Prowadzona przez Rosję wojna hybrydowa z Zachodem nie koncentruje się już tylko na państwach flanki wschodniej NATO, a celem rosyjskich służb coraz częściej stają się państwa zachodnie. Po sparaliżowaniu niemieckich lotnisk i atakach cybernetycznych, Berlin powiedział „dość”.
Niemcy odpowiedzą na ataki Rosjan
Nasz zachodni sąsiad chce zyskać narzędzia, pozwalające mu aktywnie odpowiedzieć na wszelkie ataki z zewnątrz. Do informacji o pracach nad zmianą przepisów dotarli dziennikarze WDR, NDR i Süddeutsche Zeitung, a dotyczyć mają one rozszerzenia uprawnień, jakie posiada Federalna Służba Wywiadowcza (BND). W myśl planów Urzędu Kanclerskiego, niemiecki wywiad dostać ma możliwość przeprowadzania akcji sabotażowych i cyberataków, jeśli ich celem byłoby osłabienie sił przeciwnika, lub unieszkodliwienie systemów uzbrojenia.
W nowych, rewolucyjnych wręcz przepisach, uwzględniono pewne bezpieczniki, mające uniemożliwić służbom zbyt częste korzystanie z niezwykłych uprawnień. BND mogłaby prowadzić swe operacje sabotażowe dopiero po otrzymaniu zgody Razy Bezpieczeństwa Narodowego, gdy ta ogłosiłaby stan „szczególnej sytuacji wywiadowczej”.
Na tym jednak nie kończą się nowe uprawnienia niemieckiego wywiadu. Miałby on też większą swobodę pozyskiwania informacji i zakładania podsłuchów, a od producentów samochodów i warsztatów mógłby zażądać wydania danych o pojazdach. Dotyczyłoby to chociażby informacji o trasach przejazdu. Prawodawcy chcą też, by BND mogło stosować oprogramowania pozwalające na rozpoznawanie twarzy i zakładać podsłuchy w mieszkaniach.
Polska na razie tylko się broni
Niemiecki rząd oficjalnie nie potwierdził prac nad nowymi przepisami, ale jak przyznał dziennikarzom Sebastian Hille, zastępca rzecznika rządu, „w umowie koalicyjnej zapisano, iż prawo dotyczące służb wywiadowczych ma zostać kompleksowo zreformowane”. Sygnały o tym, że coś jest na rzeczy, padły także z ust samego kanclerza Fredricha Merza. Podczas serii pytań od posłów, przyznał on, że „badane są możliwości nie tylko identyfikacji źródeł ataków, ale także ich zakłócenia”. Powiedział również, iż na razie rząd nie ma narzędzi, do skutecznego przeciwdziałania atakom.
Przymiarki niemieckiego rządu do tego, by od odpierania rosyjskich ataków przejść do odpowiadania na nie, nie dziwią majora Roberta Chedy, byłego pracownika Agencji Wywiadu. Przyznaje on, iż Polska również nie posiada uregulowań prawnych, pozwalających na prowadzenie w czasie pokoju ofensywnych operacji, nawet jeśli sami stajemy się ofiarą ataków. Idący z Berlina przykład jest w jego ocenie godny naśladowania.
- Powinniśmy robić coś podobnego, ale to jest wołanie na puszczy. Jednak do takiego działania trzeba stworzyć ramy prawne. To ma też takie znaczenie, aby ludzi wykonujących tego typu zadania chroniła konwencja międzynarodowa, traktująca jako żołnierzy – mówi DGP Robert Cheda.
Zwraca on także uwagę, że w naszych warunkach prowadzenie jakichkolwiek operacji ofensywnych, nawet w cyberprzestrzeni, nie jest takie proste. Monopol na cybernetyczną obroną mają w Polsce Wojska Obrony Cyberprzestrzeni, a te już nie mogą działać samodzielnie.
- Państwo powinno móc odpowiedzieć atakiem na atak, ale nas też bardzo krępuje strategia obronna NATO. Na każdym kroku, nawet podczas planowania działań, zawsze trzeba oglądać się na Sojusz – zauważa Robert Cheda.