We współczesnej Polsce kryzys demokratycznych fundamentów państwa pogłębia się wraz z nasilaniem się walki o demokrację. Walczy o nią i obóz nazywający sam siebie demokratycznym, i ten, który mówi o sobie „patriotyczny”. To, co normalnie reguluje bieg sporów – czyli ustawa zasadnicza, stojący na jej straży Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy – jest uznawane okazjonalnie albo wcale. A jeśli walkę o władzę można prowadzić bez konieczności przestrzegania prawa, przegrać mogą wszyscy. Polacy w drugiej połowie XVII w. przekonali się o tym na własnej skórze.

Stan gry

„Mimo wielkiej szansy na dokonanie wewnętrznych reform, początek siódmego dziesięciolecia XVII w. nie stał się punktem zwrotnym w wydźwignięciu Rzeczypospolitej na utraconą wcześniej pozycję hegemona w Europie. Zaprzepaszczona szansa odbudowy, za pomocą zmian ustrojowych, mocarstwowej pozycji państwa miała zemścić się w przyszłości” – twierdzi Zbigniew Dankowski w monografii „Liberum veto. Chluba czy przekleństwo?”. Z wojen, które trwały prawie trzy dekady, Rzeczpospolita wychodziła spustoszona. Utraciła prawie 30 proc. mieszkańców i dużą część gromadzonych przez wieki dóbr. A walczono niemal jednocześnie z: Kozakami, Szwedami, Rosjanami, Brandenburczykami i Siedmiogrodem. Szczęściem dla ówczesnej Polski w Wiedniu i Moskwie zaczęto się bać, że zniszczenie Rzeczypospolitej uczyni ze Szwecji najpotężniejszego, bo panującego nad całym Bałtykiem, gracza w regionie. Dzięki temu król Jan Kazimierz w najdramatyczniejszym momencie otrzymał od Rosji ofertę pokojową, która zmieniła front i uderzyła na Szwedów. Doczekał się też pomocy Austrii.

Najeźdźców pokonano, lecz nie rozwiązało to żadnego z problemów trapiących Rzeczpospolitą. Jej ustrój, niewielka armia i szczątkowy aparat państwa czyniły z niej kuszący łup dla sąsiadów. Pierwsza próba zmiany tego stanu rzeczy, podjęta przez króla w 1659 r., zakończyła się niczym. Sejm uznał, że decyzję dotyczące zniesienia obowiązku jednomyślności przy podejmowaniu uchwał… podejmie za rok. Tak jednak się nie stało. Zniecierpliwiony Jan Kazimierz w mowie wygłoszonej podczas obrad Sejmu w 1661 r. ostrzegał przed konsekwencjami zaniechań. Jak odnotowali zagraniczni posłowie, wieszczył przyszły rozbiór Rzeczypospolitej. Wedle Mikołaja Jemiołowskiego, który dwie dekady później spisał „Pamiętnik dzieje polski zawierający”, król miał m.in. zacząć wystąpienie od stwierdzenia, że: „Moskal i Ruś przy swego języka krajach opowiedzą się i wielkie księstwo litewskie sobie destinabunt (zabezpieczą – przyp. aut.)”. Dodał, że Wielkopolskę i Prusy Królewskie będzie próbowało zaanektować połączone państwo brandembursko-pruskie. Straszył posłów, żeby zgodzili się na elekcję vivente rege, czyli wybór nowego króla za życia panującego monarchy, co było pomysłem królowej Ludwiki Marii Gonzagi.

