Ewentualnemu uwolnieniu Poczobuta sprzyja ogólny klimat geopolityczny i zaawansowane rozmowy Łukaszenki z ludźmi Donalda Trumpa, których efektem był wrześniowy akt łaski. Nie oznacza to jednak, że oswobodzenie jednego z liderów polskiej mniejszości jest pewne.
Dwa sygnały reżim wysłał 23 września. Tego dnia na łamach propagandowej „Minskiej praudy” opublikowano artykuł przekonujący, że „Mińsk ogólnie rzecz biorąc chce obniżenia temperatury konfliktu z Polską”. Jego autor Andrej Łazutkin to politolog i niespełniony pisarz, który sam przedstawił się na stronie Białoruskiego Pen Clubu jako człowiek „amoralny, interesowny”, który „od siódmego roku życia marzył o pracy w prokuraturze”. „Rozwiązanie sprawy Poczobuta powinno towarzyszyć innym przedsięwzięciom normalizującym relacje polsko-białoruskie. Na razie należy powiedzieć, że nasze stosunki znajdują się w najniższym punkcie, ale rezygnacja Poczobuta i Związku Polaków z konfrontacji, zasygnalizowany za pośrednictwem Borys, można uznać za dobry sygnał”.
Pretekstem do publikacji komentarza Łazutkina było widzenie z Poczobutem, do którego dopuszczono Andżelikę Borys, nieuznawaną przez reżim szefową polskiej organizacji. Zgoda na spotkanie, na jakie nie dopuszcza się nawet żony, Oksany Poczobut, to drugi sygnał. Działaczka polskiej mniejszości powiadomiła na Facebooku, że Poczobut „przekazał również, że Związek Polaków na Białorusi nie jest od konfrontacji, tylko od zachowania i dbania o polskość”, a ona sama napisała „prośbę do Prezydenta Białorusi o uwolnienie naszego kolegi”.
Borys odwiedza Poczobuta i prosi Łukaszenkę
Samo widzenie nie oznacza jeszcze rychłego ułaskawienia; Borys dopuszczono do Poczobuta także przed rokiem. Dziennikarz miał jej wtedy powiedzieć, że w razie uwolnienia zgodziłby się na opuszczenie Białorusi. Wcześniej wykluczał taką możliwość, co reżim przedstawiał jako argument uniemożliwiający amnestię. Dobrze, że Poczobut wytrącił im go z rąk, niezależnie od tego, że bałamutny to argument, bo wielu ostatnio wypuszczanych opozycjonistów na Litwę wywieziono siłą, a jeden z nich, Mikałaj Statkiewicz, 11 września uciekł z autobusu na przejściu granicznym, wrócił na Białoruś i od tej pory ślad po nim zaginął.
Łazutkin pisze, że „obie strony powinny zachować twarz i rozwiązać spór tak, aby uwolnienie Poczobuta (jeśli będzie) nie wyglądało jak rezultat presji i jednostronnego polskiego «zwycięstwa»”. I sugeruje, że można by taki gest przedstawić jako element wzajemnych ustępstw w imię zachowania dobrych relacji z Chinami. Po polskiej stronie za przykład takiego ustępstwa posłużyłoby czwartkowe ponowne otwarcie przejść granicznych z Białorusią. Warszawa korzystała z pomocy Chin już wcześniej, ograniczając organizowaną przez Mińsk i Moskwę falę migrantów. Jak usłyszałem w MSZ, tym razem może być poruszana także kwestia Poczobuta. Warszawa już wcześniej szukała wsparcia w krajach, które mają przełożenie na Łukaszenkę.
Wsparcie z Chin i Kazachstanu
Sama Andżelika Borys wyszła m.in. dzięki pośrednictwu Kazachstanu, a nieogłoszonym wprost warunkiem jej uwolnienia było zdystansowanie się od komentarzy natury politycznej i skupienie na polskiej działalności oświatowej, bo „ZPB nie jest od konfrontacji”. W Stanach Zjednoczonych o Poczobucie rozmawiali prezydent Karol Nawrocki i szef MSZ Radosław Sikorski, a ten pierwszy poruszył ten temat także na spotkaniu z papieżem Leonem XIV. Spotkania Nawrockiego i Sikorskiego z szefem MSZ ChRL Wang Yi także posłużyły jako element dialogu z Białorusią; tuż po powrocie Wanga do Pekinu w drugą stronę, tyle że do Mińska, ruszył Li Xi, ważny członek politbiura Komunistycznej Partii Chin. A gdy do ChRL powrócił Li, ambasador Jakub Kumoch spotkał się z wiceszefową dyplomacji Hua Chunying, po czym podziękował jej „za wsparcie Chin w ważnej dla nas sprawie”.
Ogólnie rzecz biorąc, trend jest wręcz obiecujący. Nie oznacza to jednak, że nic złego nie może się już wydarzyć. Jak pisaliśmy, reżim kilka razy wycofywał się w ostatniej chwili z zapowiedzi uwolnienia Poczobuta. Dziennikarz i działacz stał się dla Polaków naczelnym symbolem represji i jako taki jest równie cenny, jak najważniejsze atuty w rodzaju wciąż więzionego Wiktara Babaryki. Warszawa oferowała m.in. formę legitymizacji reżimu w postaci spotkania na poziomie ministrów spraw zagranicznych, czyli – odwołując się do Łazutkina – „innego przedsięwzięcia normalizującego”. Związany z reżimem Juryj Waskrasienski sugerował w książce, że torpedowanie dialogu z Warszawą to efekt działań frakcji rosyjskiej. Wygląda to jak obsadzanie ról dobrych i złych policjantów, ale i teraz można odnieść wrażenie, że jednym gestom zachęcającym do dezeskalacji towarzyszą inne, jednoznacznie wrogie. Ostatnim ich przykładem był szereg antypolskich wypowiedzi z okazji rocznicy radzieckiej agresji 17 września.