Prof. Filip Kaczmarek: "Najtrudniejsze w sprawowaniu mandatu jest połączenie wymogu dobrej pracy legislatora z chęcią reelekcji, która w bardzo małym stopniu zależy od jakości pracy w parlamencie, a dużej mierze jest zależna od obecności w polityce krajowej, szczególnie w przestrzeni medialnej".
Prof. Filip Kaczmarek: Wszystko zależy od tego, jak dany poseł widzi sprawowanie swojego mandatu. Są różne strategie. Osoby względnie młode często myślą, albo o karierze na poziomie europejskim, albo o tym, że mandat ten otworzy im drogę do wysokiego stanowiska w kraju pochodzenia. To jest jeden typ posła, natomiast drugi to osoby, które są już po zasadniczej karierze politycznej w swoim kraju. Nie chcę używać słowa emeryt, ale są to posłowie seniorzy. Bardziej zaawansowani wiekiem, mający odchowane dzieci. To też wpływa na to, jak oni pracują i funkcjonują. Pierwszym wyborem dla rozpoczynającego pracę w Europarlamencie jest przede wszystkim to, czy dany poseł centrum swojego życia przenosi do Brukseli, czy jednak pozostawia je w kraju swojego pochodzenia/wyboru. W moim przypadku to życiowe centrum przez cały czas było w Polsce. W związku z tym dojeżdżałem do pracy. Pozostawałem w Brukseli w czasie, w którym tam pracowałem, czyli czterech dni w tygodniu, a na weekendy wracałem do Poznania. Kolejną istotną sprawą, jest stopień zaangażowania. Są posłowie, którzy ten mandat traktują poważanie i ciężko w Brukseli pracują, ale są i tacy, którzy nie traktują go poważnie i w związku z tym nie muszą tyle pracować.
Prof. Filip Kaczmarek: Praca w Parlamencie Europejskim jest bardzo dobrze zorganizowana, co wynika też z charakteru tej instytucji, zrzeszającej przedstawicieli 27 państw członkowskich. Wszystko jest dokładnie zaplanowane, a kalendarz spotkań jest przygotowywany i znany z rocznym wyprzedzeniem. Normalny dzień pracy posła rozpoczyna się mniej więcej o godz. 9:00. Są to z reguły formalne spotkania organów komisji, delegacji, grup politycznych itd., które trwają do około godz. 12:30. Potem jest przerwa na lunch i o godzinie 15.00 powrót do pracy oraz dalszego ciągu spotkań, które trwają do 17.30-18.00. Potem, w zależności od sytuacji, kolejne spotkania, z reguły mniej formalne, ale też związane z pracą. Cały dzień eurodeputowanego jest dość mocno wypełniony obowiązkami. Jest ich naprawdę sporo, ale wszystko jest świetnie zorganizowane i przebiega bardzo sprawnie, dzięki czemu można dużo zrobić. Tak wygląda tydzień pracy od poniedziałku do czwartku, choć poniedziałek zazwyczaj zaczyna się od sesji popołudniowych, ponieważ posłowie, którzy wybrali model nieprzebywania na stałe w Brukseli, muszą do niej po prostu dojechać.
Prof. Filip Kaczmarek: Różnice są kolosalne, a wynikają one z dwóch powodów. Pierwszy jest strukturalny. Polityka w Parlamencie Europejskim, również ta ustawodawcza, jest zupełnie inna niż w Sejmie. Przede wszystkim dlatego, iż parlament ten nie jest organem państwowym i dlatego nie ma konieczności wyłaniania trwałej większości politycznej, która miałaby wpływ na kształt organu wykonawczego. Komisja Europejska powstaje w inny sposób niż rządy w państwa członkowskich. Jej skład nie jest emanacją politycznego składu parlamentu, tylko sytuacji politycznej w poszczególnych państwa członkowskich. I właśnie to powoduje zasadniczą różnicę pomiędzy funkcjonowaniem Europarlamentu a polskiego Sejmu czy innych narodowych organów ustawodawczych. W jej efekcie Parlament Europejski pracuje bardziej konsensualnie, ponieważ nie potrzebuje stałej większości politycznej. Może się ona zmienić się w ciągu dnia, z głosowania na głosowanie. Jedną rezolucję mogą poprzeć trzy ugrupowania, a inną cztery, co właśnie wynika z tej ustrojowej różnicy. Plus jest taki, że ta polityka jest bardziej koncyliacyjna, spokojna, wyważona. W