwania naszego kraju – relacjonuje Szymanski.
– Chcemy, by mieli życie po służbie – zapewnia.
Jak przekonuje wiceminister, sposób, w jaki traktuje się weteranów, ma znaczenie nie tylko dla samej Ukrainy, ale także szerzej dla państw w Europie.
– Jeśli społeczeństwo widzi, że jest życie po służbie wojskowej, to mobilizacja i pobór będą łatwiejsze, ludzie nie będą się tak bardzo bać, co się z nimi później stanie. Myślę także, że będzie to miało wpływ na potencjalną mobilizację lub chęć wstąpienia do wojska w krajach Unii Europejskiej, gdzie liczba chętnych jest na ten moment niska – opowiada.
Opisując strategię rosyjską, Szymanski mówi, że opiera się ona na „zdolności do masowej mobilizacji”. – Mają pieniądze, wydają je, dają premie za podpisanie umów. Wrzucają masowe liczby ludzi do maszynki do mięsa i centymetr po centymetrze zdobywają terytorium. My nie chcemy działać w ten sposób – przekonuje.
Najwięcej spustoszenia sieją rosyjskie drony
Wiceminister podkreśla, że obecnie zdecydowana większość ran odniesionych przez ukraińskich żołnierzy to skutek ataków z użyciem materiałów wybuchowych przenoszonych przez drony. Śladowa jest liczba ran od karabinów, artylerii, czołgów czy pocisków. Na polu leczenia obrażeń od dronów Ukraińcy także są gotowi podzielić się swoimi doświadczeniami.
Szymanski nie ma wątpliwości, że ostatnie naruszenia przestrzeni powietrznej państw NATO przez rosyjskie drony i samoloty „to testy”. – Ponieważ te operacje często nie są konwencjonalną wojną, to łatwo je zignorować, nie traktować jako agresji. Jeśli jednak nie będzie twardej odpowiedzi na takie działania, to one będą kontynuowane w przyszłości – ostrzega.
Odnotowuje przy tym, że Władimir Putin „wysyła na Ukrainę po 600 dronów na jedną noc, co może zdarzać się nawet co kilka dni”. Zgodnie z szacunkami rządu w Kijowie w 2026 roku Rosjanie planują produkować tyle dronów kamikadze, by wysyłać na noc regularnie nawet po tysiąc dronów.
– Łatwo być przygotowanym na atak dronów, jeśli zdarza się raz na jakiś czas. My nauczyliśmy się trudnym doświadczeniem, że nie można strzelać do dronów, które kosztują 100 tys. dol., pociskiem wartym 500 tys. do 1 mln dol. Także dlatego, że produkcja takich pocisków trwa za długo. Dlatego uczymy się m.in., jak zestrzeliwać tańszymi dronami przechwytującymi – mówił wiceminister.
Mateusz Obremski (PAP)