– PiS pada ofiarą swoich zmian w sądach. W kwestii partyjnych pieniędzy chyba będą musieli wypić piwo, które sobie sami nawarzyli – mówi DGP Arkadiusz Myrcha, wiceminister sprawiedliwości, poseł Platformy Obywatelskiej.
Zakończyła się kadencja trojga sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Dlaczego Koalicja Obywatelska nie zgłosiła swoich kandydatów na te wakaty?
ikona lupy />
Arkadiusz Myrcha, wiceminister sprawiedliwości, 
poseł Platformy Obywatelskiej / Materiały prasowe / fot. Wojtek Górski

Jesteśmy w tej sprawie konsekwentni. W marcu Sejm podjął uchwałę, w której wskazał wiele wad prawnych obecnego TK, w tym także kwestię powołania sędziów TK. Ta zaś została oceniona przez sam trybunał w latach 2015 i 2016 (mowa o wyroku TK z 3 grudnia 2015 r., podważającym podstawę prawną powołania przez Sejm części sędziów TK, a także o wyroku TK z 9 marca 2016 r., który uznał nowelizację ustawy o TK autorstwa posłów Prawa i Sprawiedliwości za niezgodną z konstytucją RP – red.). Sejm stwierdził również, że w obecnym kształcie TK nie spełnia swojej konstytucyjnej misji. Powoływanie nowych sędziów byłoby więc bezcelowe, bo w żadnym stopniu nie naprawiałoby tej sytuacji.

Część polityków koalicji rządzącej, z którymi rozmawiałem, sceptycznie patrzy na tę decyzję. Pojawiały się głosy, że warto byłoby powołać trzech nowych sędziów chociażby po to, aby na bieżąco monitorowali, jak wygląda praca wewnątrz trybunału.

Nie znam tych głosów i z nimi się nie spotkałem. Cała koalicja jednoznacznie ocenia sytuację w TK. Misją sędziów nie powinno być bowiem kontrolowanie pracy innych sędziów, tylko analizowanie uchwalonego prawa i ocenianie go pod kątem zgodności z konstytucją. Nawet gdybyśmy wysłali do TK trzech najwybitniejszych polskich prawników, to nie mieliby oni gwarancji, że mogliby wykonywać swoją pracę. Byłoby to więc absolutnie bezcelowe.

Krytycznie na brak obsadzania wakatów przez Sejm patrzy chociażby prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. Jak podkreślał w rozmowie z DGP, organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Nie ma przepisu prawnego, który pozwoliłby Sejmowi na brak wyłonienia nowych sędziów do TK.

Aby Sejm wyłonił nowych sędziów, potrzebni są kandydaci. Z tego, co wiem, żaden kandydat nie został zgłoszony.

Bo ich państwo nie zgłosili. Z tego też powodu pojawił się drugi, dodatkowy termin zgłoszeń. Prawo i Sprawiedliwość zapowiada, że tym razem zgłosi swoich kandydatów.

Jeśli pojawią się zgłoszenia, parlament najpewniej się nad nimi pochyli i wyrazi wówczas swoje zdanie w głosowaniu. Więcej szczegółów pewnie w tej sprawie będzie mogła przekazać Kancelaria Sejmu.

Panu ta sytuacja się podoba? W piątek minie rok od zaprzysiężenia nowego rządu, a wciąż jesteśmy w jakimś praworządnościowym dołku. Istnienie TK zapewnia konstytucja, de facto jego rola została całkowicie zmarginalizowana.

To skutek nie naszych rządów, tylko procesu, który narastał przez lata. Zgadzam się z panem, że nie jest sytuacją dobrą, że sąd konstytucyjny w Polsce nie funkcjonuje. Każdej władzy powinno zależeć, aby było inaczej. Ze swojej strony zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Sejm i Senat uchwaliły ustawę o TK wraz z przepisami wprowadzającymi. To gruntownie naprawiłoby sytuację w trybunale. Decyzja, czy wejdzie ona w życie, należy do Andrzeja Dudy.

Prezydent w trybie kontroli prewencyjnej skierował ją jednak do TK. Co jeśli TK stwierdzi o jej niezgodności z konstytucją?