PE ogromną wartością jest zdolność do zawierania kompromisów. W polskim Sejmie funkcjonuje podejście zero-jedynkowe. W Brukseli nawet jeśli jednego dnia się przegra, to następnego dnia można wygrać, ba nawet jeszcze tego samego dnia można odnieść zwycięstwo w innej sprawie. W hierarchii wartości wewnętrznych zdolność do zawierania kompromisów jest bardzo wysoka, co też wpływa na zupełnie inne warunki pracy. Jeśli polityk jest bardziej konfrontacyjny, lubi funkcjonować w środowisku polaryzacji politycznej, ostrych ataków, mocnej wymiany zdań to zdecydowanie lepiej będzie mu się pracowało w Polsce niż w Brukseli. Przyczyną drugiej różnicy jest to, że każdy poseł w Parlamencie Europejskim ma tam swoje biuro. Jeden czy dwa pokoje w zależności od funkcji. Są tam asystenci, sprzęt biurowy, słowem – jest to miejsce pracy. Tymczasem koło Sejmu jest hotel sejmowy, czyli coś, co przypomina raczej akademik, który nie kojarzy się z pracą tylko z odpoczynkiem i czasem wolnym. Moim zdaniem to nie jest dobre rozwiązanie. Parlament powinien się kojarzyć z pracą i cała infrastruktura otoczenia Sejmu tak powinna być zorganizowana. Czas wolny jest prywatną sprawą, a mieszanie tych dwóch porządków, pracy i odpoczynku, w takim miejscu, jak Parlament nie jest, w mojej ocenie, korzystne.
Prof. Filip Kaczmarek: Przede wszystkim zlikwidowałbym hotel poselski i stworzyłbym w tych budynkach biura parlamentarzystów, żeby było to miejsce pracy, a nie miejsce odpoczynku po pracy. Aktualna sytuacja uderza w wizerunek posłów i Sejmu jako takiego. Tymczasem mandat poselski to praca, specyficzna, ale jednak praca.
Prof. Filip Kaczmarek: Najtrudniejsze w sprawowaniu mandatu jest połączenie wymogu dobrej pracy legislatora z chęcią reelekcji, która w bardzo małym stopniu zależy od jakości pracy w parlamencie, a dużej mierze jest zależna od obecności w polityce krajowej, szczególnie w przestrzeni medialnej. Posłowie do Parlamentu Europejskiego są rozdarci pomiędzy próbą błyszczenia w swoim kraju i obecnością w mediach a solidną pracą w Brukseli. Jeśli ktoś ma szczęście i w parlamencie zajmuje się tematyką wzbudzającą emocje oraz zainteresowanie w kraju pochodzenia, którą za czasów mojej kadencji była np. polityka rolna, to jest mu łatwiej. Jednak wiele obszarów ważnych dla UE, nie jest wcale istotnych z perspektywy polskiego wyborcy. Wówczas pojawia się problem, jak pogodzić rzetelną pracę legislatora w Brukseli z utrzymywaniem pozycji politycznej w kraju, tak aby wystarczyła ona do odnowienia mandatu. To jest bardzo trudne i tylko częściowo zależne od samych posłów. Oczywiście, jeśli ktoś nie planuje reelekcji, to nie ma takiego problemu.
Prof. Filip Kaczmarek: Była to dla mnie bardzo ciekawa praca. Tym bardziej że mogłem porównywać ją z mandatem parlamentarzysty I kadencji Sejmu, ponieważ w okresie transformacji byłem posłem pierwszego w pełni demokratycznie wybranego polskiego Sejmu. Z kolei w Brukseli byłem deputowanym w dwóch pierwszych kadencjach członkostwa Polski w Unii Europejskiej. To było fascynujące – także od strony obserwowania tego, jak się zmienia rodzima rzeczywistość parlamentarna. W PE zajmowałem się bardzo ciekawym, choć mało popularnym w Polsce obszarem, a mianowicie polityką rozwojową. I do dziś się tym zajmuję, choć aktualnie w wymiarze naukowym, więc można powiedzieć, że ta dekada w Brukseli miała duży wpływ na moje życie zawodowe. Dwukrotnie otrzymałem nagrodę MEP Awards dla najlepszego posła w kategorii polityki rozwojowej, co również mnie ogromnie satysfakcjonuje. Dekada spędzona w Brukseli to był dla mnie bardzo intensywny i ciekawy zawodowo okres. Cieszę się, że miałem taką możliwość. Trochę jest mi żal, że moje dziesięcioletnie doświadczenie w polityce rozwojowej jest słabo wykorzystywane w Polsce.