Gambit królowej

„Maria Ludwika wywarła na dzieje Rzeczypospolitej wpływ, który może być porównywany z tym, jaki sto lat wcześniej wywierała Bona Sforza” – twierdzi w opracowaniu „Udział kobiet w organizacjach i fakcjach politycznych w Rzeczypospolitej w XVI–XVII w.” Krzysztof Kossakowski. Córka księcia Mantui wiele znaczyła w Polsce już za panowania Władysława IV, jej pierwszego męża. Gdy po jego śmierci poślubiła jego brata Jana Kazimierza Wazę, znaczenie królowej jeszcze wzrosło. To ona wzięła na siebie ciężar podejmowania decyzji w najcięższych momentach szwedzkiego „potopu”. „Najpierw wymusiła obronę Krakowa, potem nie dopuściła do zrzeczenia się korony przez Jana Kazimierza i na naradach z senatorami optowała za jak najszybszym jego powrotem do kraju (ze Śląska – red.)” – opisuje Krzysztof Kossakowski. Potem tylko poszerzała zakres swej władzy, skutecznie promując w 1658 r. na najwyższe stanowiska w państwie własnych stronników. „Mikołaj Prażmowski został kanclerzem, Bogusław Leszczyński podkanclerzym, a Stefan Wydżga otrzymał biskupstwo warmińskie” – wylicza Kossakowski. „Jeszcze w poprzednim roku hetmanem polnym z polecenia Marii Ludwiki został Jerzy Lubomirski” – dodaje.

Przebojowej królowej nie sprzyjało jednak szczęście. Nie przeżyła dwójka jej dzieci, które urodziła z małżeństwa z Janem Kazimierzem. A to oznaczało, iż linia Wazów na polskim tronie wygasała. Co gorsza, król pod koniec „potopu” zaczął regularnie powracać do pomysłu, żeby zrzec się coraz mocniej ciążącej mu korony. „Król znany już wcześniej z dewocji, zamierzał usunąć się do jakiegoś klasztoru i tam w pobożności spędzić resztę życia” – twierdzi w opracowaniu „Geneza abdykacji Jana Kazimierza Wazy 1662–1668” Maciej Matwijów. „Jan Kazimierz nie należał do władców wybitnych, umiejących podołać trudnym obowiązkom panowania, z czego dobrze zdawał sobie sprawę” – dodaje autor. Małżonka nie odwodziła monarchy od tej myśli. Przekształciła ją w swój polityczny projekt. Królowa postanowiła uzyskać od szlachty zgodę na przeprowadzenie elekcji vivente rege tuż przed abdykacją Jana Kazimierza. I wynieść na polski tron księcia d’Enghien, czyli Henryka Juliusza de Burbon-Condé, syna Kondeusza Wielkiego, najwybitniejszego dowódcy w służbie króla Francji. Gonzaga zamierzała wcześniej wyswatać go ze swoją siostrzenicą Anną Henriettą Bawarską. Dopiero potem miała dać mężowi pozwolenie na udanie się do klasztoru.

Stronnictwo profrancuskie, jakie organizowała, zdawało sobie sprawę, że szlachta jest bardzo przywiązana do procedur wolnej elekcji i niełatwo będzie to zmienić. Nadzieję na sukces wiązało przede wszystkim ze wsparciem, jakie mógł zaoferować potężny król Francji Ludwik XIV. Ale ono musiało z kolei wzbudzić olbrzymi niepokój w zwalczającej francuskie wpływy w Europie Austrii. Rządzący cesarstwem Habsburgowie z automatu wspierali wrogów Paryża. W Polsce przewodzenie antyfrancuskiej opozycji wziął na siebie Jerzy Sebastian Lubomirski.

Hetman rusza do boju

Ród Lubomirskich utrzymywał bardzo dobre relacje z Wazami, gdy jego głową był wojewoda krakowski Stanisław Lubomirski. Za jego czasów majątek rodziny rozrósł się do 53 miast i 520 wsi. Czyniło to zeń najpotężniejszego magnata w Małopolsce. Wojewoda zdobył sobie też pozycję nieformalnego przywódcy małopolskiej szlachty. Dostrzegli to Habsburgowie, którzy pragnęli stworzyć w Rzeczypospolitej własne stronnictwo. Stanisław Lubomirski odziedziczył po ojcu tytuł hrabiego na Wiśniczu, który nadał rodowi cesarz Rudolf II Habsburg. Sam z kolei doczekał się tytułu księcia ofiarowanego mu w 1647 r. przez cesarza Ferdynanda III. Rok wcześniej Lubomirski po raz pierwszy wszedł w otwarty konflikt z własnym królem w związku z planami wojny tureckiej. Władysław IV chciał za fundusze pozyskane z Anglii i Francji poprowadzić wyprawę na Krym, pobić Tatarów i wyprzeć z tamtych rejonów Turcję. Magnat zrobił wszystko, aby Sejm to uniemożliwił, i okazał się bardzo skuteczny. „Otwarty konflikt domu Lubomirskich z Władysławem IV pod koniec panowania króla opóźnił o kilka lat awans senatorski syna pana na Wiśniczu. To rodziło w Jerzym Sebastianie pogłębiające się z biegiem lat poczucie krzywdy i tkwiło w nim aż do końca życia” – twierdzi Marcin Sokalski w opracowaniu „Początki działalności publicznej Jerzego Sebastiana Lubomirskiego za panowania Władysława IV Wazy”.

