Czy Wojskowa Izba Lekarska brała udział w tworzeniu Wojsk Medycznych?

Ppłk. lek. Artur Płachta, prezes Wojskowej Rady Lekarskiej, specjalista położnictwa i ginekologii oraz organizacji ochrony zdrowia wojsk: Jesteśmy samorządem zawodowym, a nie wojskiem, więc nikt nie miał obowiązku z nami dyskutować. Jednak jako że zrzeszamy 4,2 tys. lekarzy wojskowych, w tym ok. 850 w mundurach, moglibyśmy służyć radą. Zwłaszcza że w Izbie znajdzie się zespół, który na temat wojskowej służby zdrowia wie wszystko – przecież jej członkami są wszyscy komendanci szpitali polowych, wszyscy byli szefowie służb, szefowie planowania ze Sztabu Generalnego, dwóch byłych dyrektorów Departamentu Służby Zdrowia, itp.

W Wojskowej Izbie Lekarskiej są najlepsi eksperci medycyny pola walki

A jednak nie skorzystano z waszej ekspertyzy?

Nie, i to nas dziwi i martwi, bo propozycję doradztwa złożyliśmy oficjalnie zaraz po zmianie rządu. Byliśmy na rozmowach, ale do tej pory nikt nie zwrócił się do nas z żadną propozycją poza tym, że dyrektor Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia czasami omawia z nami różne tematy, ale bardziej na zasadach koleżeńskich niż oficjalnych, bo jest WAM-owcem (absolwentem Wojskowej Akademii Medycznej, WAM) i naszym kolegą z armii. Oczywiście pomysł utworzenia Wojsk Medycznych nie był dla nas nowością, mówił o tym od dawna choćby szef Wojskowego Instytutu Medycznego gen. prof. Grzegorz Gielerak.

Co samorząd podpowiedziałby MON?

Choćby to, że wojsko powinno być rządzone przez wojsko. Konstrukcja, którą zaproponowano, taką nadzieję daje – na jej czele stanął płk. Mariusz Kiszka, aktywny działacz Izby. Jest jednak pewien niuans – dowódcę Wojsk Medycznych wyznacza minister, nie ma na to ustawy, w związku z czym zawsze można zmienić zdanie i go odwołać. Gdyby była ustawa mówiąca o powstaniu odrębnych wojsk medycznych, bilibyśmy brawo. Na razie się przyglądamy i mamy nadzieję.

Czy ta formacja ma szansę odnieść sukces, łącznie z planem wcielenia medyków cywilnych do Legionu Cywilnego?

Dla mnie to na razie pomysły, a droga od pomysłu do realizacji jest bardzo długa. Łatwo jest coś ogłosić, ale żeby to miało sens, potrzeba ludzi. Najprościej zorganizować sztab i powiedzieć, że wszystko gra, ale czym ten sztab będzie zarządzał? Skąd wziąć chętnych, skoro o miejsca na studiach wojskowych ludzie wcale się nie biją? Potrzebujemy ludzi, którzy idą do wojska z oddaniem, nie zostają żołnierzami dla pieniędzy, stałego zatrudnienia czy splendoru. To coś trzeba w sobie mieć. Sam jestem emerytem wojskowym od 15 lat, ale cały czas czuję się żołnierzem.

Lekarz wojskowy jest przede wszystkim żołnierzem

Właśnie to różni lekarza wojskowego od cywilnego?

