Podobnie jak wcześniej Zielony Ład, teraz to „deregulacja” jest terminem odmienianym w Brukseli i Strasburgu przez wszystkie przypadki. Ostatnią odsłoną uproszczeniowej ofensywy Komisji Europejskiej (KE) miało być przyjęcie przez Parlament Europejski (PE) przepisów, które – zdaniem ich autorów – zredukują liczbę biurokratycznych obciążeń nakładanych na przedsiębiorstwa, wzmacniając w ten sposób konkurencyjność unijnej gospodarki. A miało to nastąpić dzięki nowelizacjom dwóch dyrektyw: CSRD określającej zasady sprawozdawczości w zakresie zrównoważonego rozwoju oraz CS3D ws. należytej staranności w zakresie zrównoważonego rozwoju.
Rada UE oraz europosłowie z Europejskiej Partii Ludowej (EPL) poszli w swoich ambicjach jeszcze dalej niż komisarze i do pierwotnej propozycji KE wpisali poprawki, na mocy których dyrektywy CSRD i CS3D objęłyby wyłącznie duże przedsiębiorstwa.
Według projektu EPL sprawozdania dotyczące oddziaływania społecznego i na środowisko powinny sporządzać wyłącznie firmy zatrudniające średnio ponad 1750 pracowników i osiągające roczny obrót netto powyżej 450 mln euro (w wersji KE było to zaledwie 50 mln euro). Z kolei wymogi dotyczące należytej staranności miałyby zastosowanie tylko w przypadku firm z co najmniej 5 tys. pracowników i rocznym obrotem netto w wysokości minimum 1,5 mld euro.
Deregulacja kością niezgody w Europarlamencie
Europejscy chadecy zamierzali przeforsować te zmiany przy współudziale pozostałych członków nieformalnej centrowej koalicji tworzącej w PE kordon sanitarny wokół skrajnej prawicy. Mowa o Postępowym Sojuszu Socjalistów i Demokratów (S&D), grupie Odnówmy Europę (Renew) oraz Zielonych – Wolnym Sojuszu Europejskim (Greens/EFA). Rozmowy mające wyłonić jednolite stanowisko czterech frakcji zakończyły się fiaskiem i propozycja w wersji EPL nie uzyskała wystarczającego poparcia podczas głosowania, które odbyło się 22 października.
Sytuacja powtórzyła się 13 listopada – z tą różnicą, że tym razem ugrupowanie Manfreda Webera postawiło na swoim dzięki głosom Europejskich Konserwatystów i Reformatorów oraz poparciu wysuniętych daleko bardziej na prawo Patriotów dla Europy (PfE) i Europy Suwerennych Narodów (ESN). Choć kilkunastu europosłów S&D i Renew wyłamało się i zagłosowało „za”, przeważająca część dokonała wyboru nie po myśli chadeków.
Przedstawiciele centrolewicy argumentowali ten ruch, podając dwie główne przyczyny. Pierwsza dotyczyła obaw o to, że deregulacyjny pęd pójdzie za daleko i zniweczy unijne wysiłki na rzecz ochrony klimatu, zwłaszcza że Zielony Ład był jednym z filarów unijnej polityki w trakcie pierwszej kadencji Ursuli von der Leyen w fotelu szefowej KE. Drugi zarzut dotyczył samych negocjacji przed listopadowym posiedzeniem PE, a właściwie braku chęci współpracy, bo chadecy mieli tygodniami unikać spotkań z politykami S&D, Renew i Zielonych, którzy podobno byli gotowi pójść na kompromis.
– Alians EPL ze skrajną prawicą jedynie pogłębi niestabilność w Europie – oceniła w rozmowie z Politico europosłanka Greens/EFA Kira Marie Peter-Hansen. – Każde takie głosowanie osłabia pozycję Ursuli von der Leyen – wtórowała jej partyjna koleżanka Terry Reintke, przypominając, że to właśnie głosy centrowej koalicji ukonstytuowały obecny skład KE.
– Kwestia podniesienia konkurencyjności europejskich, w tym również polskich przedsiębiorców, jest jednym z priorytetów Europejskiej Partii Ludowej. Nie mieliśmy wątpliwości, że uproszczenia i większa elastyczność w prowadzeniu działalności gospodarczej są pilną koniecznością. I nie ma znaczenia, z kim takie dobre i potrzebne prawo się wprowadza – mówi DGP Krzysztof Hetman, europoseł Polskiego Stronnictwa Ludowego będącego członkiem EPL.
