Urząd Marszałkowski w Lublinie jako pierwszy w kraju chce, aby 10 proc. jego pracowników wykonywało obowiązki służbowe w formie telepracy. To oznacza, że urzędnicy pracowaliby w domu, a efekty swojej pracy przesyłaliby drogą elektroniczną. Jak sprawdziliśmy, inne urzędy jak na razie nie zamierzają proponować swoim pracownikom takiej zmiany. Ich zdaniem zatrudnienie w formie telepracy jest sprzeczne ze specyfiką pracy w urzędzie. Mimo że oznacza oszczędności. Obawy urzędników przed telepracą potwierdzają krajową tendencję – firmy nie korzystają z tej formy zatrudnienia, a pracownicy widzą raczej zagrożenia niż korzyści z niej płynące.

Pół miliona oszczędności

Zdaniem Krzysztofa Hetmana, marszałka województwa lubelskiego, telepraca przyniesie oszczędności i będzie korzystna dla urzędników, którzy zdecydują się pracować w domu.
– Jest wiele zadań, których pracownicy nie muszą wykonywać, siedząc w urzędzie, np. przygotowywanie ocen, analiz czy raportów. Nie widzę powodów, dla których nie mogliby wykonywać tego w domu – dodaje.
W lubelskim urzędzie wyliczono, że roczny koszt utrzymania miejsca pracy w biurze wynosi około 10 tys. zł, natomiast w systemie telepracy – tylko 1,8 tys. zł. W domu miałoby pracować 10 proc. z blisko 900 urzędników. To przyniosłoby pół miliona złotych oszczędności rocznie.
Jak podkreśla lubelski marszałek, praca w domu, w dowolnie wybranym czasie, będzie atrakcyjna szczególnie dla matek z dziećmi, osób starszych czy urzędników z niepełnosprawnością. Urzędnicy będą rozliczani z efektów, nie zaś z czasu pracy. Elektroniczny obieg dokumentów umożliwi im dostęp do potrzebnych informacji za pośrednictwem internetu. Urzędnicy, którzy zdecydują się pracować w domu, będą mieli ten sam zakres obowiązków. Dostaną komputery z dostępem do internetu i ryczałtowy zwrot ponoszonych kosztów. Na razie pracą w nowym systemie zainteresowanych jest kilkanaście osób. Pierwsze rozpoczną ją już w marcu.



Bez rewolucji

Jak sprawdziliśmy, inne urzędy nie mają zamiaru iść w ślady Lublina.
– Nasz urząd nie planuje zatrudniania w formie telepracy – mówi Krystyna Kasperek z biura kadr i szkolenia w Urzędzie Marszałkowskim w Kielcach.
Wyjaśnia, że praca urzędników wykonywana jest pod nadzorem zwierzchników, a telepraca jest odejściem od takiego trybu pracy.
Urząd Miasta w Koszalinie też nie planuje przejścia części pracowników na telepracę.
– To wszystko zależy od specyfiki pracy urzędu, nasz jest nastawiony m.in. na bezpośredni kontakt z klientami – mówi Barbara Domańska-Pałgan, kierownik referatu kadr w Urzędzie Miasta w Koszalinie.
Dodaje, że są stanowiska, które nie wymagają codziennego przychodzenia do urzędu, ale część pracowników dysponuje danymi np. potrzebnymi do sporządzania raportu, które podlegają ochronie.
– Nie wyobrażam sobie, aby te informacje mogły być wyniesione poza budynek urzędu i być przechowywane na prywatnych komputerach w domach telepracowników – tłumaczy Barbara Domańska-Pałgan.

Przeszkadza bhp

Do telepracy, mimo że przepisy ją wprowadzające działają od 2007 roku, nie są przekonani również prywatni pracodawcy. Ich zdaniem w popularyzacji tej formy zatrudnienia przeszkadza obowiązujące prawo.
– Utrudniają to wymagania stawiane pracodawcom, np. dotyczące bhp. To na nich spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo osoby pracującej w domu – mówi Monika Zakrzewska, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.
Dodaje jednak, że przepisy to niejedyny problem. Inny to przekonanie właścicieli firm o ograniczonym wpływie na telepracowników.
– Chodzi o to, że nie mogą sprawować nad nimi bezpośredniego nadzoru – mówi Monika Zakrzewska.
Taki nadzór nie jest jednak potrzebny, bo pracownik dostaje wynagrodzenie za efekt pracy, a nie za czas nad nią spędzony.
Obawy przed telepracą mają również pracownicy. Ci uważają, że w przypadku redukcji w firmie to właśnie osoby zatrudnione w tej formie w pierwszej kolejności będą wyznaczane do zwolnienia, bo nie przychodzą codziennie do pracy. Eksperci przekonują jednak, że takie podejście jest błędne. Telepracownik mniej kosztuje pracodawcę, więc w przypadku likwidacji stanowisk pracy nie powinien zostać zwolniony.
Zdaniem Zbigniewa Stanika, kierownika Wydziału Mazowieckiego Obserwatorium Rynku Pracy w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Warszawie, zachętą dla pracodawców do częstszego korzystania z tej formy zatrudnienia byłoby wprowadzenie systemu ulg lub rekompensat dla pracodawców, którzy skorzystają z telepracy, m.in. przy zatrudnianiu bezrobotnych.
ikona lupy />
Czy pracownik może odmówić przejścia na telepracę
Małgorzata Supera | Kancelaria Adwokacka Supera
Pracodawca nie może jednostronnie powierzyć pracownikowi wykonywania pracy w formie telepracy. Ten ma prawo nie zgodzić się na taką zmianę. Brak zgody nie naraża pracownika na negatywne konsekwencje, w szczególności na wypowiedzenie.
Ustawodawca wyraźnie wykluczył również zobowiązanie pracownika przez pracodawcę do wykonywania pracy w formie telepracy na zasadach czasowego powierzenia mu obowiązków na okres do 3 miesięcy w roku w szczególnie uzasadnionych, nadzwyczajnych przypadkach.
Jeśli strony stosunku pracy w trakcie zatrudnienia zgodziły się na przejście na telepracę, to każda z nich ma prawo w terminie 3 miesięcy od dnia podjęcia pracy w tej formie wystąpić z wiążącym wnioskiem o przywrócenie poprzednich warunków. Ich przywrócenie musi nastąpić do 30 dni od otrzymania wniosku w tej sprawie. Jeżeli wniosek telepracownika zostanie złożony po upływie 3 miesięcy, pracodawca powinien, w miarę możliwości, go uwzględnić.