Lekarz wojskowy przede wszystkim jest oficerem, przed nazwiskiem stopień wojskowy podaje przed lekarskim tytułem, co znaczy, że jest lekarzem od żołnierzy. Z założenia lekarze wojskowi powinni pracować tylko dla wojska. To, że wielu z nich popołudniami przyjmuje w swoich gabinetach, nie jest normą, armie zachodnie z reguły nie przewidują takich rozwiązań. W Polsce wynika to z uwarunkowań finansowych, ale też zmian w samych leczniczych placówkach wojskowych. Na Zachodzie lekarz wojskowy ma tak wysoką pensję, że nie musi dorabiać, bądź dotyczą go przepisy, które tego zabraniają. W Polsce o problemie wynagrodzeń mówi się od dawna. Doświadczeni wojskowi lekarze specjaliści zarabiają często mniej niż cywile, nawet rezydenci, ponieważ ich wynagrodzenie wynika z przepisów MON, które przewidują sztywną stawkę, a cywil może pensję negocjować. Ale lekarza wojskowego od cywilnego różni przede wszystkim to, że gdy słyszy rozkaz, to się pakuje i nie zadaje pytań.

Jeżeli przyjąć, że wszyscy byli lekarze wojskowi myślą tak, jak Pan, to mamy do dyspozycji 4,2 tys. medyków, w tym ok. 850 w służbie. Nie za mało?

Oczywiście, że za mało - jak widać większą część stanowią nieaktywni wojskowo lekarze. Obecna sytuacja wymusza pytania o wojskową służbę zdrowia, ale przez wiele lat po likwidacji Wojskowej Akademii Medycznej na początku lat 2000 nikt prócz nas nie zastanawiał się, czy to dobrze, a jeśli już, to na pewno nic w tej kwestii nie zmieniono. Dopiero teraz ludzie sobie przypomnieli, że nie tak łatwo wysłać żołnierza na front, nie dając mu gwarancji, że jak coś mu się stanie, to ktoś mu pomoże. Proszę powiedzieć żołnierzowi, że jak go trafi kula, to nikt go nie ewakuuje i nie udzieli mu pomocy. Jaką będzie miał motywację, żeby walczyć? Ale w wojsku brakuje nie tylko lekarzy, ale pozostałego personelu medycznego – sanitariuszy, ratowników, pielęgniarek. Zaniedbano całą wojskową służbę zdrowia. Kolegium Wojskowo-Lekarskie przy Uniwersytecie Medycznym (UM) w Łodzi kształci wyłącznie lekarzy. Pozostały personel uczy się w Wojskowym Centrum Kształcenia Medycznego (WCKMed), i to bardzo dobrze, że mamy taką instytucję na światowym poziomie, ale chcemy więcej.

Trzeba reaktywować Wojskową Akademię Medyczną

Co trzeba by zrobić, żeby skompletować i wykształcić kompletną wojskową służbę zdrowia?

Naszym zdaniem reaktywować WAM, o czym zresztą mówimy od dawna. Zeszłoroczna zapowiedź reaktywacji uczelni ze strony MON dała nam nadzieję, ale teraz okazuje się, że Wojska Medyczne będą miały siedzibę w Krakowie. Fakt, że dotyczy to wyłącznie struktury sztabowej, w niczym nie zmniejsza potrzeb z Łodzi, bo nadal uważamy, że najlepszym miejscem kształcenia wojskowych medyków byłby łódzki WCKMed. WAM można by odtwarzać na jego bazie, bo uczelni wojskowej nie da się zbudować w jeden sezon – to zadanie na kilkanaście lat. Niemniej w WCKMed studenci mogliby mieć wszystko, co związane z wojskiem, a więc przysięgę, unitarkę, poligony, a stąd tylko dojeżdżać na zajęcia medyczne do UM w Łodzi. Taki nowy WAM mógłby mieć wszystkie wydziały, a przynajmniej kształcić wielokierunkowo dla potrzeb wojska wszystkie struktury – sanitariuszy, ratowników i pielęgniarki. Dopiero wówczas wizja wielkich Wojsk Medycznych ma sens. Profesorowie uniwersytetów cywilnych, którzy przekonują, że wojskowych medyków mogą kształcić u siebie, nie mają pojęcia, co to znaczy wyszkolić żołnierza.

A co znaczy wyszkolić żołnierza?