Polityczny romans ze skrajną prawicą? Chadecy zaprzeczają
PfE potraktowali ubiegłotygodniowe głosowanie jako swój wielki, historyczny sukces i sygnał wysłany w stronę mainstreamowych partii, że z radykalną prawicą również w Europarlamencie należy się liczyć. Jak zauważa Politico, dotychczas skrajnie prawicowe formacje nie angażowały się nadmiernie w kształtowanie unijnej polityki, wykorzystując Brukselę i Strasburg raczej jako środek budowania rozpoznawalności w kraju. Przełom nastąpił po wyborach do PE w 2024 r. – w opinii anonimowego urzędnika UE, z którym rozmawiało Politico, „skrajna prawica staje się coraz mądrzejsza politycznie i nauczyła się, jak wykorzystywać reguły europejskiej gry na swoją korzyść”.
Tomasz Buczek, europoseł Konfederacji wchodzącej w skład PfE, informuje nas, że w sprawie pakietu Omnibus I między frakcjami toczyły się zarówno oficjalne, jak i nieformalne rozmowy. – Mogę potwierdzić, że jeden z polskich posłów EPL kontaktował się z nami nawet przed ostatecznym głosowaniem na posiedzeniu plenarnym – zdradza polityk.
– Wolelibyśmy oczywiście znieść wszelkie wymogi związane z nakładaniem na firmy absurdalnych obciążeń, ale realnie możliwe było jedynie ich złagodzenie. Dzięki naszej aktywności udało się uwolnić ogromną liczbę przedsiębiorstw od uciążliwych biurokratycznych obowiązków. Fakt, że lewicowe frakcje w PE były tym razem w mniejszości, jest dobrym sygnałem na przyszłość. Gdyby taka tendencja utrzymała się w ważnych dla europejskiej gospodarki tematach, niewątpliwie poszerzyłoby się pole do współpracy z posłami, którym zależy na zachowaniu europejskich miejsc pracy – mówi europoseł.
Zastrzega jednak, że jedna jaskółka nie oznacza jeszcze brukselskiej wiosny i na dziś nie ma mowy o trwałej koalicji między EPL a PfE. Chadecy, będąc głównym politycznym zapleczem Ursuli von der Leyen, nie mogą jawnie kontestować inicjatyw wysuwanych przez KE, dlatego taktyką Patriotów jest zgłaszanie wniosków o tajne głosowanie nad kluczowymi poprawkami.
– Dzięki temu uwalniamy posłów europejskiej centrolewicy od kagańca partyjnej cenzury. Oczywiście powoduje to niemałe zakłopotanie w gabinetach KE. Mówiąc wprost, dajemy przedstawicielom EPL szansę złagodzenia fatalnych przepisów, które sami uchwalili w poprzedniej kadencji PE – tłumaczy polski eurodeputowany.
– Co do przyszłości wszystko jest możliwe, ale pracujemy zawsze nad konkretnymi zapisami i decyzje o poparciu takiego czy innego kompromisu zapadają dosłownie na kilkadziesiąt minut przed głosowaniem. Nie wykluczamy współpracy z posłami, którzy chcą naprawiać swoje błędy z przeszłości – podsumowuje Buczek.
Liderzy EPL kategorycznie odrzucają spekulacje o rzekomym sojuszu zawartym z PfE czy ESN, podkreślając, że wciąż chcą współpracować z proeuropejskimi siłami. W wywiadzie udzielonym przed kilkoma miesiącami portalowi Euronews Weber przestrzegał nawet przed zbliżającą się do Europy autorytarną falą, dodając, że skrajna prawica zagraża jedności UE i wartościom demokratycznym.
– Nie, absolutnie nie przewiduję zbliżenia EPL ze skrajną prawicą w Parlamencie Europejskim. Jednocześnie cieszę się, że w tej kluczowej sprawie udało się stworzyć większość i przegłosować rozwiązania, których oczekują europejskie i polskie firmy. Zresztą nie tylko w tej, bo wcześniej potrafiliśmy to zrobić, gdy na agendzie znalazły się choćby uproszczenia dla rolnictwa, co świadczy o naszej skuteczności jako ugrupowania centrowego – zaznacza Hetman. ©℗