Trybunał w obecnym kształcie stracił jakąkolwiek wiarygodność. To, co orzeknie, ma dziś zerowe znaczenie.

Coś jednak rząd będzie musiał zrobić. Ponowicie próbę przyjęcia nowej ustawy o TK?

Nie ma innej alternatywy. Będziemy mieli również nadzieję, że nowy prezydent taką ustawę podpisze.

W piątek Zgromadzenie Ogólne TK wskazało kandydatów na nowego prezesa TK. Jak poinformowała „Gazeta Wyborcza”, zostali nimi Bartłomiej Sochański i Bogdan Święczkowski. Pana zdaniem wewnątrz TK nastąpią jakieś zmiany?

To, co dzieje się w TK, to już piaskownica. Tam od miesięcy trwał spór wewnętrzny, teraz na chwilę go zawieszono. Tylko po to, aby wybrać prezesa pomiędzy kolegą Zbigniewa Ziobry a byłym radnym PiS. To, co dzieje się teraz wewnątrz TK, jest dla obywateli kompletnie bez znaczenia.

Przejdźmy do kwestii ustawy weryfikacyjnej dotyczącej sędziów. Na początku przyszłego roku resort sprawiedliwości ma zaprezentować projekt przepisów w tej kwestii. Planowane są trzy grupy: zielona, żółta i czerwona, do których będą kwalifikowani poszczególni neosędziowie. Jak to ma działać?

Nasza propozycja jest obecnie modyfikowana w związku z opinią komisji weneckiej. Zależy nam przede wszystkim na tym, aby nie wrzucać wszystkich do jednego worka. W zależności od sytuacji poszczególnego sędziego decyzja będzie inna. Robimy wszystko, żeby przepisy zaprezentować w styczniu.

Co z wyrokami wydanymi przez neosędziów? Mogą zostać podważone?

Jeśli ktoś ma obawę, że zmiany w wymiarze sprawiedliwości mogłyby się wiązać z ryzykiem zakwestionowania jakiegoś wyroku, to uspokajam – nikt nie ma takich pomysłów. Nie wprowadzimy żadnej zmiany, która mogłaby podważać orzeczenia, które do tej pory już zapadły.

Co ze zmianami w Sądzie Najwyższym?

Prace nad reformą trwają. Będzie musiała ona odpowiedzieć na orzeczenia europejskich trybunałów, które zakwestionowały funkcjonowanie Izby Odpowiedzialności Zawodowej oraz Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Mieliśmy ostatnio spotkanie w tej sprawie. Myślę, że przepisy mogą zostać zaprezentowane w I kw. przyszłego roku.

W Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN na rozpatrzenie czeka sprawa skargi Prawa i Sprawiedliwości. Od jej losu zależy, czy ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego będzie mogło liczyć na subwencję z budżetu państwa. Pana zdaniem należy respektować orzeczenia tej izby?

Po złożonym przez PKW wniosku o wyłączenie sędziów trudno obecnie przewidywać, jak się ta sprawa rozwinie.

Co to oznacza dla PiS w kontekście ich skargi?

PiS pada ofiarą swoich zmian w sądach. Chyba będą musieli wypić piwo, które sobie sami nawarzyli.

Ale to powoduje, że odbiera im się prawo do sądu. Nie mieli innej ścieżki odwoławczej od decyzji PKW.

Sami sobie zgotowali ten los.

Izba Kontroli Nadzwyczajnej ma jednak inne ważne zadania. Rozstrzyga o ważności wyborów prezydenta RP, orzeka także w sprawie protestów wyborczych i odmów rejestracji kandydatów. Tych spraw w najbliższych miesiącach będzie sporo. Co z tymi orzeczeniami?

Mówimy o pewnych sprawach technicznych, proceduralnych. Istotą procesu są same wybory organizowane przez PKW i możliwość wypowiedzenia się naszych rodaków w wyborach.

Wśród propozycji dotyczących reformy kodeksu karnego znajduje się kwestia aresztów domowych, który miałby być nowym środkiem zapobiegawczym. Takie rozwiązanie jest potrzebne?

