Płacenie pod stołem dłużnikom alimentacyjnym lub ich zatrudnienie na czarno będzie zagrożone grzywną do 45 tys. zł. Jednak skuteczność takich zmian budzi wątpliwości
Od 1 stycznia 2020 r. maksymalna sankcja za nielegalne zatrudnienie alimenciarza figurującego w Krajowym Rejestrze Zadłużonych wzrośnie o 15 tys. zł. Tak wynika z rządowego projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu poprawy skuteczności egzekucji świadczeń alimentacyjnych. Trafił on już do Sejmu.
– Penalizacja w stosunkach pracy postępuje. Podwyższanie kar to najprostsze rozwiązanie, ale przeciwskuteczne. Dla dużych firm nie będzie to istotna kwota, a dla tych małych może oznaczać konieczność zamknięcia biznesu – uważa prof. Monika Gładoch, radca prawny w kancelarii M. Gładoch Specjaliści Prawa Pracy, ekspert Pracodawców RP.
Na dodatek sądy bardzo rzadko orzekają grzywny przekraczające 10 tys. zł. To podaje w wątpliwość efektywność projektowanych zmian.
Było inaczej
Pierwotna wersja projektu zakładała, że jeżeli dłużnik alimentacyjny zostanie zatrudniony na czarno (lub na umowie cywilnoprawnej zamiast tej o pracę), to jego pracodawca poniesie solidarną odpowiedzialność za zaległości w płaceniu na dziecko. Podobnie miało stać się w przypadku, gdy firma będzie płacić pod stołem pensję wyższą niż ta wskazana w umowie (aby dłużnik mógł uniknąć potrąceń). Ta propozycja została skrytykowana przez ekspertów i organizacje pracodawców. Podkreślali, że narusza ona konstytucyjną zasadę państwa prawa. Pracodawca z tytułu zatrudniania może bowiem ponosić jedynie odpowiedzialność za łamanie prawa pracy, a nie długi osoby trzeciej. Wskazywali też, że prawa i obowiązki alimentacyjne mają charakter ściśle osobisty i są nieprzenaszalne (co podkreślił Sąd Najwyższy, m.in. w uchwale z 25 listopada 1975 r., sygn. III CZP 76/75).
Ostatecznie rząd wycofał się z tych propozycji. Nowa wersja projektu zakłada jedynie, że dopuszczanie dłużnika do pracy bez potwierdzenia umowy na piśmie lub wypłacanie mu wyższego wynagrodzenia bez dokonania potrąceń alimentacyjnych (płacenie części pensji pod stołem) będzie zagrożone grzywną od 1,5 tys. do 45 tys. zł. Minimalna kwota kary będzie więc wyższa o 500 zł niż w przypadku nielegalnego zatrudniania osób, które nie są alimenciarzami. A maksymalna – o 15 tys. zł. Rząd tłumaczy taką propozycję tym, że praca na czarno uderza zarówno w samego zatrudnionego (m.in. ze względu na brak ochrony ubezpieczeniowej), jak i osoby uprawnione do alimentów. Uzasadniona jest więc wyższa sankcja niż w przypadku nielegalnego zatrudnienia osoby nieposiadającej zobowiązań alimentacyjnych.
Dodatkowo resort pracy słusznie podkreśla, że wyższa grzywna będzie dotyczyła tylko nieuczciwych pracodawców, zatrudniających dłużników alimentacyjnych na czarno lub wypłacających wynagrodzenia pod stołem. Omawiana propozycja w żaden sposób nie wpłynie więc na funkcjonowanie firm, które zatrudniają pracowników zgodnie z prawem. Tylko ci, którzy chcą ominąć przepisy, będą musieli sprawdzać czy dany kandydat do nielegalnego zatrudnienia nie figuruje w Krajowym Rejestrze Zadłużonych.
Nowe propozycje wciąż wywołują jednak wątpliwości. Przede wszystkim co do skutków, jakie mogą wywołać.
Ucierpią mali
Pracodawcy zwracają uwagę, że wzrost sankcji o 15 tys. zł mogą boleśnie odczuć mikrofirmy.
– Dla wielu tego typu podmiotów wyższa kara może być równoznaczna z koniecznością zamknięcia biznesu. Skutek będzie więc taki, że nie tylko nie zmniejszy się dług alimentacyjny, ale jeszcze kilka osób może stracić pracę. Karanie będzie więc już tylko wendettą – uważa prof. Monika Gładoch.
Podkreśla, że jeśli firmy mają być surowiej karane, to powinny też być w szczególny sposób ostrzegane przed zatrudnieniem alimenciarzy (np. poprzez informację od jednostek publicznych zajmujących się tą kwestią). – Zdaję sobie sprawę, że unikanie alimentów to wybitnie negatywne zjawisko, ale trzeba sobie zadać pytanie, czy powinno ono być szczególnie napiętnowane w prawie pracy. Dla przykładu niewypłacanie wynagrodzeń ma jeszcze istotniejsze znaczenie, a za takie wykroczenie grozić będzie grzywna do 30 tys. zł, czyli o 15 tys. zł niższa – dodaje prof. Gładoch.
Z kolei związki zawodowe doceniają kierunek projektowanych zmian.
– Rodzic starający się wyegzekwować należne alimenty zasługuje na wsparcie. A podwyższenie grzywien dotknie jedynie pracodawców łamiących prawo – tłumaczy Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ.
Jednak także strona związkowa ma wątpliwości co do efektywności zaproponowanych zmian. Ich zdaniem obecne limity grzywien są zbyt niskie.
/>
– Kara ma być nie tylko dolegliwa dla sprawcy, ale też odstraszać. Trudno uznać, że kwota 45 tys. zł spełnia ten wymóg. I niełatwo też wytłumaczyć, dlaczego np. za otwarcie sklepu w niedzielę niehandlową ustawodawca przewidział sankcję do 100 tys. zł, a za podejmowanie pracy na czarno, aby unikać alimentów, o ponad połowę niższą – wskazuje wiceszef OPZZ. Jego zdaniem kary za łamanie praw pracowniczych powinny być wyższe.
– Sądy bardzo rzadko orzekają grzywny, których wysokość zbliżyłaby się chociaż do obecnego, górnego limitu kary. Nie znam przypadku, w którym zasądzono maksymalną grzywnę – dodaje.
Potwierdzają to liczby. Za łamanie praw pracowniczych sądy mogą nakładać grzywny od 1 tys. do 30 tys. zł. A średnia ich wysokość w 2017 r. wyniosła zaledwie 2,5 tys. zł. To także wywołuje wątpliwości co do skuteczności zmian zaproponowanych w omawianym projekcie.
Etap legislacyjny
Projekt skierowany do Sejmu