Patrycja Otto

patrycja.otto@infor.pl

Poprawa w sądach pracy, którą obserwowaliśmy w ubiegłym roku, okazała się krótkotrwała. Dane Ministerstwa Sprawiedliwości nie pozostawiają złudzeń, na wyroki w sprawach pracowniczych znów czeka się coraz dłużej.

Choć to w sądach okręgowych sytuacja wygląda najgorzej – tu na rozstrzygnięcie czeka się 13,9 miesiąca, o 17 proc. dłużej niż przed rokiem – to na niekorzyść najbardziej zmieniła się w sądach pierwszej instancji, czyli rejonowych. W pierwszym półroczu tego roku średni czas trwania postępowań procesowych z prawa pracy wynosił tu już 11,4 miesiąca. Oznacza to drastyczny wzrost aż o 44 proc. w porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego. To wynik nie tylko gorszy niż w całym 2024 r., ale najgorszy od 2022 r.

Jak wynika z danych MS opracowanych dla DGP, dłużej trwają nie tylko same procesy, ale też postępowania zażaleniowe w obu instancjach. Średni czas w tym roku uległ wydłużeniu od 10 proc. do 18 proc., przy czym ponownie najbardziej w sądach rejonowych.

Nadchodzi reforma PIP

Ten niepokojący trend ma miejsce w momencie, gdy rząd finalizuje prace nad rewolucyjną zmianą w Państwowej Inspekcji Pracy. Chodzi o nadanie inspektorom nowych, potężnych uprawnień - będą mogli oni przekształcać decyzją administracyjną umowy cywilnoprawne w umowy o pracę.

Eksperci, prawnicy, a nawet samo Ministerstwo Sprawiedliwości alarmują, że zmiany te, w obecnym kształcie, jeszcze bardziej wydłużą czas postępowań i mogą doprowadzić do zatorów w sądownictwie. Resort Sprawiedliwości w swoich uwagach do projektu podkreślił, że nowe kompetencje PIP będą miały istotne konsekwencje dla sądownictwa powszechnego.

Problem leży w zaproponowanej ścieżce odwoławczej. Projektodawcy przewidują, że od decyzji okręgowego inspektora pracy (OIP) przysługiwać będzie odwołanie do Głównego Inspektora Pracy (GIP), a dopiero od jego decyzji - odwołanie do sądu rejonowego (zgodnie z nowym oddziałem w kodeksie postępowania cywilnego).

Ministerstwo Sprawiedliwości punktuje, że takie rozwiązanie to w istocie trzecia instancja, co jest typowe dla postępowań administracyjnych, a nie dla spraw z zakresu prawa pracy. Obecnie, np. od decyzji ZUS, odwołanie trafia bezpośrednio do sądu (art. 477[9] k.p.c.).

Zdaniem MS, sytuacje, w których sądy powszechne rozpoznają odwołania od decyzji administracyjnych, zamiast sądów administracyjnych, mają charakter asystemowy. Resort podkreśla, że prace Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego zmierzają do zmniejszenia liczby postępowań odrębnych w k.p.c., podczas gdy ten projekt tworzy nowe. Ostrzega też, że nawet mimo wprowadzenia 30-dniowego terminu na rozpatrzenie odwołania przez GIP, istnieje ryzyko, że dwuinstancyjny system okaże się niewydolny. Konieczność przejścia dodatkowego etapu administracyjnego przed skierowaniem sprawy do sądu nieuchronnie opóźni uzyskanie ostatecznego rozstrzygnięcia.

Brakuje kadr, a koszty rosną

Resort Sprawiedliwości ocenia, że nowe przepisy mogą wygenerować około 1861 nowych spraw w sądach pracy rocznie. Już na podstawie danych z 2024 r. (kiedy średnia liczba spraw na sędziego wynosiła 211,72) MS wyliczyło, że obsługa tych spraw będzie wymagała zatrudnienia co najmniej 9 nowych sędziów, 9 asystentów oraz 18 urzędników - łącznie 36 nowych etatów.

