- Emerytury Polaków. Jak wdrażany był system emerytalny w Polsce?
- Jak indywidualność zmieniła wysokość emerytur
- Droga przez mękę. Ponad 20 lata zachęcania Polaków do pracowniczych programów emerytalnych
- Oszczędzanie na jesień życia. Dlaczego PPK cieszy się popularnością Polaków?
- Swobodna wypłata z PPK. Luka czy świadoma decyzja autorów
Emerytury Polaków. Jak wdrażany był system emerytalny w Polsce?
Na początek – by zrozumieć, jaka zmiana zachodzi obecnie w naszych portfelach emerytalnych – zróbmy krok wstecz. Jedna z wdrożonych w 1999 r. czterech wielkich reform dotyczyła systemu emerytalnego. Wprowadziła ona nowy sposób myślenia o bezpieczeństwie finansowym. Fundamentalną korektą – choć do dzisiaj nie przez wszystkich uświadomioną – była zamiana systemu zdefiniowanego świadczenia na system zdefiniowanej składki. Do 1998 r. ubezpieczeni otrzymywali od państwa, jako gwaranta systemu, obietnicę wypłaty produktu emerytalnego (zdefiniowane świadczenie) za wpłacone do ZUS składki. Zależał on w jakiejś mierze od wcześniej poniesionych nakładów i składek, ale w dużej części był efektem arbitralnych decyzji politycznych, dotyczących sposobów wyliczania emerytury. Stary wzór emerytalny uwzględniał m.in. takie parametry, jak 24 proc. kwoty bazowej, parametr 0,7 za każdy rok nieskładkowy czy 1,3 za okresy składkowe. I konia z rzędem temu, kto wie, dlaczego akurat 24 proc. czy wartość 1,3.
Wprowadzony w 1999 r. system zdefiniowanej składki wywrócił do góry nogami ten sposób wyliczania świadczeń. Ubezpieczony wpłaca teraz do ZUS określoną kwotę pochodzącą z jego bieżącego dochodu (19,52 proc. podstawy wymiaru, która np. dla pracownika oznacza jego pensję brutto), a w zamian otrzymuje obietnicę, że te pieniądze (waloryzowane w okresie akumulacji) zostaną mu zwrócone po przejściu na emeryturę w postaci annuitetu, czyli dożywotniego świadczenia. Nie liczą się już ustalane, często w wyniku przetargu politycznego, wskaźniki wyliczania emerytury, ale właśnie kwota zgromadzonych na rachunku/rachunkach emerytalnych pieniędzy oraz obiektywny, raportowany przez GUS, statystyczny wskaźnik długości trwania życia dla osoby w określonym wieku. Sposób wyliczania emerytury stał się banalnie prosty – dzieli się zgromadzony indywidualnie kapitał przez tę wartość statystyczną. W skrócie działa zasada: ile wpłaciłeś, tyle odzyskasz.
Państwo zawarło ze społeczeństwem rodzaj nowej umowy, która dotyczy wszystkich – to od naszej zapobiegliwości, wpłat na indywidualne rachunki emerytalne, dbania o własną przyszłość ma zależeć wysokość naszej emerytury. Między innymi dlatego dokument, który określał nowy sposób konstrukcji systemu emerytalnego, nosił tytuł „Bezpieczeństwo dzięki różnorodności”. Odnosił się w ten sposób m.in. właśnie do tej zapobiegliwości oraz do wielofilarowości (wdrożone też zostały OFE).
Mechanika działania tego nowego konstruktu zakłada, że ZUS dalej funkcjonuje w paradygmacie repartycyjnym, czyli na zasadzie PAYG (Pay As You Go) – bieżące wpłaty pochodzące ze składek pracujących są wypłacane na bieżące zobowiązania emerytalne. Innymi słowy, pokolenie pracujące, wpłacając składki, buduje wierzytelność emerytalną wobec przyszłego pokolenia, równocześnie obsługując zobowiązania systemu emerytalnego i finansując świadczenia poprzedników. Ryzyko długowieczności jest tu oparte na bieżących transferach międzypokoleniowych – w systemie nie tworzy się żaden odkładany fizycznie na przyszłość kapitał, z którego są opłacane emerytury.
Jak indywidualność zmieniła wysokość emerytur
Ale zmiana sposobu wyliczania świadczenia, wprowadzenie do niego pełnej adekwatności (otrzymasz to, co wcześniej wpłaciłeś) i indywidualizacja (każdy ma konto emerytalne w ZUS, a jego świadczenie jest wyliczane w zależności od jego wieku odejścia z rynku pracy) zmieniły wszystko. Z jednej strony, z perspektywy wypłacalności systemu stał się on stabilniejszy w długim terminie, bo oddaje tylko tyle, ile pobrał. Ceną za to jest jednak spadek oczekiwanej wysokości świadczeń, poprzez obniżenie stóp zastąpienia (relacja pierwszej emerytury do ostatniej pensji) z ok. 50 proc. do ok. 25 proc. w 2060 r. Czyli system powszechny staje się coraz mniej hojny dla obecnych i przyszłych emerytów.