Żołnierz, kolega z wojska, to nie pusty slogan. Kolegów z wojska ma się po to, żeby zawsze na nich polegać, mieć do nich szacunek i zaufanie. A żeby zdobyć szacunek i zaufanie, trzeba stworzyć wojskowy zespół, w którym jeden zależy od drugiego. Tego się nie da nauczyć z książki ani na cywilnej uczelni, bo trzeba po prostu być razem, wszystko robić razem i razem być rozliczanym. Jeżeli ktoś do zespołu nie pasuje, to go w nim nie ma. Nikt nie będzie szedł do walki, jeśli wie, że kumpel mu nie pomoże. Tylko żołnierz to zrozumie. Jeżeli lekarzom cywilnym powie się, że mają założyć mundur, bo jest mobilizacja, to idę o zakład, że spora grupa od razu ucieknie za granicę, co ostatnio miało miejsce na Ukrainie. Bo skąd u nas tylu lekarzy ukraińskich? To nie są same dziewczyny. Uciekło stamtąd bardzo wielu młodych lekarzy. Na posiedzeniu wyjazdowym Naczelnej Izby Lekarskiej w Toruniu, gdy tworzono ustawę o obronie ojczyzny, wygłosiłem niepopularne zdanie, że dla mnie, Płachty Artura, prezesa izby wojskowej, starego lekarza wojskowego, cywilny lekarz, który uciekł z kraju objętego wojną, jest zwykłym zdrajcą, jeśli spełnił określone dla mobilizacji rygory. W sytuacji Ukrainy nie powinno się im dawać naszego prawa wykonywania zawodu, ale wsadzić w samochód, odwieźć na granicę i zakazać kiedykolwiek tę granicę przekroczyć, bo tam zostawił swoich ludzi - rodaków: rodziny i cywilów, którzy mogą zginąć. Bo kto głównie ginie na wojnie? Żołnierze? Owszem, ale gdzie latają drony? Ilu na wojnie Ukrainy z Rosją zginęło żołnierzy, a ilu dziennie z powodu nalotów ginie, bądź jest rannych, cywilów? I kto ma ich leczyć? Przecież nie lekarz wojskowy, który jest z żołnierzami na froncie. Dlatego ważne jest, by cywilni lekarze zostali w kraju.

Likwidacja WAM spowodowała wyrwę pokoleniową wśród lekarzy wojskowych

Czy likwidacja WAM spowodowała duże braki kadrowe?

WAM-u nie ma 23 lata i powstała ogromna dziura pokoleniowa, bo starzy WAM-owcy dawno już z wojska odeszli, a nowi nie mieli od kogo się uczyć, bo często trafiali do miejsc pracy, w których nie było żadnego starszego kolegi. Ta przerwa wciąż trwa, choć na szczęście jest nas coraz więcej. Kolegium Wojskowo-Lekarskie dzieli dziekana z Wydziałem Lekarskim Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Kiedyś był to samodzielny wydział, którego ostatnim dziekanem był prof. Jurek Olszewski. Nam, jako środowisku starych WAM-owców, w odtworzeniu WAM-u chodzi o to, by żołnierze w mundurach, za których studia płaci MON, mieli jednego „dowódcę”. W tej chwili we wrocławskiej Akademii Wojsk Lądowych dostają kolejne stopnie, mają przysięgę i promocję, są studentami cywilnego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, a mieszkają, uczą się i mają zajęcia wojskowe w WCKMed. Nasza propozycja do ustawy o obronie ojczyzny zakładała przywrócenie szefostwa Wojskowej Służby Zdrowia, które zostało zlikwidowane za poprzednich rządów. Wówczas dowódca był jeden, dziś odpowiedzialność za wojskową służbę zdrowia jest rozproszona, choć de facto najważniejszy jest Departament Wojskowej Służby Zdrowia w MON. Są też samodzielni dyrektorzy wojskowych instytutów, którzy również mają swoje zdanie. To wszystko powinno się uporządkować, odtworzyć jeden Sztab i oczywiście WAM. Zwłaszcza w czasach tak niepewnych, jak dzisiejsze.