Gdy po śmierci ojca w 1649 r. książę Jerzy Sebastian został głową rodu, przez niemal dekadę jego relacje z nowym królem Janem Kazimierzem były lodowate. Mimo to otrzymał godność marszałka wielkiego koronnego. Na początku „potopu” zachował neutralność, acz odmówił złożenia przysięgi na wierność Karolowi X Gustawowi. W końcu udzielił schronienia Janowi Kazimierzowi i zaczął walczyć ze Szwedami. Okazał się znakomitym dowódcą, odnosił efektowne zwycięstwa. Największym było odparcie inwazji na Polskę siedmiogrodzkich wojsk Jerzego II Rakoczego. To przyniosło księciu ogromną popularność wśród szlachty i zjednało uznanie królowej. Chciała zaliczyć Lubomirskiego do swoich stronników. Po presją małżonki Jan Kazimierz zgodził się powierzyć mu buławę hetmańską.

Przyjazne relacje magnata z monarszą parą nie potrwały długo. Ucięło je ogłoszenie przez Jana Kazimierza na Sejmie w 1661 r. planów elekcji vivente rege. Książę natychmiast określił tę koncepcję mianem „nie wedle geniuszu polskiego”, dając tym znak nie tylko małopolskiej szlachcie, jak bardzo jest przeciwny planom królowej. Niedługo potem część wojsk, które od dawna nie otrzymywały żołdu, zawiązało konfederację pod nazwą Związku Braterskiego. W lipcu 1662 r. do Wilna negocjować porozumienie z rokoszanami pojechał hetman polny litewski Wincenty Gosiewski. Od dawna wierny stronnik królowej. Ku zaskoczeniu wszystkich uwięziono go, a następnie zamordowano. Choć nic na to nie wskazywało, Ludwika Maria była przekonana, że za konfederacją i zabójstwem stał Lubomirski. Postanowiła więc rozprawić się z nim tak, jak uczyniono z Hieronimem Radziejowskim, który namówił Karola X Gustawa do najazdu na Polskę. Jednak ustrój polityczny Rzeczypospolitej sprawiał, że nie było to takie proste.

Partia dworu

„W latach 50. XVII w. zwyciężyła koncepcja jednogłośnego podejmowania decyzji w końcowym etapie sejmu – w odniesieniu do spraw sprzecznych z prawem. Choć w świadomości społecznej funkcjonowało pojęcie „ius vetandi” (prawo do sprzeciwu – przyp. aut.), aż do 1661 r. bezwzględna zgoda wszystkich wymagana była tylko podczas próby prolongowania obrad” – tłumaczy w monografii „Między społeczeństwem szlacheckim a władzą” Joanna Choińska-Mika. Zwyczaj zrywania obrad parlamentu przy użyciu liberum veto dopiero się wówczas kształtował. „Przełomowe znaczenie (…) miała walka polityczna wokół sprawy Jerzego Lubomirskiego na sejmach 1664–1665 i 1665 r.” – dodaje Choińska-Mika.

Nim to nastąpiło królowa, dysponując olbrzymi funduszami, jakie zaczęły napływać od Ludwika XIV, rozpoczęła niespotykaną wcześniej akcję agitacyjną, by przekonać szlachtę do elekcji za życia monarchy. „W związku z tym sięgnięto po zupełnie nowy środek oddziaływania na opinię społeczną, jakim była prasa, a ściślej – pierwsza polska gazeta «Merkuriusz Polski Ordynaryiny». Dwór postanowił sięgnąć jak najdalej i dotrzeć do wielu zakątków kraju – wysyłano agitatorów, by odpowiednio przekonywali szlachtę do tego pomysłu, używając pieniądza, obietnic, aby tylko składano podpisy pod zgodą na nową elekcję” – pisze w monografii „Z badań nad zjawiskiem korupcji w nowożytnej Rzeczypospolitej XVII–XVIII wieku” Jacek Kaniewski.

