"Mam nadzieję, że już jestem zarażona chorobą Tomka Majewskiego" - przyznała Anita Włodarczyk (Skra Warszawa), która już w pierwszej próbie serii eliminacyjnej zapewniła sobie występ w finale olimpijskiej rywalizacji rzutu młotem w Londynie.

Polka uzyskała odległość 75,68 m, a minimum kwalifikacyjne wynosiło 73 m. Włodarczyk była podwójnie szczęśliwa - jako pierwsza opuściła rzutnię stadionu, a poza tym w środę obchodzi 27. urodziny.

"To był pierwszy prezent, a jeszcze jeden muszę sobie sprawić, ale już nie dziś, lecz w piątek (tego dnia odbędzie się finał - PAP). Rano najszybciej życzenia złożył mi trener Krzysztof Kaliszewski, z którym spotkałam się przed blokiem w wiosce o 7.15. A później smsy od rodziców, brata, przyjaciół, znajomych. Jutro ja będę składała życzenia szkoleniowcowi z okazji jego 40. urodzin" - powiedziała Włodarczyk.

Była mistrzyni świata na śniadanie zjadła dwa jajka i fasolkę po bretońsku.

"Jak widać, po fasolce wyniki są dobre. Nigdy nie zaczynałem tak udanie konkursu - ani w eliminacjach, ani w finale. Nastawiłam się na pierwszy rzut, żeby spokojnie wejść, zakręcić obszernie i się nie podpalić" - przyznała zawodniczka, która z kolei w 2008 roku w Pekinie urodziny świętowała w dniu otwarcia igrzysk.

Włodarczyk wystąpiła w butach Kamili Skolimowskiej

Mistrzyni świata z 2009 roku chwaliła brytyjską... pogodę. "Jest dużo chłodniej niż w Polsce, co mnie cieszy. W poprzednim tygodniu, który spędziłam w kraju, były niesamowite upały i duchota. Po przyjeździe do Londynu od razu lepiej się poczułam" - wyjaśniła.

W środowych eliminacjach Włodarczyk rzucała w rękawicy i butach należących do Kamili Skolimowskiej, zmarłej w 2009 roku w wieku 26 lat mistrzyni olimpijskiej z Sydney w tej konkurencji.

"Biało-złote buty, a także rękawicę i młot dostałam od pana Roberta Skolimowskiego podczas I Memoriału Kamili. Przeleżały trzy lata w szafie, a dziś je włożyłam. Chciałam, by w ten sposób Kamila była ze mną i mam nadzieję, że w finale będzie tak samo" - mówiła ze łzami w oczach.

"O rekordzie nie myślę"

Włodarczyk jest mistrzynią Europy, w przeszłości do niej należał rekord świata.

"O rekordzie nie myślę. Ważne, że mam duże rezerwy. Dzisiejszego rzutu wcale nie poczułam, więc w finale będzie sporo emocji. Spotkany w wiosce trener Tomka Majewskiego Henryk Olszewski powiedział mi, bym zaraziła się chorobą kulomiota, który ma w dorobku już dwa złote medale olimpijskie. Mam nadzieję, że już tak się stało i powalczę o podium" - stwierdziła.

Mimo że młociarki rywalizowały dość wcześnie, o 10 rano w Londynie, Stadion Olimpijski był pełen kibiców.

"Należy się radować, że tyle ludzi przychodzi na lekką atletykę. W końcu to królowa sportu" - przyznała Włodarczyk i na kilkanaście sekund zamilkła, bo wrzawa na trybunach w momencie startów jest tak niesamowita, że nie sposób rozmawiać.

"W wiosce olimpijskiej podobno też jest głośno, ale ja mieszkam na 11. piętrze, więc nie słyszę żadnych zabaw i hałasów. Atmosfera jest fajna, zobaczymy tylko, w jakich humorach będziemy w piątek" - dodała.

Dwie Polki w finale

W grupie B eliminacji wystąpi Joanna Fiodorow (OŚ AZS Poznań). Z pierwszej grupy, oprócz Włodarczyk, awans wywalczył m.in. Niemka Betty Heidler, Rosjanka Tatiana Łysenko, Kubanka Yipsi Moreno.

"Obstawiałam, że to będą najgroźniejsze rywalki. I to się potwierdza..." - oceniła zawodniczka pochodząca z Rawicza.

Początek rywalizacji o medale zaplanowany jest na piątek na godz. 20.35.