To dlatego większa miała być indywidualna przezorność pracujących, bo to w dużej mierze od ich decyzji – oszczędzać czy nie oszczędzać, opóźniać moment odejścia z rynku pracy czy nie, zgadzać się na pracę bez opłacania składek czy nie – zależy ich emerytalna przyszłość. System stał się bardziej przewidywalny, ale też bardziej wymagający.
Droga przez mękę. Ponad 20 lata zachęcania Polaków do pracowniczych programów emerytalnych
W ślad za tą kardynalną zmianą miała też pójść większa indywidualna przezorność pracujących, którzy mieli samodzielnie odkładać część pensji w powoływanych do życia przez ustawodawcę produktach oszczędnościowych. Aby ich do tego zachęcić od razu, już w 1999 r., ruszają pracownicze programy emerytalne. Nie cieszą się jednak zbytnim zainteresowaniem. W 2002 r. zostają uruchomione indywidualne konta emerytalne (IKE), a w 2012 r. indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego (IKZE).
Popularność tych wszystkich produktów jest jednak bardzo ograniczona. Z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) wynika, że pod koniec drugiej dekady XXI w. pracowało średnio ok. 16 mln osób, a liczba osób dodatkowo oszczędzających na starość wynosiła do końca 2019 r. (po 20 latach od uruchomienia reformy) zaledwie ok. 900 tys., a więc 5 proc. wszystkich pracujących. Składało się na to po ok. 300 tys. osób oszczędzających w IKE i IKZE (aktywne rachunki, na które choć raz w roku wpływa jakaś wpłata) oraz ok. 300 tys. osób w PPE.
Przez 20 lat nie udało się zatem przekonać rodaków do dodatkowego oszczędzania na jesień życia. Prawdziwą rewolucję przynosi tu dopiero wejście w życie PPK. Po tym, gdy są wdrożone, liczba oszczędzających eksploduje. Obecnie w samych tylko PPK mamy już 4 mln oszczędzających, a jeśli doliczymy do tego oszczędzających w IKE, IKZE i PPE, możemy mówić o ponad 5 mln dodatkowo oszczędzających Polaków.
Podobną dynamikę obserwujemy też, jeśli chodzi o wzrost aktywów gromadzonych przez osoby oszczędzające w PPK. Rok temu oscylowały one wokół 28 mld zł, a dziś to już 40 mld zł. Rosną w bardzo szybkim tempie – miesięcznie do PPK wpływa 600–700 mln zł.
Oszczędzanie na jesień życia. Dlaczego PPK cieszy się popularnością Polaków?
Ktoś zapyta, dlaczego udało się dopiero z PPK? Odpowiedź: to bardzo opłacalny z punktu widzenia oszczędzającego produkt. W uproszczeniu – dzięki dopłatom od firmy i państwa – każda złotówka odłożona samodzielnie oznacza dodatkową złotówkę z dopłat. Znaczenie ma także autozapis, czyli mechanizm, który zachęca do uczestnictwa w programie, nie wymagając od uczestnika żadnej aktywności. Jeśli płaci składki do ZUS, jest do PPK zapisywany automatycznie, choć może z programu się oczywiście wypisać.
Ale nie tylko atrakcyjność produktu ma tutaj znaczenie. Liczą się także inne aspekty. Polacy zaczęli mieć wreszcie z czego odkładać, choćby niewielkie kwoty. Zawsze trochę irytujące było to narzekanie na rodaków, którzy rzekomo nie rozumieli, że trzeba oszczędzać, bo inaczej będą na stare lata klepać biedę. Trudno było tego wymagać od nich w początkowych latach transformacji, gdy z wielkim trudem dźwigali się z okresu PRL-u. Liczy się także nasze oswajanie się z gospodarką rynkową i produktami finansowymi. Musieliśmy się tego nauczyć. Kolejną kwestią jest sprawa zaufania. Po zmianach, jakie zostały wprowadzone w 2013 r. w OFE, gdy rząd znacjonalizował połowę aktywów tam zgromadzonych, Polacy nieufnie podchodzili do jakichkolwiek form oszczędzania, które oferowało państwo. „Już raz zabrali, zabiorą i tym razem” – powtarzali, gdy w 2019 r. ruszyły PPK. Udaje się jednak to zaufanie odbudowywać. Oczywiście wciąż trzeba na te lęki „chuchać i dmuchać”. Dlatego tak ważna jest stabilność systemu i brak gwałtownych ruchów ustawodawcy.
Swobodna wypłata z PPK. Luka czy świadoma decyzja autorów
W tym miejscu warto na chwilę się zatrzymać na luce w PPK – jak media ochrzciły możliwość swobodnej wypłaty z programu całości pieniędzy w dowolnym momencie. To nie jest żadna luka, ale świadoma decyzja autorów projektu, którzy wiedzieli, że bez takich gwarancji bezpieczeństwa system praktycznie nie ma szans przekonać masowo Polaków do oszczędzania.
PPK się udały. To duża wartość, jeśli mamy 4 mln regularnie oszczędzających dodatkowo osób. Zwłaszcza gdy spoglądamy na nasze doświadczenia z całego okresu transformacji. Warto wyjąć ten system ze sporu politycznego i zapewnić mu stabilność oraz kontynuację. Oczywiście nie oznacza to, że nie możemy rozmawiać o zmianach. Ale stabilność jest tu więcej niż ważna. ©Ⓟ