Dzielnie wspierali w tym Gonzagę przysłani z Francji dyplomaci. Syn Kondeusza Wielkiego na tronie Rzeczypospolitej oznaczał bowiem wciągnięcie jej do antyhabsburskiej koalicji, którą budował Król Słońce. Hojnie przekazywane łapówki zjednały dla elekcji za życia Jana Kazimierza najważniejsze osoby w państwie.

Jednocześnie królowa szykowała się do rozprawy z Lubomirskim. Ten nie czekał bezczynnie. W opozycji do stronnictwa profrancuskiego zaczął budować własne, mając na to dość środków finansowych. Mógł też liczyć na wsparcie Wiednia. Habsburgowie nie zamierzali bowiem pozwolić na oddanie Rzeczypospolitej w ręce króla z Francji.

Magnat podgrzewał nastroje wśród szlachty, oskarżając parę królewską o chęć zniszczenia demokracji szlacheckiej i ustanowienie na jej miejsce francuskim wzorem monarchii absolutnej. Dwór odpowiadał, że pragnie jedynie reform, które naprawiłyby Rzeczpospolitą i zabezpieczyły ją na przyszłość. Niestety oznaczało to, że wprowadzenie ograniczenia jednomyślności Sejmu i możliwość przedłużania obrad ponad przyjęte sześć tygodni połączono w pakiecie z vivente rege, licząc na to, że sejmiki i wysłani przez nie na Sejm Walny posłowie poprą te zmiany. Faktycznie po 30 latach wojen w stanie szlacheckim zapanowało przekonanie, że zmiany są konieczne. Nie oznaczało to oczywiście, że szlachta zamierzała się zgodzić na wprowadzenie monarchii absolutnej. Z uwagą słuchano ostrzeżeń Lubomirskiego. Tak walka o vivente rege pogrzebała nadzieje na reformy.

Senackie roszady

Po długim przygotowywaniu opinii publicznej w 1664 r. królowa, mając za sobą w pełni lojalnego króla, przystąpiła do ofensywy. Monarsza para zaczęła wywierać olbrzymią presję na członków Senatu, aby ten oskarżył Lubomirskiego o zawiązanie spisku i próbę obalenia Jana Kazimierza. Po podobnym procesie Hieronim Radziejowski został skazany na wygnanie z kraju oraz konfiskatę dóbr, jednak w jego przypadku dysponowano niezbitymi dowodami zdrady. Oskarżenia wobec potężnego księcia oparte były jedynie na pogłoskach. Magnat próbował się bronić, zabiegając o wsparcie sejmików, tak by wydelegowały na zbierający się w grudniu 1664 r. Sejm życzliwych mu posłów. Dwór działał jednak skuteczniej, bo dysponował większymi zasobami słanej z Francji gotówki. Wszędzie tam, gdzie Lubomirski zyskiwał przewagę, udawało się zrywać sejmiki. Tym sposobem pozbawiono księcia oparcia w izbie poselskiej i umocniono kontrolę królowej nad Senatem. „Oczywiście, demonstrowany przez senatorów koniunkturalizm dość łatwo wytłumaczyć. Przy okazji sprawy Lubomirskiego dwór pokazał determinację w niszczeniu swych politycznych przeciwników, daleko większą nawet niż w przypadku Hieronima Radziejowskiego. Dlatego też znajdujący się pośród senatorskiego grona oponenci nie ośmielili się otwarcie przeciwstawić monarszej parze” – tłumaczy Choińska-Mika. Natomiast w Sejmie mimo wszystko znalazło się kilku oponentów przeciwnych oskarżaniu Lubomirskiego o zdradę. Składali protesty, tak blokując obrady, a na koniec je zerwali.