Na te kwestie zwraca też uwagę Konfederacja Lewiatan.

- Problem może się nasilić zwłaszcza w dużych miastach, jak Warszawa, gdzie na rozstrzygnięcie sprawy czeka się kilka lat – mówi Robert Lisicki, dyrektor departamentu rynku pracy w Konfederacji Lewiatan.

Zwraca on uwagę na kluczową kwestię: wyliczenia MS dotyczące nowych etatów opierają się na danych z 2024 roku, kiedy sytuacja w sądach była lepsza niż obecnie.

- Tym samym wyliczenia o nowych etatach, dziś, kiedy średni czas postępowań znowu się wydłuża, są niedoszacowane. A to może mieć poważne skutki dla przedsiębiorców - ostrzega Robert Lisicki.

Skutki finansowe decyzji inspektorów będą bowiem natychmiastowe. Z wyliczeń Vialto Partners, które przytacza Lewiatan, wynika, że w przypadku umowy B2B o przychodach 15 tys. zł miesięcznie, dopłata roczna dla pracodawcy za przeszłość (składki, podatki) w razie przekształcenia umowy wyniesie 90,1 tys. zł, a za pięć lat - 450 tys. zł.

Robert Lisicki dodaje, że PIP zapowiedziała już 200 kontroli na 2026 r. w zakresie umów cywilnoprawnych.

- Każda może dotyczyć od kilku do nawet kilkuset osób. Od każdej pracodawca może się odwołać. To ogromny napływ nowych spraw do sądu - kwituje.

Wygrana w sądzie, która nic nie daje

Prawnicy wskazują na jeszcze jeden, fundamentalny problem projektu. Jak tłumaczy Edyta Defańska-Czujko, partnerka w zespole Prawa HR Deloitte Legal, projekt zakłada, że nawet w razie prawomocnego uchylenia decyzji inspektora przez sąd, uznaje się, że stosunek pracy trwał od dnia doręczenia decyzji do dnia uprawomocnienia się wyroku.

- W praktyce oznacza to, że nawet jeśli sąd ostatecznie stwierdzi, iż decyzja inspektora była błędna, to i tak przez cały okres trwania sporu decyzja wywołuje pełne skutki pracownicze - podkreśla ekspertka.

To rozwiązanie jest druzgocące dla pracodawców. Oznacza, że przedsiębiorca, który wygra wieloletni spór w sądzie, nie uzyska żadnej rekompensaty. Przeciwnie, zostanie obciążony skutkami decyzji, która została uznana za wadliwą. Będzie musiał rozliczyć składki ZUS, zaliczki na PIT, naliczyć urlopy i inne świadczenia pracownicze za cały okres trwania procesu sądowego, często także wypłacić wynagrodzenie.

Dlatego tak ważne jest, by sprawy w sądach nie były wydłużane, ale by dążyć do ich skrócenia - mówią pracodawcy.

Jest alternatywne rozwiązanie

Ministerstwo Sprawiedliwości, poza krytyką, proponuje też alternatywne rozwiązanie. Resort uważa, że można przewidzieć wariant, w którym po wydaniu decyzji przez OIP i bezskutecznym odwołaniu do GIP, stronie (pracodawcy lub pracownikowi) przysługiwałby termin na wytoczenie powództwa przed sądem pracy (np. o ustalenie nieistnienia stosunku pracy).

Jeżeli strona nie wniosłaby sprawy do sądu, decyzja stawałaby się prawomocna. Jeśli jednak sprzeciwiłaby się decyzji, sąd pracy oceniałby od nowa istnienie stosunku pracy. Zdaniem MS, takie rozwiązanie pozwoliłoby zachować walory projektu, ale uniknęłoby kreowania kolejnego typu spraw cywilnych w znaczeniu formalnym, a w konsekwencji także kolejnego postępowania odrębnego.