Trzeba stworzyć alternatywę dla tymczasowych aresztowań. Wiemy, jakie są problemy – z jednej strony tymczasowe aresztowania są w Polsce nadużywane, z drugiej strony nie ma dla nich alternatywy w obszarze środków izolacyjnych. Reszta środków – poręczenie, dozór policji, zakaz opuszczania kraju, są bardzo wolnościowe. Trzeba stworzyć coś pomiędzy – coś, co pozwoliłoby na izolację podejrzanego od społeczeństwa, ale jednocześnie nie wiązało się z pobytem w areszcie śledczym. Po Nowym Roku planujemy przedstawić szczegółową propozycję legislacyjną, w przyszłym roku – mam nadzieję – Sejm uchwali przepisy w tym zakresie.

Co z tymczasowymi aresztami? Mówi pan o „nadużywaniu” tego środka. Czy resort planuje go jakoś ograniczyć?

Dziś 10 proc. osób osadzanych to właśnie osoby tymczasowo aresztowane. Mówimy o 7–8 tys. osób rocznie. To naprawdę ogrom. A warto pamiętać, że duża część tej grupy to osoby, wobec których nie wpłynął nawet akt oskarżenia do sądu. Z punktu widzenia prawa mówimy więc o osobach niewinnych. Zamierzamy więc doprecyzować przepisy w tej kwestii, aby tymczasowe aresztowanie było stosowane zgodnie z zasadą „ultima ratio” – stosować je tylko w ostateczności, tylko w najpoważniejszych przypadkach ryzyka mataczenia, ucieczki czy utrudniania postępowania.

Druga sprawa to kwestia przedłużania tymczasowych aresztowań. Nie będzie więcej takich sytuacji, że ktoś siedzi przez trzy miesiące w areszcie i ten areszt jest mu przedłużany, a prokuratura w jego sprawie niewiele robi. Prokuratorzy każdorazowo będą musieli wykazać, co zrobili w czasie stosowania tymczasowego aresztowania. Będą musieli wyjaśnić sądowi, co zrobili w danej sprawie i co zamierzają zrobić w kolejnym okresie, że tymczasowy areszt wciąż jest potrzebny.

Na koniec proszę o wyjaśnienie kontrowersji, jaką wzbudziła kwestia dodatku na wynajem mieszkania. Zamieszkuje pan wraz z małżonką, jednak zarówno pan, jak i pana małżonka pobieracie pieniądze z sejmowej kasy. Łącznie to ponad 7,7 tys. zł miesięcznie. Dlaczego?

Po pierwsze, nie pobieramy. Środki z tytułu ryczałtu na mieszkania nie trafiają do nas, ale do właściciela bezpośrednio z Kancelarii Sejmu na podstawie rachunków. Bowiem każdy poseł spoza Warszawy, a takimi jesteśmy, ma prawo nocować w hotelu poselskim albo – alternatywnie – korzystać właśnie z tego ryczałtu. Jego wysokość określają władze Sejmu. I do tej pory nikt nie zgłaszał wątpliwości w kwestii prawa do ryczałtu. Pytanie powstało jedynie w kontekście wspólnego korzystania z jednej nieruchomości. Nie jest to jednak pierwsza sytuacja, w której dwoje parlamentarzystów wynajmuje coś razem. Tak samo dzieje się np. w kwestii biur poselskich. Od lat pewną normą jest, że biura prowadzone są w jedynym lokalu przez kilkoro posłów, senatorów czy nawet europosłów. Nasza sytuacja jest więc dla Kancelarii Sejmu analogiczna, dlatego nigdy nie zgłaszano na tym tle zastrzeżeń.

Media pisały o domu w Błoniu, oddalonym od Warszawy o ok. 20 km. Jest w nim prowadzony remont. Gdy on się skończy, zakończą państwo wynajem mieszkania w stolicy?

Oczywiście, że tak. Planujemy przenieść się tam z całą rodziną. Wynajem jest więc dla nas sytuacją przejściową. ©℗

Rozmawiał Marek Mikołajczyk

10 proc. osób osadzanych to osoby tymczasowo aresztowane. Mówimy o 7–8 tys. rocznie. To naprawdę ogrom