Rządowy projekt ustawy, który roboczo określono mianem „Bezpieczny Bałtyk”, daje Marynarce Wojennej i Siłom Powietrznym całkiem nowe kompetencje. Zmianie ulegnie przede wszystkim definicja pobytu polskich jednostek wojskowych poza granicami państwa.

Wojsko Polskie poza granicami kraju

Dotychczas możliwa była ona jedynie w trakcie ćwiczeń, prowadzenia operacji ratunkowych i humanitarnych czy na mocy mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ. Zasady te dotyczyły także rejonu Morza Bałtyckiego, na którym granica państwowa kończy się w odległości 22 km od lądu (morze terytorialne). Dalej, w zasięgu wyłącznej strefy ekonomicznej Polski, reagowanie MW na potencjalne zagrożenia nie było już takie łatwe. Twórcy ustawy nie pozostawiają wątpliwości, skąd pomysł tej zmiany.

„Jest to szczególnie istotne dla zapewnienia bezpieczeństwa na Morzu Bałtyckim wobec konfrontacyjnej postawy strony rosyjskiej, z wykorzystywaniem floty cieni włącznie” – czytamy w uzasadnieniu przepisów proponowanych przez rząd.

Impulsem do zajęcia się bezpieczeństwem Bałtyku były wydarzenia z końca ubiegłego roku. W listopadzie 2024 chiński masowiec Yi Peng 3 zniszczył kotwicą dwa kable podmorskie, a w grudniu statek Eagle S. uszkodził kabel Eastlink. W odpowiedzi na powtarzające się uszkodzenia podwodnej infrastruktury, NATO 14 stycznia 2025 uruchomiło operację Baltic Sentry. W morze ruszyły fregaty, samoloty patrolowe i drony, by pilnować ruchów rosyjskich oraz chińskich jednostek. W jej trakcie okazało się jednak, że Wojsko Polskie ma prawnie związane ręce. Aby temu zaradzić, nowe prawo rozszerza możliwość użycia Marynarki Wojennej oraz lotnictwa także w „samoobronie” i to poza formalnymi granicami państwa.

Można strzelać, nawet w samoobronie

Ustawodawca idzie jednak o krok dalej. Przyznaje, że prawo do samoobrony gwarantuje art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych, ale zwraca też uwagę na zmiany, jakie w jego rozumieniu przyniosło wprowadzenie nowych broni i technologii. Dlatego zastosowanie prawa do samoobrony dotyczyć ma nie tylko ataku, który już się rozpoczął, ale także objąć ma „nieuchronny atak mający nastąpić w najbliższej przyszłości”.

Jak ustalił DGP, regulacje rozwiązują ręce dowódcom jednostek MW i lotnictwa. Od tej pory użycie broni będzie możliwe także w momencie, gdy zauważą przygotowania do ataku na jednostkę Straży Granicznej albo elementy infrastruktury krytycznej. Projekt wprost wskazuje, że szczególną ochroną objęty będzie rurociąg Baltic Pipe oraz budowane na Bałtyku farmy wiatrowe.

- Te zmiany mają umożliwić nam działania w ramach operacji „Bałtycka warta” oraz innych operacjach w przyszłości - przekonywał podczas prezentacji założeń do ustawy Paweł Zalewski, wiceszef MON.

Skuteczniejsza ochrona farm na Bałtyku

Zaproponowane zmiany to bezpośredni efekt wydarzeń z czerwca 2025. Wtedy Polska, wspólnie z Norwegią, Szwecją, Finlandią, Danią, Niemcami, Litwą, Łotwą i Estonią, podpisała „Deklarację Bałtycką”. Jej celem było wzmocnienie współpracy państw w zapobieganiu potencjalnym aktom dywersji i sabotażu. Zwiększyć miała się też „mobilność i operacyjność” sił zbrojnych państw sygnatariuszy. Naprzeciw tym deklaracjom również wychodzą przepisy nowej ustawy, delegujące na Marynarkę Wojenną część uprawnień, dotychczas przysługujących jedynie Straży Granicznej. Dowódcy okrętów MW będą od tej pory mogli dokonywać kontroli obcych statków, które znajdą się na polskich wodach wewnętrznych i na morzu terytorialnym.

- Trzeba mieć jednak świadomość, że jeśli ktoś w tej chwili uwierzy, że znaleźliśmy panaceum na działania hybrydowe Rosjan na Bałtyku, to jest w grubym błędzie. Doświadczenia związane chociażby ze startowaniem dronów ze statków w okolicach Danii pokazują, że nawet, gdy po zawinięciu do portów poddano je kontroli, to nic nie znaleziono – mówi DGP kmdr ppor. rez. Sebastian Kalitowski, prezes Maritime Safety & Security.

Procedowana ustawa zmieni też codzienność życia dowódców odpowiedzialnych za niszczenie rakiet przeciwnika. Dotychczas na każdorazowe otwarcie ognia zgodę musiał wyrazić Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ). Od tej pory, jeśli nie uda się nawiązać łączności z DORSZ, lokalny dowódca sam będzie mógł decydować, czy strzelać.