Czas to pieniądz, zwłaszcza w biznesie. Każdy dzień zwłoki potrafi słono kosztować, tymczasem na sprawiedliwość czekamy coraz dłużej. Tak wynika z najnowszych danych Ministerstwa Sprawiedliwości. DGP wziął pod lupę czas trwania postępowań sądowych dotyczących prawa pracy. I co się okazuje? Jest coraz gorzej. Sprawy w sądach pracy potrafią trwać latami. A tylko w ciągu ostatniego roku czas ich rozpatrywania przez niektóre sądy wydłużył się o kilka miesięcy.

Oliwy do ognia doleje nowelizacja ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy. Zgodnie z nią inspektor pracy będzie mógł przekształcić umowę zlecenie lub kontrakt B2B w etat. Co to oznacza? Jeszcze więcej sporów sądowych. Ministerstwo policzyło, że na wokandę trafi dodatkowo nawet 2 tys. spraw rocznie. Pracodawca będzie mógł bowiem zaskarżyć decyzję inspektora o przekształceniu tzw. śmieciówki w etat. Ale tu uwaga! Nawet jeżeli sąd uzna, że decyzja inspektora była błędna, nie oznacza to, że pracodawcy zostaną zwrócone koszty związane z utrzymywaniem pracownika na umowie o pracę przez czas sądowej batalii. Będzie mógł jedynie pozwać Skarb Państwa o zwrot poniesionych wydatków, ale tu czeka go kolejna sądowa przepychanka. Czy nie szkoda na nią czasu?

I choć z innego powiedzenia wynika, że „pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy”, to w tym wypadku ta sprawiedliwość będzie na koszt pracodawców.