Mimo to 13 grudnia król, senatorowie i ośmiu posłów wydelegowanych przez Sejm rozpoczęli sąd nad księciem, nie dopuszczając dowodów świadczących na jego korzyść. „Na stronę oskarżoną oczekiwano jeszcze następnego dnia, ale bezskutecznie. Lubomirski wprawdzie opuścił Janowiec, lecz zamiast udać się do Warszawy, podążył do Łańcuta, a potem na Śląsk” – pisze w monografii „Rokosz Lubomirskiego” Stanisław Płaza. „Tymczasem na tajnej naradzie (18 XII) z udziałem króla, królowej, obu kanclerzy i kilku prodworskich senatorów oraz posła francuskiego zapadła decyzja, by 22 XII nastąpiło rozstrzygnięcie procesu przeciwko Lubomirskiemu” – dodaje.

Specjalny trybunał skazał zaocznie księcia na „utratę czci, życia i wszystkich dóbr”. Królowa triumfowała, ale Polska właśnie przegrywała swą przyszłość. Przez następne dwa lata zerwano wszystkie sejmy, bo szlachta na serio zaczęła się bać, że nadchodzi koniec demokracji. Utracono zaufanie do króla, dworu i Senatu, podejrzewając, że dążą do narzucenia Rzeczypospolitej monarchii absolutnej. Najbardziej się zaś oberwało się Gonzadze. „Wkrótce niechęć do królowej przerodziła się wręcz w nienawiść. Zaczęto obwiniać Ludwikę Marię o wszelkie niepowodzenia Rzeczypospolitej, oskarżano o napaść na wolność kraju i o wywołanie wojny domowej” – pisze Agnieszka Michalczuk w opracowaniu „Francuzi w XVII-wiecznej Rzeczypospolitej”. Pozbycie się z kraju Lubomirskiego okazało się początkiem serii klęsk.

Pat w kraju bez przyszłości

„Banita szukał pomocy nie tylko w Wiedniu, ale także w Berlinie, Sztokholmie, Moskwie oraz u Kozaków i Tatarów. Za uzyskane od cesarza i książąt Rzeszy pieniądze werbował wojsko zaciężne. Moskwie odradzał zawarcie pokoju z Rzeczpospolitą, a za pomoc obiecywał poparcie cara w jego staraniach o tron polski” – relacjonuje Stanisław Płaza.

Królewska para, jej otoczenie i całe stronnictwo profrancuskie nie wzięły pod uwagę, że książę jest zaprawionym w bojach wodzem. Przyparty do muru postanowił walczyć o swój rodowy majątek i utraconą pozycję, używając wszelkich dostępnych mu środków. A te dzięki wsparciu Habsburgów okazywały się całkiem spore. „Lubomirski rozpoczął także wielką agitację w kraju. Jego agenci upowszechniali na sejmikach szlacheckich (począwszy od przedsejmowych w lutym 1665 r.) oraz w wojsku zręczny a jątrzący list” – opisuje Płaza. Cieszący się wciąż olbrzymią popularnością magnat opisywał w nim oszustwa popełnione podczas jego procesu oraz wzywał szlachtę, by broniła go przed niesprawiedliwym wyrokiem.

Wreszcie zaś w kwietniu 1665 r. wraz z zebranym wojskiem wyruszył z Wrocławia do Polski. „Chciał siłą skłonić króla do uchylenia wyroku, a być może także do abdykacji” – twierdzi Stanisław Płaza. W odpowiedzi Jan Kazimierz zażądał do biskupa krakowskiego Andrzeja Trzebickiego obłożenia księcia ekskomuniką za podniesienie ręki na pomazańca bożego. Ogłosił też uniwersał oskarżający Lubomirskiego o wzniecenie rokoszu, odwodzenie wojsk od posłuszeństwa hetmanom oraz podburzanie Kozaków na Ukrainie do buntu. Wprawdzie hetman wielki koronny Stanisław Potocki opowiedział się po stronie króla, lecz wojska koronne wycofane z Ukrainy w głąb kraju związały we Lwowie konfederację i w lipcu 1665 r. zażądały od monarchy rezygnacji z elekcji vivente rege oraz anulowania wyroku ciążącego na Lubomirskim. Gdy król odmówił, oddziały te przeszły na stronę księcia. Janowi Kazimierzowi udało się jednak zaciągnąć 12 tys. wiernych mu żołnierzy, co powodowało, iż siły obu stron były bardzo wyrównane.

