Chińczycy postanowili najwyraźniej wziąć przykład z Rosjan i przy pomocy nowej broni przygotowują się do przejęcia kontroli nad częścią mórz. Dowodem są niedawno ujawnione zdjęcia.

Chińczycy pokazali zaskakującą broń

Fotografie przebudowanego statku handlowego Zhongda 79 pojawiły się najpierw w chińskich mediach społecznościowych. Widać na nich niby zwyczajny kontenerowiec, jednak oczy specjalistów wychwyciły na nim niespotykane elementy. Większość poukładanych na pokładzie kontenerów nie służy bowiem do przewozu towarów, ale zamieniona została w wyrzutnie rakiet pionowego startu. Naliczono ich około 60. Oprócz rakiet, na pokładzie widoczny jest też system artyleryjski do niszczenia pocisków przeciwokrętowych i samolotów na krótkim dystansie, a także radar AESA i anteny, najpewniej służące do walki elektronicznej.

Analizujący fotografie komandor ppor. rez. Sebastian Kalitowski, dostrzegł też siedmiolufowe działo Gatlinga, potrafiące wystrzelić w ciągu minuty do 10 tys. pocisków. Tego typu uzbrojenie idealnie nadaje się do niszczenia nadlatujących pocisków manewrujących, dronów i nisko lecących samolotów. Widoczne są też wyrzutnie wabików. W ocenie specjalisty, próba przerobienia statku handlowego na najeżoną bronią platformę pływającą to nowość, ale tylko dla Europejczyków.

- To podwójne zastosowanie, które teraz staje się tak modne w Europie Zachodniej, w tych krajach, które patrzyły strategicznie, jak Rosja, czy Chiny, było już od dawna. Popatrzmy, że jeśli teraz mielibyśmy budować nowy niszczyciel rakietowy, to byłby to koszt rzędu 2 mld dolarów, plus uzbrojenie, sensory. A jeżeli przekształcamy kontenerowiec, to koszt bazowy może zejść do 100-150 mln dolarów. I można zrobić to bardzo szybko. Jeżeli ktoś szykuje się do wojny, to byłoby totalnym absurdem nie wykorzystać tej floty handlowej – mówi DGP Sebastian Kalitowski, prezes Maritime Safety & Security.

Tysiące statków do przeróbki na broń

A kto jak kto, ale Chińczycy mają co przerabiać. Szacuje się, że po morzach świata pływa około 5 tys. statków należących do chińskich armatorów. I choć duża ich część na co dzień przemierza oceany pod banderami innych państw, to w chwili zagrożenia z powodzeniem mogą być przerobione na pływające platformy bojowe.

Jednak to nie Chińczycy zrobili pierwszy krok na drodze do podobnego maskowania uzbrojenia. Już w 2010 r. Rosjanie pochwalili się własną wyrzutnią podobnego typu, przerabiając kontener na wyrzutnię pocisków Kalibr. Tych samych, które obecnie niszczą ukraińskie miasta. Dwanaście lat później to samo zrobili Chińczycy, pokazując światu własny system CSDCS (Containerized Sea Defense Combat System). Zaprezentowana na zdjęciach jednostka zauważona została w okolicach stoczni w Szanghaju. - To, czy taki statek handlowy wyposażony w broń jest prawdziwy, to jest jeden z wątków. Drugi jest taki, że to jednak będzie funkcjonowało, bo to się opłaca – mówi Sebastian Kalitowski.

Wagnerowcy wkroczyli na statki

Rosjanie pójść mieli jednak o krok dalej. Znani z wykorzystywania swej floty cieni do omijania zachodnich sankcji, postanowili przypilnować, aby więcej zachodnie służby przybrzeżne tak ochoczo nie dokonywały abordażu podejrzanych statków. Jak donosi Europaidanpress, na ich pokład wysłano nie kogo innego, ale znanych również z Ukrainy – wagnerowców.

Doniesienia o pojawieniu się na pokładach jednostek handlowych umundurowanych osób potwierdzili duńscy piloci, obserwujący rosyjskie jednostki podczas przechodzenia przez cieśniny. Czy to oznacza, że Rosjanie szykują się, by siłą, używając prywatnych firm wojskowych, odeprzeć przyszłe próby wejścia na pokłady jednostek, podejrzewanych o zrywanie kabli, albo wypuszczanie szpiegowskich dronów? Niekoniecznie.

- Wcześniej duńscy piloci informowali, że na pokładach są osoby w mundurach. Dla mnie jest to pewnego rodzaju prowokacja, mająca spowodować niepokój. Bo jeżeli na statku pojawia się osoba umundurowana, to sugeruje, że są tam żołnierze. Ale podstawowe pytanie jest takie, czy gdyby na statkach znajdowali się ludzie ze służb, to istniałaby potrzeba ich pokazywania? No nie. Funkcjonowaliby jako normalni marynarze i wykonywali swoje zadania. A tu chodziło o to, aby pokazać, że jest to dodatkowy czynnik, mający budzić zaniepokojenie – ocenia pojawienie się wagnerowców na statkach floty cieni Sebastian Kalitowski.

Wcześniej zdarzały się już przypadki zauważenia na rosyjskich, rzekomo cywilnych statkach, osób z bronią. Jednostki te należały jednak do GUGI, czyli Głównego Zarządu Badań Głębinowych Ministerstwa Obrony Rosji.