„Rozpoczęły się walki podjazdowe w trudnych warunkach deszczowego lata, ciągła gonitwa wojsk królewskich, kierowanych po części według rad Jana Sobieskiego, za świetnym kawalerzystą Lubomirskim, który unikał walnego starcia, zręcznie wymijając przeciwnika” – pisze Stanisław Płaza. „Te walki bardzo wyniszczały kraj. Lubomirski pustoszył dobra swoich przeciwników politycznych, przede wszystkim Sobieskiego, który po nim otrzymał laskę marszałkowską” – dodaje.

Biskup Trzebicki usiłował doprowadzić do pojednania księcia z monarchą, ale układ pojednawczy zawarty na początku listopada 1665 r. pod Pałczynem Wielkopolskim nie rozwiązał konfliktu, choć gwarantował amnestię rokoszanom. „Jan Kazimierz wprawdzie gotów był do uroczystego wyrzeczenia się elekcji «vivente rege», ale nie chciał wrócić Lubomirskiemu odebranych urzędów (laski marszałkowskiej i buławy hetmańskiej)” – wyjaśnia Stanisław Płaza. Książę przeczekał zatem zimę we Wrocławiu pod opieką Habsburgów, a wiosną powrócił z wojskiem. Wszczął też akcję propagandową, odwołując się do sejmików, by te zmusiły króla do oddania mu wszystkich tytułów. Tymczasem Jan Kazimierz musiał się zmagać z coraz większą presją żony, domagającej się głowy Lubomirskiego, oraz ze zwrotem w polityce Francji, która chciała ugody z Lubomirskim, ponieważ zależało jej na porozumieniu z Brandenburgią. Ta miała swojego kandydata na polski tron (księcia palatyna Filipa Wilhelma Neuburga). Ludwik XIV zrezygnował więc z planów osadzenia w Warszawie księcia d’Enghien.

Na polu bitwy

Jan Kazimierz postanowił więc doprowadzić do rozstrzygającej bitwy, licząc na talent militarny Jana Sobieskiego, którego mianował hetmanem polnym koronnym. Doszło do niej 13 sierpnia 1666 r. pod wsią Mątwy niedaleko Inowrocławia. Tam Lubomirski po raz kolejny dowiódł, jak znakomitym jest wodzem. Wroga zaskoczył, gdy ten przeprawiał się przez Noteć i okoliczne bagno. Potężne uderzenie jazdy zmiotło niegotowe do walki wojsko króla. Zginęło ok 5 tys. najlepszych weteranów, niegdyś podkomendnych Stefana Czarnieckiego. „Jeńców nie tylko że nie pozostawiano przy życiu, ale jeszcze w dwie godziny po bitwie rąbano ich na sztuki, rannych dobijano, pastwiono się nawet nad trupami” – opisuje Stanisław Płaza.

W starciu pod Mątwami jeńców nie tylko że nie pozostawiano przy życiu, ale jeszcze w dwie godziny po bitwie rąbano ich na sztuki, rannych dobijano, pastwiono się nawet nad trupami

Tak kończył się spór polityczny obozu profrancuskiego z Lubomirskim i wspierającymi go Habsburgami. W tym momencie swój kres znalazły idee elekcji vivente rege oraz zreformowania Rzeczypospolitej. Zaszokowana rzezią szlachta wymusiła pokazowe pojednanie króla z księciem. Zgodziła się też, aby Lubomirski pozostał na wygnaniu we Wrocławiu. A jak źrenicy oka zaczęła strzec swego prawa do liberum veto. ©Ⓟ

Dwaj siłacze

Piotr I, rządząc poddanymi żelazną ręką, zmodernizował państwo i armię wedle zachodnich wzorców. August II, władając pogrążoną w anarchii Rzeczpospolitą oraz spustoszoną przez Szwedów Saksonią, zupełnie przestał się liczyć jako partner polityczny. Piotr I próbował zatem podporządkować sobie zarówno jego, jak i całą Rzeczpospolitą. Sas z tej opresji wyrwał się dopiero po śmierci dawnego kompana od kielicha dzięki sojuszowi z Francją.

Na edgp.gazetaprawna.pl • „Mocni jak August II”, DGP nr 104/2025 z 30 maja 2025 r.